Mimo zimowej aury, w środę 12 grudnia, pod ambasadą rosyjską w Wilnie było gorąco. Odbyła się tu pikieta przeciwko budowie elektrowni atomowej w Kaliningradzie. Wiec zorganizowali litewscy ekolodzy.
Uczestnicy protestu przyszli ubrani w białe kombinezony, ze sobą przynieśli beczkę z symbolem radioaktywnych odpadów. Demonstranci trzymali transparent z napisem „Elektrownia atomowa? Dziękuję, nie trzeba!”.
Organizatorzy zapowiedzieli wystosowanie apelu do Unii Europejskiej o niekupowanie energii elektrycznej wytworzonej w elektrowniach atomowych. Zaznaczyli też, że ta pikieta to zaledwie początek ich walki przeciwko budowom rosyjskiej i białoruskiej elektrowni atomowych przy granicy z Litwą oraz krajowej — w Wisaginie.
— Zebraliśmy się tu po to, żeby przypomnieć ambasadzie rosyjskiej, że budują elektrownię atomową w Kaliningradzie, który graniczy z Litwą. Ta elektrownia jest niebezpieczna dla państwa litewskiego z powodu wschodniego wiatru, który będzie nam przynosił odpady radioaktywne. Poza tym podczas budowy są używane nowe, niesprawdzone technologie. To, co się stało w Fukushimie oraz w Czarnobylu, zmobilizowało nas do dzisiejszej demonstracji — powiedział Vitalijus Balkus, przedstawiciel Litewskiej Partii Zielonych.
„Jesteśmy przeciwni wszystkim trzem elektrowniom!”, „Przyszłość bez atomu!” — takie między innymi okrzyki rozlegały pod ambasadą rosyjską na wileńskim Zwierzyńcu.
Podobny wiec przeciwko budowie elektrowni atomowej w Astrawie odbył się także pod wczoraj pod ambasadą białoruską w Wilnie. W ocenie organizatorów wszystkie trzy elektrownie są bardzo niebezpieczne.
— Mam nadzieję, że nowy rząd w sprawach dotyczących budowy elektrowni będzie bardziej odpowiedzialny. Pójdzie śladami Polski, która kategorycznie powiedziała, że nie będzie kupowała elektryczności z Białorusi ani z Rosji. Federacja Rosyjska powinna zastanowić się nad tym, co robi. Jaki to sąsiad robi drugiemu śmietnik na granicy swego sąsiada? A Rosja właśnie to robi — mówił Vitalijus Balkus.
Według organizatorów na pikietę przybyło około 15 osób.
— Nie chcemy skończyć jak mieszkańcy japońskiej Fukushimy, czy ukraińskiego Czarnobylu! Te państwa pokazały nam dobitnie, jak niebezpieczne są te elektrownie atomowe. Energię przecież można produkować w bezpiecznych elektrowniach. Trzeba wziąć pod uwagę możliwość katastrofy. Kto za to zapłaci? Białoruś, a może Rosja? — mówił sędziwy wilnianin Danielius Papackinas.
ZIELONI OSTRZEGAJĄ
Litewscy zieloni twierdzą, że elektrownie atomowe to przede wszystkim ryzyko skażenia sąsiadujących z nimi terenów na setki lat, niebezpieczne warunki pracy dla tysięcy ludzi, zagrożenie nowotworami dla okolicznych mieszkańców i groźba nieodwracalnych zniszczeń w środowisku naturalnym. To nierozwiązywalny problem śmiertelnie trujących odpadów radioaktywnych.