Więcej

    Bo częściej dzieli się ten, który ma najmniej…

    Czytaj również...

    Na zdjęciu cała rodzina Andruszkiewiczów, brakuje jedynie Juliany Fot. Marian Paluszkiewicz

    Siedmioosobowa rodzina Czesławy i Władysława Andruszkiewiczów z Totoryszek położonych koło Rudomina, nakrywając do wigilijnego stołu tradycyjnie stawia dodatkowe dwa nakrycia. Jedno symbolicznie przeznaczone dla niezapowiedzianego gościa, drugie natomiast dla Juliany z domu dziecka.

    Święta Bożego Narodzenia w rodzinie Andruszkiewiczów, jak skromnie przyznają Czesława i Władysław, nie są niczym wyjątkowe. Takie jak w każdej rodzinie na Wileńszczyźnie: tradycyjnie z białym obrusem i siankiem, opłatkiem i modlitwą…

    Tyle że nie każda rodzina, której źródłem dochodów są głównie zasiłki, nawet w te magiczne chwile narodzin Chrystusa, do domu przygarnia obce dziecko.

    Czesława urodziła się w Popiszkach, pod Rudominem. Była najmłodszym dzieckiem w dziewięcioosobowej rodzinie. Od dziecka rodzice jej wpajali wrażliwość na nieszczęścia innych. Uczyli dzielić się nawet najmniejszym kęskiem chleba. Mała Czesia naukę rozpoczęła w szkole średniej w Rudominie, jednak życie tak się ułożyło, że nie udało się jej skończyć. Będąc uczennicą ostatniej klasy podczas pracy w kołchozie zapoznała się z Władysławem. Tak zrodziła się miłość, jak w tej małżeńskiej przysiędze, „…aż do śmierci”.

    Najstarsze córki Czesławy i Władysława — Agnieszka, Wiktoria i Wioleta Fot. Marian Paluszkiewicz

    — Wyszłam za mąż. Urodziła się Wiktoria, po 3 latach Wioleta. I z taką samą różnicą na świat przyszła kolejna dwójka. Jedynie między Agatą i Darkiem różnica wynosi 2 lata. Nie żałuję swego wyboru i rezygnacji ze szkoły. Stworzona jestem do bycia matką, opiekowania się swoimi dziećmi, kochania ich i bycia za nie odpowiedzialną. A zawód to ja mam, jestem z krwi i kości kurą domową! — uśmiecha się Czesława.

    Rodzina Czesławy to mąż Władysław, piątka ich dzieci — najstarsza Wiktoria, następnie Wioleta, Agnieszka, Agata, „podskrobek” Darek, o którym marzyli przez wszystkie wspólnie przeżyte lata — oraz bratanica, sierota od kilku lat, Juliana. Właśnie one — dzieci — są największym skarbem państwa Andruszkiewiczów. One każdego dnia uczą rodziców „cieszyć się bez powodu, być ciągle zajętym oraz dążyć ze wszystkich sił do tego co pragną”. Są pociechą, radością i całym światem państwa Andruszkiewiczów.

    Rodzina mieszka we wsi Totoryszki, w gminie rudomińskiej, w małym, drewnianym domku pozostałym po mamie Czesławy.

    — Było łatwiej, gdy mama żyła. Pomagała nam w wychowaniu dzieci. Z jej pomocą zaczęliśmy dobudówkę domu. Jak widzicie, z zewnątrz jest to dzisiaj duży budynek, a w środku wszystkie prace zawieszone. Mieszkamy w tej części, którą stanowi 2–pokojowy, z kuchenką, domek mamy. Ciasno? Oczywiście, ale na razie nie stać nas na dalsze prace budowlane — pokazując murowaną część domu stwierdza gospodyni.

    Czesława z mężem jeszcze nie tak dawno pracowała w farmie drobiowej „Vilniaus paukštynas” w Rudominie, jednak mężczyzna z powodów zdrowotnych powinien był zrezygnować z pracy.

    — Mąż otrzymał grupę inwalidzką. Z pracy zrezygnować musiałam również ja. Nasze Totoryszki to dwa domki: w jednym mieszkamy my, drugi natomiast jest od kilku lat opustoszały. Autobusy od nas do Rudomina nie jeżdżą. Władek musiałby mnie do pracy zawozić i zabierać, a to kosztuje. Zrezygnowałam. Teraz nasze źródło dochodów to zasiłki. Ogółem miesięcznie na przeżycie mamy 1 900 litów — przyznaje Czesława.

    Jednak rodzina nie narzeka, a i prawdę mówiąc nie ma na to czasu. Przecież mają całe gospodarstwo: krowy, świnie, koń, owce, kury, króliki i kilka psów.

    — Nasza gospodarka to nie tylko bydło, ale też 22 ha ziemi, którą samodzielnie uprawiam. Skończyłem naukę w Bukiskiej Szkole Rolniczej. Jestem traktorzystą, mam odpowiedni sprzęt, co ułatwia pracę na roli. A więc obowiązków jest mnóstwo. Utyskiwać, na utratę pracy czy stan zdrowia nie ma kiedy — mówi gospodarz Władysław.

    Najmłodszy członek rodziny — Darek, uczeń początkowej klasy, na razie jest za mały, aby podzielić z ojcem jego obowiązki. Jednak w miarę możliwości zawsze śpieszy z pomocą.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Najstarsza 18-letnia Wiktoria jest uczennicą klasy 12. W tym roku szkolnym będzie składać egzaminy maturalne, po których stanie, przed trudnym dla wielu uczniów, jednak nie dla niej, wyborem. Wiktoria wie, czego chce. Po szkole planuje studia ekonomiczne na Filii w Wilnie Uniwersytetu w Białymstoku.

    — Pamiętam czasy, kiedy Wika chodziła do pierwszej klasy. Nie mieliśmy samochodu i woziliśmy ją na drabiniastym wozie, zaprzężonym w jednego konia. Teraz ma prawo jazdy i jeździ do szkoły samochodem. Razem zawozi i odbiera młodsze rodzeństwo! — opowiada Władysław.

    Rodzice są dumni ze swoich pociech. Nie skąpią im pochwał. Mogą o nich opowiadać w nieskończoność. I mowa tu nie tylko o „piątce”, ale też o Julianie, córce jednego z braci Czesławy.

    — Przez dłuższy czas opiekowaliśmy się Julianą, córką mego zmarłego brata, oraz Irenką, sierotą przy żywym ojcu, kolejnego brata. Jednak tak się złożyło, że z Irenką były pewne problemy i do nas już nie przyjeżdża. Natomiast Juliana każdy weekend wraca do naszego domu. I święta, oczywiście, spędzi z nami — opowiada Czesława.

    Zdaniem kobiety, każde dziecko powinno mieć bezpieczną i kochającą rodzinę, do której zawsze można — i chce się — wrócić.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    — Dziecko potrzebuje rodziców, nawet tych nadużywających alkoholu, urządzających stałe awantury, czy zapominających o ich istnieniu. Dla dziecka to jest jego mama i tata, i nieważne, jakimi są rodzice dla całego pozostałego świata. Powinien być dom pełen ciepła i tradycyjnego święta — mówi kobieta o dużym sercu.

    Dzieci rodziny Andruszkiewiczów nie śpią na puchowej pościeli. Mieszkając w jednym pokoju muszą nawet dzielić się miejscem na łóżku. Na śniadanie nie jedzą kawioru, im bardziej smakują ziemniaczane placki, jakie tylko ich mama umie usmażyć. A i święta dla nich to nie góry prezentów, a tylko możliwość zasiąść wszystkim razem za jednym dużym stołem.

    — Przygotowanie wieczerzy rozpoczynamy od wczesnego ranka. Nasza rodzina jest duża, a więc i tych 12 tradycyjnych potraw trzeba mnożyć. Jednak ja się tym nie zamartwiam, mam wspaniałych pomocników! Z nimi to zawsze poradzimy. Oprócz tego, dzień przed świąteczną wieczerzą wróci Juliana z domu dziecka i wtedy cała rodzina będzie w komplecie — uśmiecha się Czesława.

    Symbol świąt już jest — choinka ozdobiona Fot. Marian Paluszkiewicz

    Rodzina Andruszkiewiczów od 2 lat daruje święta wielkanocne, bożenarodzeniowe i wszystkie pozostałe dla Juliany, której los nie był łaskawy. Po śmierci ojca jej matka załamała się, nie potrafiła wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Swoje problemy próbowała topić w alkoholu. Nie udało się, „utonęła” sama. Czesława mogła zapomnieć o bratanicy i przeżywać jedynie smutki i biedy swoich dzieci. Jednak nie potrafi zamknąć oczu na nieszczęścia innych osób. Oprócz tego jest pewna, że w życiu „jeżeli wiele dasz, to tyle i otrzymasz”.

    Korzystając z okazji Redakcja „Kuriera” dziękuje wszystkim ludziom dobrej woli, którzy przyłączyli się do naszej akcji charytatywnej „Zrób dziecku święto”. W rejonie wileńskim w 317 rodzinach ryzyka socjalnego wychowuje się 679 dzieci, które nie zawsze mają możliwość skosztować 12 dań na wigilijnym stole lub znaleźć prezent pod choinką. Ale i te dzieci o takim święcie marzą… Naszym celem jest z waszą, naszych Czytelników, pomocą spełnić właśnie takie dziecięce marzenie.

    Odkąd akcja wystartowała, do redakcji wpływają paczki z ubraniem zimowym, słodyczami, zabawkami, przyrządami szkolnymi. Mamy też trochę książek, pościeli oraz produktów spożywczych o dłuższym terminie ważności. Dziękujemy za Wasze serca, w których jest miejsca i dla skrzywdzonych przez los dzieci.

    Ci, którzy jeszcze nie zdążyli ofiarować dzieciom z rejonu wileńskiego, będą mogli to zrobić do 30 grudnia. Zachęcamy wszystkich Czytelników „Kuriera”, naszych Przyjaciół, którzy zostali nam wierni, nie zważając na wszelkie kryzysy — ekonomiczne i nie tylko — i Wszystkich, którzy nie są obojętni wobec dziecięcych marzeń o Święcie Bożonarodzeniowym, pomóc nam oraz pracownikom socjalnym rejonu wileńskiego sprawić dzieciom miłą niespodziankę!

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Niech w te cudowne chwile Bożego Narodzenia przykład rodziny Andruszkiewiczów wznieci zapał do dzielenia się nawet tym najmniejszym kęsem.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Podróż galopem przez Europę gimnazjalistów „Parczewskiego”

    Odpocząć w cieniu magicznego Drezna, zakochać się w pachnącym wiosną (...)

    Nielegalne papierosy nadal kuszą ludzi

    Chociaż na Litwie papierosów z przemytu pali się coraz mniej, jednak funkcjonariusze (...)

    Gimnazjaliści „Parczewskiego” podbili Strasburg!

    Na sali Parlamentu Europejskiego w Strasburgu Waldemar Tomaszewski siedzi (...)

    Do sklepu socjalnego z… czterema litami

    „Za symboliczne 4 lity nasi klienci mogą u nas kupić koszyczek artykułów spożywczych (...)