Więcej

    Białoruś pogrąża się, a Litwa… inwestuje

    Czytaj również...

    Osobiste, przyjazne relacje prezydentów Litwy i Białorusi przekładają się na dobre relacje gospodarcze obydwu krajów Fot. ELTA

    Mimo tegorocznych perturbacji walutowych litewski biznes nadal ochoczo inwestuje na Białorusi, a tymczasem tamtejsze media i eksperci ostrzegają przed kolejnymi załamaniami białoruskiej gospodarki.

    Wzrost zadłużenia, inflacji i uzależnienia — już nie tylko energetycznego, ale też ekonomicznego — od Moskwy, prowadzi — jak ocenia Andrej Dragin z centrum analitycznego „Forex Club” — do aneksji Białorusi.

    Władze w Mińsku, przynajmniej oficjalnie, nie tylko nie dostrzegają tych zagrożeń, ale też stanowczo im zaprzeczają i jeśli mówią o wzroście, to tylko gospodarczym.

    Przedstawiciele struktur rządowych koordynujących zagraniczne inwestycje nie ukrywają zadowolenia, że zainteresowanie litewskiego biznesu inwestycjami na Białorusi „jest oszałamiające”. Przyznają też, że zainteresowanie te potęgują „przyjacielskie relacje między prezydentami Litwy i Białorusi”, co w rozumieniu inwestujących jest wystarczającym zabezpieczeniem ich inwestycji na Białorusi. Jednak, że niekoniecznie tak musi być, przekonał się już niejeden, nawet oligarcha Władimir Romanow, którego Alaksandr Łukaszenka nieoficjalnie „namaszczył” na pośrednika między nim a litewskimi przedsiębiorcami. Romanow sam planował wielomilionowe inwestycje w Mińsku i energicznie zachęcał do tego litewskich biznesmenów oraz przekonywał władze kraju do podtrzymywania dobrych relacji z białoruskim reżimem, nawet wbrew wspólnej linii Unii Europejskiej dążącej do gospodarczej i politycznej izolacji „ostatniej dyktatury w Europie”. Okazał się jednak, że Romanow przeliczył się, ale jak mówią nieoficjalnie w Mińsku, litewski oligarcha sam jest sobie winien, bo liczył na szybki i duży zysk z planów inwestycyjnych, a nie z samej inwestycji.

    Tymczasem inni litewscy oligarchowie i ich spółki, które stawiają na długoterminowe inwestycje na Białorusi, liczą na perspektywę, jaką otwiera przed nimi euroazjatycka integracja postsowieckich republik. Bo inwestując dziś na Białorusi, miedzy innymi litewskie koncerny meblarskie oraz budowlane liczą, że jutro będą miały dostęp do wspólnego rynku Białorusi, Rosji i Kazachstanu. I to, wydaje się, jest dziś największym magnezem, jaki ściąga litewski biznes na Białoruś, nie zważając nawet na perspektywę poważnych zagrożeń ich inwestycji. Podstawowym zagrożeniem w tym roku była dewaluacja białoruskiego rubla i wciąż rosnąca inflacja. Według niektórych ośrodków analitycznych, w ciągu mijającego roku wartość nabywcza białoruskiej waluty zmniejszyła się trzykrotnie, co przy ograniczeniach w konwersacji waluty stanowi poważny problem dla firm eksportowo-importowych, jakimi niewątpliwie jest większość obecnych na białoruskim rynku litewskich firm.

    Mimo starań białoruski władz dążących do zapewnienia płynności białoruskiego rubla, on nadal traci na wartości. Sytuacja ta w perspektywie nieuchronnie zmierza do kolejnej dewaluacji. Ostatnio jednak pojawiły się też informacje o planowanej już na styczeń przyszłego roku denominacji białoruskiego rubla oraz, że Litewska Mennica już bije białoruskie monety. I chociaż Narodowy Bank Białorusi kategorycznie zaprzecza tym pogłoskom nazywając ich prowokacją, a Litewska Mennica nie potwierdza informacji o biciu białoruskich monet, to jak piszą niezależne białoruskie media, coś jednak jest na rzeczy. Zauważa się, że kategoryczne zaprzeczenia białoruskich władz i Narodowego Banku nie są niczym nowym, bo również w połowie 90. lat ubiegłego stulecia i na początku kolejnej dekady oficjalny Mińsk zaprzeczał planom denominacji rubla. Kolejnym faktem, jaki odnotowują białoruskie media w kontekście przyszłej denominacji, jest to, że białoruski bank zaniechał planów puszczenia do obiegu nowego banknotu o nominale 200 tys. rubli.

    Wcześniej planowano, że banknot ten zadebiutuje pod koniec stycznia 2012 roku. W tym tygodniu kierownictwo Narodowego Banku poinformowało, że nie ma konkretnej daty ukazania się nowego banknotu. Ta sytuacja nie oznacza jednak, że już na początku przyszłego roku Białoruś zdenominuje swoją walutę, bo jak zauważą portal naviny.by, denominacja, mimo że staje się koniecznością, nie ma sensu przy galopującej inflacji. Dlatego, jak oceniają dla naviny.by białoruscy i rosyjscy analitycy, denominacja może nastąpić dopiero w 2013 lub nawet 2014 roku i to pod warunkiem, jeśli do połowy 2012 roku białoruskim władzom uda się okiełzać inflację. Według ocen ekspertów „Narodnaja Gazeta”, w obecnej sytuacji właściwym wyjściem byłoby więc wycofanie z obiegu drobnych banknotów o nominale 50 i 100 rubli, które faktycznie straciły swoją wartość i dodrukowanie banknotów o większym nominale.

    Z kolei tygodnik „Borisowskije Nowosti” po rozmowie z ekspertami z Białorusi i Rosji ocenia, że już za rok sprawa białoruskiej waluty może być nieaktualna, bo w opinii rozmówców tygodnika, Rosja dąży do dalszej integracji gospodarczej Białorusi z Rosją, a kolejnym krokiem w tym kierunku może być unia walutowa na powstającej euroazjatyckiej przestrzeni gospodarczej.

    Andrei Drugin z moskiewskiego centrum „Forex Club” uważa, że po ewentualnym powrocie Władimira Putina na Kreml, pomysł monetarnej unii z Białorusią będzie szczególnie forsowany, bo w okresie, kiedy „Białoruś jest szczególnie słaba” przed Rosją otwierają się nowe możliwości nacisków na Mińsk.

    — Chcecie wy tego czy nie, ale nastąpi przyśpieszenie negocjacji w sprawie unii monetarnej i Białoruś znajdzie się w sytuacji zależnej. Faktycznie chodzi o gospodarczą aneksję Białorusi — ocenia Andrei Drugin.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...