Więcej

    Uczcimy pamięć Wielkiego Papieża Jana Pawła II

    Czytaj również...

    Mija równo sześć lat, odkąd odszedł od nas Papież Polak Jan Paweł II Fot. PAP/EPA

    Drugiego kwietnia minie równo sześć lat, jak jesteśmy bez Papieża Jana Pawła II. Człowieka, przed którym niski ukłon oddawały koronowane głowy, przywódcy państw, mocarstw gospodarczych.

    Karol Józef Wojtyła urodził się 18 maja 1920 roku w Wadowicach w rodzinie oficera sztabowego, porucznika administracji miejscowej Komendy Uzupełnień. W swoim młodzieńczym życiu spotkał bardzo wielu dobrych, wrażliwych ludzi, nauczycieli. To oni formowali go w przyszłe dorosłe życie. Z rodzinnych zapisków wynika, że imię Karol otrzymał na cześć ostatniego cesarza Austrii Karola I Habsburga, a drugie imię jakby na cześć cesarza Franciszka Józefa I. Trzeba wiedzieć, że mimo braku luksusów w domu Wojtyłów panował tam austriacki dryl, porządek i szacunek do pracy, człowieka, rodziny. Przez dziesięciolecia ten skrawek Polski był przecież pod panowaniem austriackich zaborców.

    Młody Wojtyła był bardzo wrażliwym dzieckiem, uduchowionym, obdarzonym wieloma talentami. Umiał tak zorganizować sobie czas, że miał go i na spotkania z przyjaciółmi, pisanie wierszy i prozy, próby w teatrze, a przede wszystkim na naukę i służbę Bogu, na modlitwę i ministranturę w wadowickim kościele.

    Przyszedł jednak czas, kiedy Bóg wezwał go na służbę Kościołowi, na powołanie kapłańskie. Odrzucił życie prywatne, cywilne. Nie odrzucił jednak przyjaciół ze szkolnych ław. Spotykał się z nimi i wtedy, gdy był już biskupem, metropolitą, profesorem, kardynałem i papieżem. Nie zapominał przez całe swoje życie i młodzieży. To z nią przeżywał poznawanie przyrody, natury. Z młodym środowiskiem akademickim z Krakowa wędrował po polskich górach, po polskich rzekach pływał kajakami. Poznawał ten swój ukochany kraj ojczysty. Tak jakby wypełniał słynne powiedzenie: „Cudze chwalicie — swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie” (Stanisław Jachowicz, bajkopisarz, pedagog 1796-1857). To podczas krajoznawczych wędrówek ks. Wojtyła dowiadywał się o kolejnych godnościach, które przychodziły z Watykanu. Gdzieś na szlaku dowiedział się o biskupiej sakrze, o wyniesieniu go do purpury arcybiskupiej, godności kardynalskiej i wreszcie gdzieś w kajaku zawezwano go na konklawe.

    Środowisko akademickie, młodzi przyjaciele późniejszego papieża wydali wspomnienia z wędrówek ze swoim „wujkiem”, bo tak kazał do siebie mówić. Polecam tę książkę nie tylko historykom, ale przede wszystkim ludziom młodym, tym, którzy szukają Boga, szukają ludzkiej godności, szukają kontaktu z naturą, prawdą.

    „Zapis drogi… Wspomnienie o nieznanym duszpasterstwie księdza Karola Wojtyły” — to świadectwo żywych ludzi, którzy widzieli Człowieka danego nam, by zmieniać świat, widzieli go w głębokiej prywatności, ale jakże całkowicie poddanej dekalogowi, prawdzie i niezbadanej ufności Bożej Opatrzności.

    Mój przyjaciel Aleksander Rozenfeld, Żyd z pochodzenia, literat, poeta, dziennikarz, polonista studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Miałem przyjemność z jego ust usłyszeć takie oto opowiadanie, związane z życiem Jana Pawła II:

    Kardynał Wojtyła wykładał na KUL-u. Tak się złożyło, że zaliczenie z etyki miałem u profesora, który akurat zachorował. W jego miejsce egzamin przeprowadzał ksiądz profesor Karol Wojtyła. Długo przyglądał się mi, patrzył prosto w oczy. Po chwili zadał pytanie;

    — Pańska twarz jest taka trochę orientalna.

    Ja, osłupiały, nie wiedziałem, jak się zachować, ale po chwili bez wahania odparłem: „Ekscelencjo profesorze, co to byłaby za uczelnia, gdyby nie było na niej choćby jednego Żyda”. Kardynał uśmiał się wtedy serdecznie i wstawił do indeksu odpowiedni stopień, nie zadając żadnego pytania egzaminacyjnego.

    Gdy w 1979 roku już jako Ojciec Święty po raz pierwszy odwiedzał Polskę, zostałem , ku memu pełnemu zdziwieniu, zaproszony na obiad na Miodową do Pałacu Prymasowskiego. Nie wiedziałem jak się zachować wśród tylu purpuratów, przedstawicieli władz, ministrów i jeden Bóg raczy wiedzieć, kogo tam jeszcze. Po jakimś czasie zebrałem się na odwagę, podszedłem do Jego Świętobliwości i pytam wprost:

    „Wasza Świętobliwość, dlaczego właśnie to ja dostąpiłem także zaszczytu i jestem na tym wspaniałym obiedzie?”.

    Ojciec Święty zrobił małą pauzę i po chwili powiedział:

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    „Panie Aleksandrze, gdyby na takim obiedzie nie byłoby ani jednego Żyda, to ten obiad byłby nieważny”.

    — Papież miał doskonałą pamięć, także tę fotograficzną — zakończył Rozenfeld.

    Jan Paweł II bardzo lubił nowinki z Polski, lubił dobre dowcipy. Przywoził te dowcipy do Rzymu śp. kardynał elekt Ignacy Jeż, twórca diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, wielki przyjaciel papieża. Miałem tę szczególną przyjemność, że bardzo często mieliśmy ze sobą kontakt, nie tylko „służbowy”. Kardynał Jeż też słynął z poczucia humoru. Podchwytywał dowcipy opowiadane przeze mnie i… zawoził (te delikatne) do Watykanu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy na początku wieku odebrałem prezent od Ojca Świętego przekazany przez kardynała. Jest to kopia słynnego obrazu Salvadora Dali „Ukrzyżowanie” .

    Jan Paweł II często łamał protokół, często wprawiał w zakłopotanie ochronę, gości, a nawet całe tłumy. Tak było podczas światowych dni młodzieży w Częstochowie. Do ołtarza, gdzie stał papież, w pewnym momencie podbiegła czarnoskóra dziewczyna z Afryki. Ochroniarze chcieli ją powstrzymać. Nie znali jej zamiarów. Ona chciała się tylko przytulić do tego wspaniałego człowieka i ze łzami w oczach powiedzieć, że go kocha i Afryka potrzebuje jego ciepła. To był szok. Tę scenę pokazały wszystkie światowe stacje telewizyjne.

    Ojciec Święty Jan Paweł II inwestował w młodzież, zawsze mawiał, że to ona jest przyszłością Kościoła. Umiał z nią rozmawiać, a młodzi ludzie z zaciekawieniem wsłuchiwali się w jego słowa, nauki, homilie. Nawet w godzinę swojej śmierci myślał o młodzieży i to wtedy na łożu boleści powiedział: „Czekałem, a wy przyszliście do mnie”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Drugiego kwietnia minie równo sześć lat, jak jesteśmy bez tego Człowieka, przed którym niski ukłon oddawały koronowane głowy, przywódcy państw, mocarstw gospodarczych.

    Do dziś w wielu uszach brzmią słowa wypowiedziane na d. Placu Teatralnym w Warszawie podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny: „Niech zstąpi duch Twój. Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi, tej ziemi”.

    To był 1979 rok. Niedługo potem powstała Solidarność, potem stan wojenny i 1983 rok, druga pielgrzymka do Polski. Stałem na takim podwyższeniu jak dla myśliwych tuż przy ołtarzu w pobliżu Niepokalanowa. Przede mną, niżej, falujące tłumy, prawie dwa miliony wiernych z całej Polski, z całego świata. Nabożeństwo trwało długo. Już myślałem, że się nie skończy nigdy i chyba to pierwszy raz w życiu i ja i te miliony ludzi chciały, by ta chwila trwała wiecznie. To było ładowanie narodowych akumulatorów.

    I stało się. Za Jego sprawą w Polsce dochodzi do zmian politycznych, upada mur berliński, upada Związek Radziecki.

    Pierwszego czerwca 1991 roku podczas czwartej pielgrzymki na placu przed kościołem Ducha Świętego w Koszalinie pojawia się ponad głowami setek tysięcy pielgrzymów ogromny napis: „Moskwa oczekuje Ojca Świętego”. To biskup Tadeusz Kondrusiewicz, ordynariusz diecezji moskiewskiej, tak wyrażał swoją wolę, wolę wiernych z Rosji. Niestety, te marzenia nie zostały zrealizowane. Rodząca się, powiedzmy demokracja w Rosji, silne wpływy na państwo Cerkwi Prawosławnej, mocna pozycja patriarchy Aleksieja II blokowały odwagę zaproszenia do Moskwy człowieka, który odmienił oblicze ziemi.

    Pamiętam i tę pielgrzymkę, gdy Ojciec Święty w Brzezince (Birkenau) zatrzymywał się przed każdą tablicą upamiętniającą narody pomordowane przez niemiecki nazizm. Szczególnie długo modlił się przed tablicą poświęconą obywatelom Związku Radzieckiego. Potem w homilii mocno podkreślił znaczenie tej ofiary życia, tego narodu.

    Jak Polska długa i szeroka, jak daleko sięga wiara katolicka, 2 kwietnia o 21.37 zapłoną znicze, rozdzwonią się kościelne dzwony. Uczcimy pamięć Wielkiego Papieża, tego samego, który w Wilnie powiedział: „Polak musi słuchać Litwina, Litwin wsłuchiwać się w głos Polaka. Razem jesteśmy jedno”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Pytanie, czy faktycznie jesteśmy jedno, pozostawiam nam, Polakom i braciom Litwinom. Jest nad czym myśleć.

    Dziękuję z serca ks. prałatowi Bolesławowi Krawczykowi z kurii metropolitalnej w Wiedniu, byłemu ceremoniarzowi Jana Pawła II za przypomnienie wielu faktów z pontyfikatu Wielkiego Papieża.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Litewska bandera w Szczecinie

    Portowy Szczecin przyzwyczajony jest do wizyt pięknych, dużych jednostek żaglowych. Kilkukrotnie przyjmował uczestników wielkich regat w ramach światowej imprezy żeglarskiej Tall Ships Races. Niestety w tym roku pandemia koronawirusa zmusiła organizatorów do zmian w żeglarskim kalendarzu. Tegoroczne regaty największych...

    Gdańskie święto ulicy Litewskiej

    W sobotę 24 lipca Gdańsk zamienił się w jeden ogromny europejski jarmark. To tu rozpoczęła się 761. edycja słynnego w całym świecie Jarmarku Świętego Dominika. – Zakładamy, że przez trzy tygodnie trwania tego wydarzenia handlowo-kulturalno-sportowego odwiedzą nasz jarmark dwa miliony...

    Tallin – Kłajpeda – Szczecin pod pełnymi żaglami Święto Bałtyku

    Pandemia koronawirusa dopadła także najtwardszych ludzi na świecie, marynarzy i żeglarzy. Planowane na ten rok wielkie regaty wielkich żaglowców zostały przesunięte aż o trzy lata. Morskie miasta Litwy, Estonii i Polski nie poddają się i zamiast tej prestiżowej imprezy żeglarskiej...

    88. rocznica lotu przez Atlantyk Steponasa Dariusa i Stasysa Girėnasa

    Piętnastego lipca minęło 88 lat od bardzo ważnego wydarzenia dla przedwojennej, jak i współczesnej Litwy. Lotu przez Atlantyk Steponasa Dariusa i Stasysa Girėnasa. Tamtego dnia 1933 r. nad Nowym Jorkiem świeciło słońce. Piękna pogoda dwóm emigrantom litewskim, z zawodu pilotom...