Więcej

    Litewska „atomówka” — być albo nie być?

    Czytaj również...

    Zdaniem wiceministra energetyki, Romasa Švedasa, Litwa powinna wykorzystać wciąż obecne zainteresowanie Łotwy, Estonii i Polski budową elektrowni i jak najszybciej znaleźć inwestora strategicznego Fot. Marian Paluszkiewicz

    Rząd Andriusa Kubiliusa uporczywie przekonuje wszystkich, że po wycofaniu się jedynego uczestnika z przetargu na budowę nowej elektrowni atomowej, koreańskiego koncernu „Korea Electric Power Corp.“, wciąż są szanse, że taka elektrownia na Litwie powstanie.

    Sceptycy mówią, że Kubilius przekonuje już tylko sam siebie, bo nie wierzą, że Litwa poradzi sobie z tymi planami. Szczególnie, gdy na Białorusi oraz w obwodzie kaliningradzkim już trwają prace w miejscu przyszłych elektrowni atomowych. Wydaje się, że wcześniej zagorzała zwolenniczka elektrowni prezydent Dalia Grybauskaitė, po wycofaniu się Koreańczyków również zwątpiła w sens budowy — przynajmniej na razie — litewskiej elektrowni atomowej. Jej zdaniem, obecna sytuacja międzynarodowa nie sprzyja dziś litewskim planom.

    Pierwszy, jeszcze przed ponad rokiem, otwarcie o zaniechaniu planów budowy elektrowni atomowej w Wisagini w miejsce zamkniętej z początkiem tego roku elektrowni atomowej w Ignalinie wypowiedział się prof. Jurgis Vilemas, kierownik Litewskiego Instytutu Energetyki. Dziś profesor przypomina władzom i opinii publicznej, że miał rację mówiąc wtedy, że elektrownia atomowa Litwie nie jest potrzebna, gdyż produkowana w niej energia byłaby cenowo niekonkurencyjna na regionalnym ryku energetycznym. W ocenach Vilemasa, koszta prądu z przyszłej elektrowni byłyby dwa razy większe niż litewscy odbiorcy płacą dziś za energię pochodzącą z innych elektrowni litewskich oraz głównie z Rosji.

    „Pomiędzy bajki włożyć” plany nowej elektrowni jądrowej radził też niedawno litewski oligarcha, prezes Litewskiej Konfederacji Pracodawców, były premier Bronislovas Lubys. Jeszcze przed wycofaniem się Koreańczyków z przetargu powiedział on, że plany wybudowania do 2020 roku elektrowni atomowej są nierealne, zaś późniejszy termin może być niekorzystny dla Litwy ze względu na rozwój technologii w zakresie produkcji prądu.

    Zdaniem ekspertów, ale niektórych polityków również, Litwa straciła ponad dwa lata wobec przygotowań do realizacji konkurencyjnych projektów atomowych na Białorusi i w obwodzie kaliningradzkim. Rządowi Andriusa Kubiliusa zarzuca się, że po objęciu w końcu 2008 roku władzy, ekipa rządząca wiele wysiłku poświeciła na likwidację powołanego przez poprzedni rząd tzw. inwestora narodowego — koncernu prywatnej i państwowych spółek energetycznych LEO.LT, który miał wspólnie ze spółkami energetycznymi Łotwy, Estonii i Polski wybudować elektrownię w Wisagini. Jak na razie obecnemu rządowi udało się zlikwidować LEO.LT i w zamian powołać spółkę skarbu państwa, która ma realizować plan budowy elektrowni, ale już z zagranicznym inwestorem strategicznym, który ma otrzymać pakiet większościowy w przyszłej elektrowni. Tymczasem, po wycofaniu się z przetargu jedynego uczestnika z Korei, rząd desperacko szuka drogą bezpośrednich negocjacji koncernu zainteresowanego inwestycją w litewskiej Wisagini. Według planów Ministerstwa Gospodarki, inwestora uda się wyłonić najwcześniej na wiosnę, bowiem mimo rosnącego sceptycyzmu, rząd nie zamierza odstąpić planów budowy nowej elektrowni.

    Profesor Jurgis Vilemas ostrzega polityków koalicji rządzącej przed ich upartością wobec projektu atomowego. Jego zdaniem, może to jednak w końcu doprowadzić do powstania elektrowni, ale wobec podaży konkurencyjnych elektrowni białoruskiej i rosyjskiej, nie znajdzie się chętnych na prąd z litewskiej „atomówki”. Zdaniem Vilemasa, ważniejsze jest wybudowanie łączy energetycznych z Polską i Szwecją dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Litwy, niż budowa elektrowni.

    Tymczasem rząd nie zamierza odstępować od realizacji planu Ignalino 2. Zdaniem wiceministra energetyki, Romasa Švedasa, Litwa powinna wykorzystać wciąż obecne zainteresowanie Łotwy, Estonii i Polski budową elektrowni i jak najszybciej znaleźć inwestora strategicznego. W tym przypadku dochodzi opozycja i ostrzega, że pośpiech i wybór poza konkursem stawia Litwę na straconej z góry pozycji negocjacyjnej. Przedstawiciel opozycyjnej Partii Pracy, Kęstutis Daukšys powiedział nam, że słaba pozycja negocjacyjna może zmusić rząd do przyjęcia niekorzystnych dla Litwy warunków ewentualnego inwestora strategicznego w nową elektrownię na Litwie.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...