Więcej

    Stanisława Sisicka: „Swój raj stworzyłam sama”

    Czytaj również...

    Każda rzecz zrobiona moimi rękoma: i ta poduszka, i narzuta i te „kwiatki”, które nie więdną — mówi Stanisława Sisicka Fot. Marian Paluszkiewicz

    „Oj długi, długi potrzebny byłby stół, bym przy nim mogła z okazji Wielkanocy zmieścić całą swoją rodzinę, która —chwała Bogu — z każdym rokiem jest coraz większa – mówi mieszkanka Mejszagoły Stanisława Sisicka.

    — Tak rozrośliśmy się, że nie można już wszystkich w jednym domu już pomieścić! — kontynuuje. — Dlatego ostatnio moje dzieci sprawiły mi niespodziankę. Na mój skromny jubileusz wynajęły niedawno otwartą w naszym miasteczku restaurację „Grafo Houwalto dvaras”. Zebrała się cała moja rodzinka — dokładnie sześćdziesiąt osób, no i ja — w restauracji, czyli jak żartuję „u hrabiego” i dzięki swoim najbliższym po hrabiowsku pohulałam!.

    A powodem takiego „zjazdu rodzinnego” był chlubny jubileusz — 100-lecie seniorki rodziny.

    Kiedy na nasze spotkanie wychodzi żwawo niewysoka, starsza pani — spoglądamy ze zdumieniem — czyżby to stulatka? Bo nikt absolutnie na pewno tych lat nie dałby pani Stanisławie. Kiedy o tym mówimy, zarówno synowa Weronika, jak też syn Stanisław, którzy razem mieszkają, w jeden głos mówią: „A gdyby to widzieliście jak nasza babcia (tak pieszczotliwie wszyscy panią Stanisławę nazywają) podczas swego jubileuszu tańczyła, ciesząc się, że zbiegł się on z dniem św. Józefa, kiedy to w czasie postu i zatańczyć nie jest grzechem!”.

    Stanisława z domu Bieniukówna, po mężu Sisicka urodzona w Wilnie i chociaż jako mała dziewczynka miasto wraz z rodzicami opuściła, to mimo to parafia Wszystkich Świętych, do której należeli, jest dla niej nadal bliska.

    Życie ją nie rozpieszczało, zresztą jak większość urodzonych w owych jakże burzliwych latach: wojny, rozruchy, a wraz z tym głodu. Dlatego to rodzice sądząc, że na wsi będzie lżej przeżyć (dziesięcioro dzieci) zdecydowali się tam przenieść. Do Gejsiszek. Tu się osiedlili.

    Plany, plany… A tymczasem życie swoje korekty tak jak do losu każdego człowieka zaczęło wnosić. Ojciec wiele lat ciężko chorował, a potem na tamten świat się przeniósł. Było jeszcze trudniej, bo mama — panienka z miasta, niestety, na wsi z trudem sobie radziła. Nie na jej siły była ta ciężka dola wieśniacza. Dlatego to każde dziecko (z dziesięciorga — tylko połowa wyżyła) radziło, jak mogło, pracując przede wszystkim ponad ludzkie siły.

    „Był czas, że żebrać nawet musieliśmy albo łubin jeść czy też inną trawę. Ale na święta, zawsze nawet w najtrudniejszych czasach, zawsze był stół bardziej świąteczny. Pewnie, że nie taki jak teraz, kiedy ludzie i na co dzień nie wiedzą, co jeść i co pić. I ciągle narzekają. Zawsze mówię dla dzieci, że trzeba zadowalać się tym, co jest, nie narzekać, ale dziękować Bogu za dary dane, bo jeden rok jest gorzej, a potem na następny znów zaświeci słońce. Grunt, aby była wiara w Boga poparta codzienną pracą” — z przekonaniem mówi Sisicka.

    Gdzie i kiedy poznała męża? Pani Stanisława aż się dziwi temu zadanemu pytaniu, bo jak mówi, nikt kiedyś ani mężów, ani żon nie wiadomo skąd nie sprowadzał. Młodzi się żenili z jednej parafii, czasami jak to w jej przypadku — nawet z jednej wsi. Już dziś nie pamięta, kiedy sobie wpadli w oko, a kiedy Stasia miała lat 19 wraz z równie młodym Alfonsem przed ołtarzem kościoła św. Anny w Duksztach Pijarskich stanęli.

    I tak rozpoczęło się nowe życie. Nowe, ale jakże podobne, do okresu panieńskiego, bo w młodej rodzinie również się nie przelewało, trzeba było pracować, oszczędzać i… dzieci rodzić.

    Rodziły się jedno po drugim: Leonard, Jan, Marian, Henryk, Stanisław, Antoni, Czesława, Zofia, Teresa, Danuta. Każde oczekiwane, każde kochane.

    „No, bo przecież z miłości każde dziecko na świat przyszło — mówi pani Stanisława. — Mój był dobry człowiek, ale pracować to musieliśmy ciężko. Najpierw mieszkaliśmy w Gejsiszkach, potem budowaliśmy nowy dom w Żylańcach, a kiedy i ten na znos poszedł — przenieśliśmy się do Mejszagoły”.

    Moment wyburzenia był dla Sisickiej bardzo ciężki, tak szkoda było włożonej pracy, pewnej stabilności, a tu od nowa trzeba było zaczynać.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Władza sowiecka w tej kwestii była stanowcza i cwana, bo niby to pozwolili zostać, dodając: jak nie chcecie, to nie przenoście się, ale my was ze wszech stron oborzemy — ani przejedziecie, ani przejdziecie. Musieli spasować, czyli znów zmieniać adres — tym razem do Mejszagoły.

    W domu tzw. „alytuskim” wiele lat pani Stanisława mieszkała z córką Danutą, która do miasta do pracy dojeżdżała i tam właśnie mieszkanie z wygodami otrzymała.

    W domu rodzinnym: z synową Weroniką i synem Stanisławem Fot. Marian Paluszkiewicz

    Stanisława swego domu nie chciała opuścić, zebrała dzieci i powiedziała, że z Mejszagoły nie wyjedzie i zaproponowała, by któreś z dzieci wraz z nią zamieszkało. I tak rodzina Stanisława, który wraz z żoną i dziećmi w Wilnie mieszkali i pracowali, przeniosła się przed 15 prawie laty, do domu mamy.

    Nigdy tej decyzji nie żałowali ani kiedy w mieście pracowali, ani szczególnie, teraz kiedy oboje są na emeryturze. Koło domu 19 arów ziemi, więc jak tylko wiosna się zbliża — to swój ogród starają się zagospodarować, by i oko cieszył, i warzywa mieć w domu. Weronika i zajmie się domem, i obiad ugotuje, a jak jest wolna chwila, to sobie i znajomym, jak trzeba, coś uszyje. Przecież krawcowa z zawodu.

    Stosunki z teściową układają się dobre, bo jak żartuje Weronika, mama do garnków nie lubi zaglądać, ma inne zajęcia.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    „Wstąpcie do jej pokoiku, a zobaczycie, że nie próżnuje ani chwili” — mówi.

    Sama pani Stanisława to słysząc, dodaje: „Ano, proszę, wstąpcie do mego raju, który sobie za życia stworzyłam”.

    Kiedy wchodzimy do niedużego, a tak jasnego, tak kwitnącego, tak kolorowego pokoiku stajemy, jak wryci. Niesamowita tu gama odcieni, kwiatów, wstążeczek, którymi upiększony jest każdy przedmiot tu się znajdujący.

    „Tę oto narzutę na łóżko zrobiłam szydełkiem — mówi pani Stanisława. — A te oto rameczki na zdjęcia — z opakowania na telefon, „kwiatki” z taśmy do opakowania. U mnie żadna rzecz się nie zmarnuje, żadnej nie wyrzucę, wykorzystam. Bo to przecież ludzie zrobili i ja mam zajęcie według swych sił” — mówi nasza miła rozmówczyni.

    Ależ to taka dokładna i precyzyjna praca, przecież bardzo bolą od tego oczy — dodaję i za chwilę się przekonuję, że nie w porę to zdanie wypowiedziałam.

    Bo jak mówi synowa Weronika, babcia nie potrzebuje w ogóle okularów ani do swych robótek, ani do czytania.

    Nie korzysta też z pomocy lekarzy, z tej najprostszej przyczyny, że tego nie potrzebuje.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    „Pojechaliśmy jakoś przed półroczem do przychodni zrobić badania lekarskie. Lekarz obejrzał, głową z uznaniem pokiwał i dodał, że organizm babci, jak młodej kobiety”.

    W czym tkwi tajemnica krzepkiego zdrowia, doskonałego humoru pani Stanisławy Sisickiej? Ona sama to widzi jednoznacznie: w Opiece Najwyższego, bo całe swoje trudne życie powierzała Jemu, stale dziękując za wszystkie łaski doznane. Co bynajmniej nie oznacza, że tragedie ją omijały. Chociażby takie jak śmierć córki i syna. Pochowała go w kwiecie wieku, kiedy dopiero co wrócił ze służby wojskowej.

    A jak już o tajemnicy długowieczności, to dalej pani Stanisława dodaje: „W pracy, bo bez niej człowiek od młodu starzeje się”.

    Żadnych wymagań dotyczących jedzenia nie ma. Co prawda, nie lubi mleka, ale kawałeczek wieprzowiny — bardzo chętnie zje.

    A jak swój piękny jubileusz obchodziła — to i kieliszeczka nie odmówiła. Całe życie pijaństwa nienawidzi, bo jak mówi, od niego całe zło idzie, ale jakże nie wypić za swoje zdrowie oraz najbliższych osób — dzieci, synowych, zięciów, 18 wnuków, 23 prawnuków, by im wszystkim w życiu dobrze się wiodło…

    Przy stole wielkanocnym babcia Stanisława nie będzie sama. Bo przecież jajeczkiem świątecznym z rodziną syna się podzieli, a i na pewno któreś z dzieci, wnuków, czy też prawnuków do niej wstąpi. Tak, jak to dotychczas było…

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Syty głodnego nie zrozumie

    Nierówność społeczna na Litwie kłuje w oczy. Na 10 proc. mieszkańców Litwy przypada zaledwie 2 proc. ogólnych dochodów, a na 10 proc. najbogatszych – 28 procent. Kraj nasz znalazł się w sytuacji krytycznej i paradoksalnej, i z każdym rokiem...

    Wzruszający wieczór poświęcony Świętu Niepodległości Polski

    Niecodziennym wydarzeniem w życiu kulturalnym Wilna był wieczór poświęcony Narodowemu Świętu Niepodległości, obchodzonemu corocznie 11 listopada dla upamiętnienia odzyskania po 123 latach przez Polskę niepodległości. Wieczór ten odbył się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Mogą żałować ci, którzy w...

    Superodważni i uczciwi

    Trudno doprawdy zrozumieć człowieka, który cztery lata widzi niegospodarność, szafowanie pieniędzmi, skorumpowane stosunki między kolegami, widzi... i nic nie robi. Na nic się nie skarży, nie narzeka. Aż dopiero teraz, kiedy z tej „niewoli” się wydostał (a dokładnie wyborcy...

    Zamiast zniczy — piękna obietnica

    Minęły święta, a wraz z nimi cmentarze zajaśniały tysiącem migocących światełek naszej pamięci o tych, co odeszli, co byli dla nas tak bliscy. W przededniu Dnia Wszystkich Świętych Remigijus Šimašius, gospodarz Wilna wraz z liczną świtą urzędników, pracowników odpowiedzialnych za...