Więcej

    Jeszcze raz i Kaukaz! Ze szlaku Włóczęgów Wileńskich w Gruzji (8)

    Czytaj również...

    Górzysta Dżawachetia pozostawiła wspaniałe wspomnienia w postaci zamku Chertwisi Fot. Waldemar Szełkowski

    W wieku XIX carski urzędnik szyderczo świdrując spojrzeniem studenta, profesora bądź chłopa zachodnich guberni rzucał przez zęby w jego stronę: „Jeszcze raz i Kaukaz!”. Wówczas słowa te brzmiały złowieszczo i napawały zgrozą, a niejeden odczuł zastosowanie ich w praktyce.

    Spośród znanych zagrożonych zesłaniem na Kaukaz Polaków jest Józef Ignacy Kraszewski. Za udział w studenckim antyrosyjskim spisku w 1830 r. miał być „oddany w sołdaty”. Od grożącej mu branki do wojska na Kaukaz uratowało wstawiennictwo u generał-gubernatora wpływowej ciotki, przełożonej zakonu wileńskich wizytek, uzupełnione zapewne sowitą łapówką.

    Wielu, którzy zamiast znaczących krewnych mieli w życiorysie udział w powstaniu, wcielono do carskiej armii, zwalczającej niepokornych górali. Paradoks i niesprawiedliwość losu. Jakie uczucia żywił wówczas polski patriota wtłoczony w rosyjski mundur do strzelającego w niego Gruzina bądź Czeczena walczącego przecież o własną wolność, podobnie jak czynił to przed rokiem Polak?

    Górzysta Dżawachetia pozostawiła wspaniałe wspomnienia w postaci zamku Chertwisi oraz skalnego miasta Wardzia. Mnóstwo rozmieszczonych rzędami jaskiń, dzwonnice, sale, apteki, ukryte ścieżki oraz tunele są wydrążone nad rzeką w skale na wysokości ponad tysiąca metrów, co z daleka czyni wrażenie potężnej jaskółczej kolonii. Powstało w XII w. jako wojskowa twierdza, następnie za królowej Tamary poszerzona i zamieniona na klasztor, ale w wypadku wojen Wardzia nadal pełniła rolę cytadeli. Na stałe mieszkało tam 700 mnichów, a znaleźć schronienie mogło do 45 tys. osób.

    Rysy twarzy Gurama Kaperskiego są bardziej kaukaskie, widać jednak odrobinę krwi słowiańskiej, szlachcica spod Krakowa zesłanego na Kaukaz za udział w powstaniu listopadowym Fot. Waldemar Szełkowski

    Najlepszą jednak była gościna u gospodarza w Achalcyche o nietypowym w Gruzji nazwisku — Kaperski. Rysy twarzy bardziej kaukaskie, widać jednak odrobinę krwi słowiańskiej, szlachcica spod Krakowa zesłanego na Kaukaz za udział w powstaniu listopadowym. Guram Kaperski dzisiaj jest prezesem Związku Polaków Południowej Gruzji, skupiającym potomków zesłańców bądź poszukujących tam kiedyś pracy. W Gruzji znaleźli nową ojczyznę, niewielu już zna język polski, polskość wyraża się u większości w poczuciu posiadania polskich korzeni — i właśnie — korzeni szlacheckich.
    Pierwsza fala zesłańców na tzw. „ciepłą Syberię” dotarła już w 1794 roku. Byli to uczestnicy powstania kościuszkowskiego. Następną falę zasilili polscy jeńcy z wojsk napoleońskich, których liczbę w zależności od źródeł określa się na kilka do kilkunastu tysięcy. Większość z nich powróciła do Polski po manifeście Aleksandra I.

    Szczególnie liczny napływ Polaków nastąpił po upadku powstania listopadowego, a następnie po stłumieniu powstania styczniowego. Zesłańcy przybywali również w okresach między powstaniami, na przykład po spisku Szymona Konarskiego. Siłą wcielani do wojska rosyjskiego, niejednokrotnie spędzili w tym rejonie świata całe życie. W ten sposób trafili także do Gruzji, gdzie przydzielani do kaukaskich pułków nieraz skupieni byli we wsiach gruzińskich, takich jak np. wieś Gombori, 60 km od Tbilisi. Byli to często młodzi ludzie pochodzenia szlacheckiego, stąd dziś ich potomkowie, już w piątym, szóstym pokoleniu, noszą swojsko brzmiące nazwiska, jak Potoccy, Kościelscy, Kwiatkowscy, Poniatowscy, Mickiewiczowie, Sienkiewiczowie, Korczyńscy itd.

    Związek Polaków Południowej Gruzji Fot. Waldemar Szełkowski

    Ostatnia fala Polaków przybyła na Kaukaz na przełomie XIX i XX w. w okresie rozkwitu gospodarki rosyjskiej, w celach zarobkowych. Byli to głównie fachowcy: inżynierowie, nauczyciele, muzycy, malarze, a nawet akuszerki. Polacy pozostawili wiele śladów swojej działalności w tym regionie. Naczelnym inżynierem budowy najdłuższego tunelu na Kaukazie — Suramskiego — był Ferdynand Rydziewski, założycielem znanego rezerwatu Łagodechia w Kachetii biolog Ludwik Młokosiewicz, jednym z pierwszych profesorów tbiliskiego Konserwatorium — Lucjan Truszkowski, w Gruzji przez długie lata tworzył słynny polski malarz Zygmunt Waliszewski.

    Przed wybuchem I wojny światowej na terenie obecnej Gruzji mieszkało ok. 8-9 tys. Polaków, w większości (ok. 5 tys.) w Tbilisi, ponadto w Kutaisi, Achalcyche i Suchumi. Pierwsza organizacja polonijna — „Dom Polski” powstała w 1907 roku, a po rewolucji lutowej w 1917 — kilka następnych. Zaczęto wydawać w języku polskim czasopismo „Tygodnik Polski”. W latach 1918-1924 podczas repatriacji większość ludności polskiej opuściła Południowy Kaukaz.

    Skromna siedziba Związku Polaków Południowej Gruzji Fot. Waldemar Szełkowski

    Na początku odrodzenia narodowego w Gruzji doliczono się około 1500 naszych rodaków lub osób polskiego pochodzenia. Dziś jest ich nieco mniej, choć jak się tu mówi, w Gruzji niemal co drugi obywatel legitymuje się posiadaniem polskiej babci, co bardzo nobilituje. 80 procent Polonii gruzińskiej to ludzie z wyższym wykształceniem. Najwięcej jest skupionych w Związku Kulturalno-Oświatowym Polaków w Gruzji „Polonia”.

    Ważnym ośrodkiem życia polonijnego w Tbilisi jest kościół katolicki św. Piotra i Pawła, wybudowany w latach osiemdziesiątych XIX stulecia, w którym działalność duszpasterską prowadził przez 20 lat ks. Jan Śnieżyński. Przez wiele lat kościół był jedynym miejscem, gdzie mogli się spotykać gruzińscy Polacy. Obecnie w Gruzji przebywa ośmiu księży z Polski, czterech w stolicy, pozostali prowadzą działalność w prowincjach na południu Gruzji.

    Przed powrotem do Wilna każdy z ekipy zatroszczył się o pamiątki — „skroplone słońce Gruzji”, czyli wino, wyroby z ceramiki, biżuterię, maskotki itd. Dla mnie Gruzja kojarzyła się z noszonym na Kaukazie długim, wciętym w pasie okryciem bez kołnierza i z nabojami w kieszeniach na piersi — tak zwaną czerkieską, na pasie ze sztyletem, nazywanym przez górali kindżałem.

    Obrazy, ceramika, srebrna zabytkowa biżuteria, medale, monety, rogi, skóry wilków i niedźwiedzi... i to, czego szukałem — biała broń Fot. Waldemar Szełkowski

    O podobnego rodzaju pamiątki najłatwiej w Tbilisi na targu „przy Suchym Moście”. Jest to odpowiednik wileńskiego „pchlego targu” na Górze Bouffałowej, o podobnej atmosferze, lecz o wiele szerszym asortymencie kaukaskich i nie tylko rarytasów. Obrazy, ceramika, srebrna zabytkowa biżuteria, medale, monety, rogi, skóry wilków i niedźwiedzi… I to, czego szukałem — biała broń. Czerkieski, co prawda, nie znalazłem, ale broni naoglądaliśmy się pod dostatkiem.
    Zdziwiony różnorodnością i ilością militariów zapytałem pewnego handlarza, skąd u nich taka ilość także broni niemieckiej, jeżeli Wehrmacht do Gruzji nie dotarł.

    — A kto w Sojuzie był najbogatszy? — pytaniem skwitował moją ciekawość straganiarz. Ekonomicznie w Związku Sowieckim Gruzini mieli się nie najgorzej. Uprawiali owoce, sprzedawali je w całym kraju i mogli pozwolić sobie na bogate kolekcje. Teraz, niestety, wyzbywają się poszczególnych okazów.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dla mnie przypadł do gustu zabytkowy gruziński kindżał o wizerunku z roślinnych motywów na głowni i srebrnych guzach na rękojeści. Niemało się namęczyłem przy ustalaniu ceny, bowiem straganiarz okazał się Ormianinem. O tym właśnie kupieckim narodzie dawniej powiadano, że dwóch Żydów płacze, jak jeden Ormianin się rodzi.

    „Polskij klinok?”. Przyjrzeliśmy się uważniej. Na rdzawej klindze, a tylko tyle pozostało po bodajże osiemnastowiecznej karabeli, ukazał się przed nami oczyszczony napis „Honor i Ojczyzna” Fot. Waldemar Szełkowski

    Po ubiciu targu usłyszeliśmy jeszcze charakterystykę poszczególnych typów kaukaskich kindżałów — ten o trzech rowkach, tak zwanych strudzinach, jest typowym gruzińskim, z wizerunkiem kiści winogron — kachetskim, a tam leży „polskij klinok”…

    — Polski? — z niedowierzaniem spojrzeliśmy.

    — Tak. Zobaczcie na napis, a krótki dlatego, bo służył szlachcie do walki w karczmach, gdzie niskie były sufity i krótka szabla lepiej się sprawdzała — wyjaśniał handlarz.

    Przyjrzeliśmy się uważniej. Na rdzawej klindze, a tylko tyle pozostało po bodajże osiemnastowiecznej karabeli, ukazał się przed nami oczyszczony napis „Honor i Ojczyzna” oraz nasunęło się pytanie bez odpowiedzi — jak i dlaczego znalazła w dali od ojczyzny? Prezent? Trofeum wojenne Turka walczącego kiedyś przeciw Rzeczypospolitej? A może przemycona na zesłanie pamiątka o kraju?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Również ta szabla stała się przykładem losu Polaków wichrem dziejowym rozproszonych po świecie.

    Cdn.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Bitwa niemeńska. Ostateczne zwycięstwo

    Wiktoria pod Warszawą nie przesądziła jeszcze o zwycięstwie w wojnie polsko-bolszewickiej. Lenin nie odwołał światowej rewolucji, a Tuchaczewski był jeszcze pewien swojego zwycięstwa i jego rozkazy wciąż mówiły o zajęciu Warszawy. Nad Niemnem, przede wszystkim w okolicy Grodna, bolszewicy...

    Warszawa również wileńską krwią obroniona

    Zwycięska Bitwa Warszawska 15 sierpnia 1920 r. i wygrana wojna polsko-bolszewicka przekonały Polaków, że po wielu latach rozbiorów i klęsk można pokonać wroga o wiele liczniejszego. Polskie zwycięstwo uchroniło Europę przed bolszewickim barbarzyństwem, a małym narodom na 20 lat...

    Plecak szykować czas (2)

    Powracam z nostalgią do zdjęć, notatek i reportaży, wspomnień z włóczęg bliższych i dalszych, czym nieraz dzielę się na Facebooku. Nie tylko przeszłością żyję, wciąż powstają plany ruszenia w siną dal. To już prawie 30 lat takiego życia... życia...

    Plecak szykować czas (1)

    Powracam z nostalgią do zdjęć, notatek i reportaży, wspomnień z włóczęg bliższych i dalszych, czym nieraz dzielę się na Facebooku. Nie tylko przeszłością żyję, wciąż powstają plany ruszenia w siną dal. To już prawie 30 lat takiego życia... życia...