Więcej

    Niezapomniany koncert Krzysztofa Krawczyka w Wilnie

    Czytaj również...

    Najważniejszym prezentem dla Krzysztofa Krawczyka od publiczności był obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, do której wykonawca udał się następnego ranka, by oddać Jej hołd i się pomodlić w skupieniu Fot. Marian Paluszkiewicz

    Krzysztof Krawczyk, znakomity polski piosenkarz, po pięcioletniej przerwie ponownie zawitał do Wilna. Również tym razem publiczność bardzo dobrze się bawiła wraz z wykonawcą oraz jego zespołem. Muzycznym wstępem występ polskiej gwiazdy zapowiedziała wileńska piosenkarka Katerina, która ostatnio z sukcesem zadebiutowała solowym albumem „Star*t”.

    W ubiegłą sobotę cała sala wspaniale się bawiła. Muzyka Krzysztofa Krawczyka, ta sprzed lat, jak również jego najnowsze utwory, zjednoczyła pokolenia. Jako prawdziwy fachowiec potrafił nie tylko wspaniale się zaprezentować na scenie, ale także umiał nawiązać bezpośredni kontakt z widownią. Salę potrafił rozweselić dobrym żartem, roztańczyć i to niezależnie, czy na widowni byli jego wierni fani sprzed lat, czy też młodzież. Krawczyk jest ponadczasowy, swoją charyzmą, talentem, świetnym głosem i profesjonalizmem podrywał z miejsca każdego widza. Z wileńską publicznością wspólnie się bawił. Jak sam przyznał, energii dodawały mu piękne uśmiechy i serdeczność emanująca od wileńskiej publiczności.

    Piosenkarz potrafił nie tylko siebie zaprezentować, ale także umiał obcować z widownią, potrafił ją rozweselić dobrym żartem, roztańczyć i to niezależnie, czy na widowni byli jego wierni fani sprzed lat czy to była młodzież Fot. Marian Paluszkiewicz

    Tego wieczoru zaśpiewał swoje najsłynniejsze i najpiękniejsze szlagiery. Jak żartował, już na scenie jest ponad 47 lat, a ciągle i wszędzie obchodzi swoje 45-lecie działalności artystycznej. Pomimo, że jest już piosenkarzem solidnym wiekowo — co dodaje jego osobie na scenie tym więcej powagi i respektu ze strony widza (w szczególności podczas wykonania utworów bardziej lirycznych, w których wspominał swoich przyjaciół) — jest człowiekiem o niesamowitej energii. Na przeciągu ponad półtorej godziny świetnie spędzał czas z wileńską publicznością, był pełen werwy, entuzjazmu, wspólnie z publicznością cieszył się z koncertu w Wilnie. O czym też powiedział w krótkim wywiadzie „Kurierowi” przed koncertem.


    Po pięcioletniej przerwie jest Pan po raz kolejny w Wilnie. Czym dla Pana jest Wilno, czy lubi Pan tutaj wracać?

    W ubiegłą sobotę cała sala wspaniale się bawiła Fot. Marian Paluszkiewicz

    Wilno to dla mnie miasto szczególne. Jako człowieka wierzącego, katolika, wychowanego w katolickiej rodzinie. Mimo że codziennie nawracam się tysiąc razy przynajmniej, to jednak skaczę z radości — a zdarza się mi to po raz drugi — że będę mógł zobaczyć Wilno. Zobaczyć najpiękniejszą Matkę Bożą na świecie. Najpiękniejszą kobietę, jaka została namalowana, jaką tylko znam. Matka Boża Ostrobramska, do której jutro o 9 rano pójdziemy na Mszę Świętą.

    Bardzo się cieszę, że jestem tutaj, w Wilnie. Pięć lat temu koncert był przyjęty z ogromnym entuzjazmem ze strony widowni. Bardzo dobrze zapamiętałem publiczność wileńską, naszych rodaków.

    To znaczy, że polubił Pan wileńską publiczność?

    Krzysztof Krawczyk, obdarzony charakterystycznym barytonem, gitarzysta i kompozytor, ostatnio najczęściej koncertuje w Niemczech, Stanach Zjednoczonych oraz w Polsce Fot. Marian Paluszkiewicz

    Jest to publiczność, do której zawsze z ogromną radością będę wracał. Serdeczność, z jaką reagują na piosenki i to, że potrafią się skupić na piosenkach, które tego wymagają, a także to, że potrafią się bardzo dobrze bawić, kiedy gramy wesołe, rytmiczne utwory. Widzowie bardzo aktywnie biorą udział w koncercie.

    Dobrze zna Pan Wilno? Są takie miejsca, dokąd lubi i chce Pan wracać?

    Nie miałem takiego szczęścia, by zwiedzić Wilno porządnie. I to się szykuje dopiero na następny raz. Nie znam Wilna. Szczerze powiem, nie znam Wilna — wstyd mi to przyznać — tak dobrze, jak powinienem je znać.

    Więc się szykuje kolejny występ na wileńskiej scenie?

    Miejmy nadzieję. To zależy od tego, jak się tutaj sytuacja ułoży. Jeżeli koncert będzie się podobał, to my naturalnie przyjedziemy. Dużo jeździmy po świecie, wozimy piosenki ze sobą, jesteśmy ciągle gotowi do tego, żeby wrócić do Wilna.

    Gdzie Pan przeważnie koncertuje teraz. W kraju czy też poza jego granicami?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Również tym razem, jak w 2004 roku, wileńska publiczność Krawczyka powitała gorącymi brawami Fot. Marian Paluszkiewicz

    Różnie. Niedawno byłem Stanach Zjednoczonych, w Chicago, dokąd wyjadę też w styczniu, jeździmy do Niemiec, Stanów Zjednoczonych, no i wiele koncertów dajemy w Polsce, ponieważ są z tego bardzo dobre zarobki.

    A gdzie się Pan najlepiej czuje, dla jakiej publiczności najlepiej się śpiewa?

    U mnie nie ma w ogóle takiego podziału. Każdy koncert muszę zagrać na tym samym poziomie. Różnice mogą być nieznaczne dla widza, który to słucha. Ja mogę wiedzieć, że coś sknociłem, albo coś nie wyszło jak trzeba. Każda publiczność i każdy koncert — obojętnie, gdzie się on odbywa i ilu jest widzów. Zdarza się, że gram w takich zamkniętych kręgach, elitach, że jest tych ludzi dosłownie garstka. Ale oni też się świetnie zawsze bawią ze mną. I ja się z tego bardzo cieszę. Więc powiem tak — gdziekolwiek jadę, tam muszę zagrać na najwyższym poziomie, na jaki mnie w tym momencie stać.

    Pan zaśpiewał mnóstwo piosenek i ciągle tworzy. Ale czy są jakieś piosenki miłe sercu, które są po prostu Pana piosenkami?

    Na scenie z Krawczykiem zawsze jest obecna jego żona Ewa Krawczyk Fot. Marian Paluszkiewicz

    To trzeba rozdzielić, bo są piosenki, przy których się bardzo fajnie tańczy, albo człowiek się zamyśla, albo wręcz się wzrusza. Ja wzruszam się przy piosence „To co dał nam świat”, jest związana ze śmiercią mojej przyjaciółki Ani Jantar, ze śmiercią wielu artystów, aktorów i ja częściowo wymieniam ich na koncercie, bo to jest utwór ku pamięci.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Lubię też piosenki rytmiczne ze skrzyżowaniem sekcji solowych i rockowych, to się bardzo dobrze śpiewa. Lubię różnorodność w repertuarze od walca angielskiego do romansu rosyjskiego, czy rock’n roll’a amerykańskiego, czy jakiegoś tam bluesa, czy piosenki w stylu fado, czyli w stylu portugalskim. Na koncercie zaśpiewamy „Czy to jest kraj dla starych ludzi?”, która się kończy bardzo optymistycznie zdaniem „… więc bądźmy młodzi jak najdłużej”.

    W ubiegłym roku ukazał się setny Pana album „Nigdy nie jest za późno”. Czy w najbliższym czasie ukaże się jeszcze coś nowego?

    „Nigdy nie jest za późno” jest to mój setny album. Album bardzo rozpoznawalny, czterech Krawczyków jest na okładce, ponieważ gram na różnych instrumentach. Jest tam dużo piosenek dla starych ludzi. To, co mam w repertuarze. Oczywiście, szykujemy już 101 płytę, ale najważniejszym wydarzeniem ostatnich tygodni jest ukazanie się książki autobiograficznej, napisanej wspólnie z moim przyjacielem Andrzejem Kosmalą „Życie jak wino”. I tak zgodnie z prawdą. Życie im dłuższe, tym bardziej gęste, w którym trzeba się umieć odnaleźć. A ja nie mam takiego kłopotu. Bo jak nie wiem, co zrobić, to po prostu pomodlę się.

    O czym Pan opowiada w tej książce?

    Występ legendarnego polskiego piosenkarza miała zaszczyt zapowiedzieć wileńska piosenkarka Katerina, która ostatnio z sukcesem zadebiutowała solowym albumem „Star*t” Fot. Marian Paluszkiewicz

    „Życie jak wino” jest opowieścią o mojej drodze życiowej i karierze artystycznej. Jest w niej 150 rozdziałów. Są w niej piękne listy romantyczne, napisane jeszcze przed moim urodzeniem… Jest opisane moje aresztowanie w Stanach Zjednoczonych za picie piwa na ulicy. W areszcie spędziłem 24 godziny, no, ale jakoś zaistniałem także w więzieniu, bo zacząłem śpiewać. Ponieważ nie mogli uwierzyć, że Polak może śpiewać rock’n roll’a. Ten rozdział nazywa się „Jailhouse rock”, tak jak „Rock’n roll” Elvisa Presley’a. Są tam też refleksje mojego menedżera na temat systemu komunistycznego. I to jest tak rzucone na paletę tych wydarzeń.

    Korzystając z tego, że jestem przy głosie, chciałbym wszystkim tym, którzy są na koncercie, będą czy byli, wszystkim mieszkańcom Wilna życzyć najwięcej miłości do drugiego człowieka bez względu na jego kolor skóry, zasług czy pieniędzy. Postarajmy się w ten sposób popatrzeć, my tak próbujemy patrzeć i wcale nieźle nam to wychodzi. Za dobro dostajemy nagrodę, a za zło dostajemy rózgi…

    Rozmawiała Barbara Chikashua

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Debiut Kabaretu Lewickiego „Chata” na wileńskiej scenie

    W niedzielne popołudnie mieszkańcy Wilna oraz jego okolic spieszyli z Kiermaszu (...)

    Ewelina Saszenko: „A ja po prostu kocham śpiewać!”

    W ubiegły czwartkowy wieczór barwnym głosem, szczerością do głębi serca (...)

    „Szafirowy jubileusz” Polskiego Teatru w Wilnie

    Wieczór drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia, jak co roku, umilił Polski Teatr (...)

    55 lat „Wilii” uświetniono koncertem jubileuszowym

    W ubiegłą niedzielę wspólnie z wileńską publicznością oraz przyjaciółmi jubileusz 55-lecia działalności uroczyście obchodził polski zespół artystyczny pieśni i tańca „Wilia”.