Co najmniej trzynaście osób rannych w wyniku wybuchu petard. Dwie śmiertelne ofiary pożarów. Dziesiątki zatruć alkoholem, pobić, złamania kości. W sylwestrową noc funkcjonariusze policji, strażacy-ratownicy oraz lekarze dyżurni w całym kraju mieli pracy od groma.
— W roku jest jedna noc, czyli sylwestrowa, która nigdy nie pozwoli odetchnąć spokojnie. Tegoroczna nie była wyjątkiem. Było wszystkiego: zatrucia alkoholem, mnóstwo różnego rodzaju obrażeń, również na skutek petard. Przeważnie były to chemiczne poparzenia oczu. Zarejestrowaliśmy ponad sześć wypadków, kiedy ludzie jeden drugiemu w oczy pryskali gazem — opowiada Ludwika Szafranowicz, lekarka w sylwestrową noc pełniąca dyżur w Wileńskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego.
Jak powiedziała, w porównaniu z rokiem ubiegłym tym razem Wileńska Stacja Pogotowia Ratunkowego miała o wiele mniej wezwań dotyczących skutków wybuchu petard.
Wśród co najmniej 13 osób rannych w wyniku wybuchu petard w stolicy jest 6–letnie dziecko. Podobno na skutek wybuchu petardy dziecko poparzyło dłoń. W sobotę do szpitala w Kownie z poparzeniami brzucha, nóg i genitaliów zwrócił się 30-letni mężczyzna. Jak powiedział, na alei Savanorių trzech nieznanych osobników wrzuciło mu do spodni petardę, która wybuchła.
W noc sylwestrową zarejestrowano jedynie 2 śmiertelne ofiary, chociaż tej nocy strażacy-ratownicy wyjeżdżali do gaszenia 34 pożarów.
Zdaniem przedstawicieli Departamentu Ochrony Przeciwpożarowej i Ratownictwa, częstą przyczyną „noworocznych” pożarów jest nieostrożne palenie papierosów, nadużycie alkoholu oraz niebezpieczne zachowanie się z pirotechniką. Jeszcze przed sylwestrową nocą pirotechnika stała się przyczyną 10 pożarów.