Więcej

    Ziemia w Wilnie jest, ale na sprzedaż

    Czytaj również...

    Fot. Marian Paluszkiewicz

    Władze Wilna zamierzają wystawić na sprzedaż ponad 200 hektarów wolnej ziemi wartej ponad 300 mln litów, nie zważając na to że w stolicy brakuje ziemi dla byłych właścicieli, którym pieniężna rekompensata za mienie utracone nie jest dla nich przewidziana w ogóle.

    Tonący w długach samorząd wileński zamierza łatać dziurę w budżecie, odsprzedając nieduże parcele wolnej ziemi. Będą mogli je odkupić od miasta właściciele posiadłości, do których te parcele przylegają. Wielkość sprzedawanej parceli nie może jednak przekraczać 6 arów, jak też ziemia ta nie może leżeć w strefie ochronnej dróg i komunikacji, jak również nie bliżej niż 50 metrów od brzegu rzek i zbiorników wodnych. Według wstępnych obliczeń samorządu, na tej sprzedaży miasto może zarobić około 40 mln litów jeszcze w tym roku. Jak podaje stołeczny magistrat, w sumie w mieście może być do 220 hektarów wolnej ziemi, zaś jej wartość rynkowa wstępnie szacowana jest na około 320 mln litów, co stanowi prawie 1/3 zadłużenia budżetowego Wilna.

    Zdaniem byłych właścicieli ziemi, którzy już od prawie 20 lat starają się o odzyskanie swojej ojcowizny, z części przewidzianej na sprzedaż ziemi można byłoby formować działki na rekompensatę dla byłych właścicieli ziemi. Tam zaś gdzie nie jest to możliwe (uwarunkowania topograficzne, kształt parceli), ta ziemia mogłaby faktycznie być sprzedawana, lecz przynajmniej część pieniędzy ze sprzedaży powinna byłaby trafiać na rekompensaty pieniężne dla byłych właścicieli nieruchomości. Problem polega jednak na tym, że czegoś takiego nie przewidują ustawy.

    — Niestety, ustawy nie pozwalają byłym właścicielom zajętych parceli na przeniesienie ich na wolną ziemię, jak też nie jest przewidziana rekompensata pieniężna za utraconą ojcowiznę w mieście — wyjaśnia „Kurierowi” Grzegorz Sakson, prezes Związku Prawników Polaków na Litwie, który od lat zajmuje się pomocą prawną dla byłych właścicieli ziemi. Tłumaczy też, że obowiązujący system prawny nie uwzględnia interesów byłych właścicieli przy zagospodarowaniu wolnej ziemi w mieście.

    — Owszem, samorząd mógłby formować na wolnej ziemi parcele na rekompensaty w naturze dla byłych właścicieli. Lecz w tym przypadku najczęściej zwycięża interes finansowy miasta, gdyż ze sprzedaży wolnej ziemi do budżetu trafia 50 proc. jej ceny, zaś druga połowa zasila budżet państwowy. Dlatego zadłużona władza najczęściej decyduje się na sprzedaż wolnej ziemi, a nie na formowanie działek w ramach rekompensaty dla byłych właścicieli.

    Że „wsio zakonno”, ale jednak niesprawiedliwie wobec byłych właścicieli uważa również Kęstutis Mozeris, wiceprezes wileńskiego oddziału Związku Właścicieli Ziemskich.

    — Od lat walczymy o to, żeby najpierw i bezapelacyjnie byłyby zaspokojone potrzeby byłych właścicieli ziemi, a dopiero potem władze miejskie mogłyby handlować wolną ziemią. Niestety, w tym przypadku prawo nie jest po naszej stronie, gdyż wolna ziemia, która nie jest byłą własnością, nie podlega reprywatyzacji, więc miasto może formować tam parcele na sprzedaż — mówi nam Kęstutis Mozeris. Przyznaje jednak, że obszary wolnej ziemi mogą zaspokoić potrzeby byłych właścicieli zarówno w naturze, jak też w ekwiwalencie pieniężnym tylko w nieznaczny sposób.

    — Dziś na potrzeby procesu reprywatyzacji potrzeba jest kilka tysięcy hektarów, czy też kilka miliardów litów w ekwiwalencie pieniężnym — zauważa wiceprezes Związku Właścicieli Ziemskich.

    Przypominamy, że obecnie w Wilnie na restytucję praw własności na ziemię czeka ponad 6 tys. byłych właścicieli. Wśród nich najwięcej jest miejscowych Polaków oraz ich potomków. Dotychczas swoją własność odzyskało zaledwie nieco ponad 13 proc. byłych właścicieli. Wobec czego, po 20 latach reformy rolnej, proces reprywatyzacji w Wilnie faktycznie dopiero się zaczyna, gdy w tym samym czasie w całym kraju dobiega końca, a w poszczególnych rejonach został zakończony jeszcze kilka lat temu.

    Nie brakuje w Wilnie również chętnych na dokupienie kilku dodatkowych arów do już posiadanych działek. Jak poinformował dziennikarzy mer Wilna Vilius Navickas, w ubiegłym roku podania o dokupienie ziemi złożyło nieco ponad 140 osób, tymczasem tylko w styczniu tego roku takich podań jest już prawie 90. Korzystając z możliwości dokupienia ziemi, niektórzy właściciele posiadłości mogą nawet podwoić swoją posiadłość. Czasami też dochodzi do nieprawidłowości podczas sprzedaży wolnej ziemi. W ich wyniku właściciel kilkuarowej działki może z czasem powiększyć ją kilkakrotnie. Jak udało się nam dowiedzieć, schemat takiego działania jest prosty, pod warunkiem, że obok posesji kupującego jest większy obszar wolnej ziemi. W takim przypadku właściciel dokupuje najpierw działkę dopuszczalnej wielkości 6 arów, a po zakończeniu transakcji powtarza proces „dokupienia” kolejnych kilku arów. Faktycznie nie powinno do tego dochodzić, ale urzędnicy miejscy kontrolujący ten proces często na to przymykają oko. Były już przypadki, kiedy w ten sposób nieduża parcela rozrastała się do rozmiarów dużej działki budowlanej, na której potem powstawały pokaźne apartamentowce, jak na przykład ten w pobliżu mostu Króla Mendoga.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...