Więcej

    Mustafa Dżemilew — tatarski problem Ukrainy

    Czytaj również...

    Mustafa Dżemilew, przewodniczący Medżylisu Tatarów Krymskich, deputowany do Najwyższej Rady Ukrainy<br/>Fot. Marian Paluszkiewicz
    Mustafa Dżemilew, przewodniczący Medżylisu Tatarów Krymskich, deputowany do Najwyższej Rady Ukrainy
    Fot. Marian Paluszkiewicz

    Rozmowa z Mustafą Dżemilewem, przewodniczącym Medżylisu Tatarów Krymskich, deputowanym Najwyższej Rady Ukrainy


    Pana wizyta w Wilnie poprzedza szczyt Partnerstwa Wschodniego, gdzie planuje się podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. Czy Pana zdaniem, problematyka Tatarów Krymskich powinna znaleźć się wśród tematów Szczytu?

    W związku z podpisaniem umowy stowarzyszeniowej między Unią Europejską i Ukrainą chcielibyśmy, żeby była poruszona w niej — jeśli nie w samym tekście, to przynajmniej w dokumentach towarzyszących umowie — kwestia przywrócenia praw Tatarów Krymskich.

    Rozmawialiśmy o tym w maju tego roku, w czasie wizyty na Krymie Štefana Füle, komisarza UE do spraw rozszerzenia i sąsiedztwa. Doszliśmy do wniosku, że naszej problematyki nie da się wciągnąć na listę ukraińskich zobowiązań umowy stowarzyszeniowej, bo jak zauważył komisarz Füle, Ukraina i tak przyjęła zbyt wiele zobowiązań i z kolejnych po prostu nie byłaby w stanie wywiązać się w terminie. Zdaniem komisarza, celowym byłoby zwołanie międzynarodowej konferencji ds. przywrócenia praw Tatarów Krymskich. W przekonaniu Füle, konferencję należy zwołać przed 70. rocznicą wysiedlenia Tatarów z Krymu. Dlatego jesteśmy tu. W kraju, gdzie zostanie podpisana umowa stowarzyszeniowa chcemy rozmawiać o możliwości międzynarodowej inicjatywy ws. Tatarów Krymskich. 19 września na Krymie mieliśmy konferencję poświęconą temu tematowi, w której wzięli udział ambasadorowie państw unijnych. Jednakże spotkanie zostało storpedowane przez władze Autonomii Krymskiej, a centralne władze Ukrainy nie wyraziły większego zainteresowania udziałem w konferencji.

    A jakie są podstawowe problemy Tatarów Krymskich?

    Pierwszorzędną jest sprawa powrotu Tatarów do ojczyzny, bo wciąż około 100 tys. osób znajduje się na wygnaniu. Z kolei, ci, którzy już wrócili, mają szereg problemów na miejscu. Przede wszystkim chodzi o zwrot mienia znacjonalizowanego podczas deportacji Tatarów. Na Ukrainie nie ma żadnej reglamentacji prawnej gwarantującej nam zwrot nieruchomości. Władze centralne obiecują jedynie wsparcie w ramach programów socjalnych. Problemem też jest brak tatarskiej oświaty, wobec czego nie możemy realizować konstytucyjnego prawa pobierania nauki w języku ojczystym. Wiele też jest problemów socjalnych. Mamy około 300 osiedli tatarskich. W wielu z nich nie ma elementarnych warunków do życia. Nie ma wody, prądu, brakuje infrastruktury drogowej. Wszystkie te sprawy musiałaby reglamentować ustawa o przywróceniu praw osób wysiedlonych, przyjęcia której od władz Ukrainy domagamy się już od 20 lat. Ale ustawy wciąż nie ma. Chociaż o konieczności jej przyjęcia mówił prezydent w ubiegłorocznym swoim orędziu. W parlamencie jest wprawdzie projekt ustawy, lecz proponowane do niego zmiany niwelują prawny charakter ustawy, sprowadzając ją do formy deklaracji o równości praw wszystkich obywateli.

    Tymczasem nasze problemy są w tzw. karcie drogowej przygotowanej przez OBWE. Zawiera ona siedem podstawowych kwestii z zakresu kultury, oświaty, wyznania i innych, rozwiązanie których powinny zobowiązać ukraińskie władze w ramach prac domowych procesu integracji z Unia Europejską. Właśnie takiego postanowienia oczekiwalibyśmy od międzynarodowej konferencji ds. Tatarów Krymskich.

    Czy międzynarodowe forum jest jedynym sposobem na rozwiązanie problemów wspólnoty krymsko-tatarskiej? Czy nie macie możliwości już dzisiaj rozwiązać chociażby niektórych kwestii na poziomie władz centralnych i lokalnych?

    Owszem, wszystkie problemy swoich obywateli, w tym też nasze, powinno rozstrzygać państwo. A stanowisko władz jest takie, że państwo nie może zwrócić tego, co Tatarom zostało zabrane, ale deklarują, że dołożą wszelkich starań, żeby problemy mniejszości tatarskiej zostały rozwiązane. Problem jednak polega na tym, że władze ukraińskie nie traktują Tatarów Krymskich jako odrębny naród, tylko jako pewną grupę społeczną postrzeganą w kontekście jej przydatności do osiągnięcia swoich celów politycznych. Dlatego władze zawsze stawiają nas przed dylematem – albo jesteście z nami, albo przeciwko nam. Nie da się nie być razem i równolegle prowadzić normalny dialog. Tymczasem Tatarzy Krymscy tradycyjnie wspierają narodowo-patriotyczny obóz i gdy do władzy dochodzą ich przeciwnicy, zaczynają brać na nas odwet, jak to ma miejsce dziś, kiedy władze w Kijowie dążą do rozbicia Medżlisu Tatarów Krymskich (nieuznawany przez władze parlament wspólnoty tatarskiej wybierany w wolnych i demokratycznych wyborach — przyp. red.), i odgórnie tworzą marginalne organizacje tatarskie. Mamy jednak XXI wiek i nie da się dziś kogoś odgórnie wyznaczyć na przedstawiciela narodu. Zresztą zalecenia analityków OBWE mówią jednoznacznie, że władze państwowe powinny współpracować z przedstawicielami wspólnoty tatarskiej wybranymi w wyborach.

    Co dotyczy współpracy na poziomie władz Autonomii Krymskiej, to sytuacja jest jeszcze gorsza. Przede wszystkim dlatego, że na czele administracji autonomii stoi osoba, która usprawiedliwia stalinowskie wysiedlenie Tatarów, bo uważa nas za „zdrajców ojczyzny”.

    Problem polega też na tym, że na Krymie dominuje społeczność przesiedlona z różnych zakątków byłego ZSRR. Często zajmują oni domy po byłych wysiedleńcach, dlatego powrót Tatarów odbierają jako bezpośrednie zagrożenie dla siebie. Obawy te głęboko tkwią w ich świadomości, co robi z nich element podatny na antytatarską propagandę.

    A w jakim stopniu sama wspólnota tatarska jest społecznie zorganizowana i jednolita?

    Pierwsi Tatarzy zaczęli wracać na Krym tuż po śmierci Stalina, aczkolwiek ówczesne władze ograniczały możliwości powrotu. Dopiero po 1968 roku nastąpił przełom. Wtedy na ojczyznę wróciło około 12 tys. Tatarów i z każdym rokiem ich liczba rosła. Dziś tatarska wspólnota jest zróżnicowana socjalnie, podobnie, jak każde inne społeczeństwo. Natomiast politycznie staramy się być razem. Jeszcze przed upadkiem ZSRR w 1991 roku odbyły się pierwsze wybory przedstawicielstwa tatarskiego narodu, które do dziś cieszy się dużym zaufaniem. W tym roku już po raz szósty odbyły się wybory, w których udział wzięło ponad 50 proc. Tatarów — co ze względu na ich rozsiane zamieszkanie — jest to dość wysoką frekwencją. Jeszcze większe zaufanie nasi rodacy mają do swego parlamentu narodowego, bo jak wynika z badań opinii społecznej, aż 82 proc. popiera działalność Medżlisu i tylko 7 proc. jest niezadowolonych. Niestety, ta jedność nie zawsze przekłada się na osiągnięcia polityczne, bo jeśli w wyborach samorządowych liczba zdobytych miejsc w lokalnych władzach jest proporcjonalna do liczebności mniejszości tatarskiej, to już na poziomie wyborów do Rady Autonomii Krymskiej nie mamy żadnych szans na zwycięstwo w okręgach jednomandatowych. Nie sprzyja temu zarówno rozsiane zamieszkanie, jak też ordynacja wyborcza, która jest nieprzychylna mniejszościom. Jedyną szansę stwarzają wybory z list partyjnych. Mamy więc zaledwie 5 na 100 naszych przedstawicieli w Radzie Autonomii, tymczasem mniejszość tatarska liczy około 14 proc. mieszkańców Krymu. Jeszcze gorsza sytuacja jest we władzach wykonawczych autonomii, bo według naszych danych, osoby tatarskiej narodowości zajmują tam zaledwie 2 proc.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dziś Ukraina stoi przed wiekopomnym wyborem między Wschodem i Zachodem. Oczekuje się, że za miesiąc w Wilnie zostanie podpisana umowa stowarzyszeniowa z Unią Europejską. Czy wspólnota tatarska stanowczo popiera prozachodni kierunek Ukrainy, czy też warunkowo chce przy okazji załatwić kilka swoich problemów?

    Bezwarunkowo popieramy europejski kierunek integracji. Liczymy na to, że będąc w europejskich strukturach, będziemy mogli zrealizować swoje postulaty. Oczekujemy, że stały monitoring spełnienia zobowiązań przez Ukrainę, będzie sprzyjał rozwiązywaniu naszych problemów. Istnieją jednak marginalne organizacje Tatarów, które powstały z inspiracji władz. One właśnie otwarcie nawołują, żeby nie podpisywać z Ukrainą umowy stowarzyszeniowej, zanim nie zostaną rozwiązane problemy Tatarów Krymskich. Nie popieramy takiego stanowiska, alternatywą bowiem jest powrót na łono byłego imperium, co jest na rękę jedynie promoskiewskim władzom. W interesie ukraińskiego i tatarskiego narodu jest podpisanie umowy stowarzyszeniowej oraz późniejsze członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej.

    Czy nie obawia się Pan, że po podpisaniu umowy sprawy Tatarów Krymskich zostaną zapomniane?

    Liczymy na to, że nie pozwolą o nas zapomnieć. Postulujemy za utworzeniem po podpisaniu umowy grup monitoringowych, które weryfikowałyby ukraińskie zobowiązanie. Liczymy, że takie grupy zostaną utworzone z przedstawicieli państw Grupy Wyszehradzkiej i krajów bałtyckich, którym jest bliska problematyka tatarska. Rozmawialiśmy z przedstawicielami władz Czech, Polski, Litwy i innych i mamy ich poparcie dla naszej inicjatywy. Z kolei, jeśli Ukraina nie podpisze umowy, to władze kraju będą mogły otwarcie ignorować nasze problemy. Zwłaszcza jeśli nastąpi proces integracji z Rosją, która w ogóle negatywnie patrzy na powrót Tatarów na Krym i przywrócenie im praw, w obawie, że żywioł tatarski demograficznie zdominuje społeczeństwo krymskie. Mamy do czynienia z zastraszaniem, że jeśli Tatarzy zdominują Krym, to będą chcieli oderwania go od Ukrainy i przyłączenia do Turcji. Obawiamy się zresztą, że dziś, kiedy Ukraina stanowczo dąży na Zachód, mogą nasilać się prowokacje mające na celu destabilizację sytuacji na Krymie. Mieliśmy już dwa przypadki podpalenia naszych meczetów. Widocznie liczono, że wywoła to nasz odwet. Oświadczyliśmy stanowczo, że nie poddamy się na żadne prowokacje — więc to się nie udało. Nie możemy jednak być pewni, że w przyszłości prowokacje również będą nieudane.

    Mustafa Dżemilew z dr Adasem Jakubauskasem, przedstawicielem Medżlisu na Litwie<br/>Fot. Marian Paluszkiewicz
    Mustafa Dżemilew z dr Adasem Jakubauskasem, przedstawicielem Medżlisu na Litwie
    Fot. Marian Paluszkiewicz

    Czy oznacza to, że w zmaganiach o Ukrainę Kreml próbuje rozgrywać kartę tatarską?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Nie jest to nowością ostatnich miesięcy, bo jeszcze w 2011 roku dotarły do nas materiały przygotowane przez rosyjskie służby o zapewnieniu strategicznych interesów Rosji na Krymie. Stwierdzano w nich, że główną przeszkodę dla tych interesów stanowi Medżlis tatarskiego narodu, dlatego były wytyczne, żeby prowadzić działania na odsunięcie obecnego kierownictwa Medżlisu i postawienie na ich miejsce osób narodowości tatarskiej o prorosyjskich poglądach. Na osiągnięcie tych celów co roku przeznacza się dziesiątki milionów dolarów. Podobne stanowisko wobec naszej wspólnoty zajmują również ukraińskie władze, które nasze przedstawicielstwo też uznają za podstawową przeszkodę strategicznych interesów Ukrainy w Autonomii Krymskiej. Dlatego w Kijowie, jakby kopiują moskiewskie działania i również próbują rozbić jedność naszej wspólnoty. Na szczęście mamy do czynienia z odwrotnym efektem, bo im większe naciski z zewnątrz mamy na naszą wspólnotę, tym mocniej ona jednoczy się w obronie swoich interesów, ponieważ faktor silnej wspólnoty tatarskiej leży przede wszystkim w interesach ukraińskiej racji stanu. Rozumiemy to i liczymy, że władze Ukrainy również to zrozumieją.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    220. rocznica III rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów

    Dokładnie 220 lat temu z mapy Europy, w jej samym centrum, zniknął unikalny organizm państwowy, który na parę lat przed jego unicestwieniem zdążył jeszcze wydać na świat pierwszą na kontynencie konstytucję. Na jej podstawie miało powstać współczesne, demokratyczne na...

    Kto zepsuł, a kto naprawi?

    Przysłowie ludowe mówi, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. I tak zazwyczaj w życiu bywa. W polityce też. Po zakończeniu maratonu wyborczego w Polsce nasz minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius wybiera się do Warszawy. Będzie szukał kontaktów z...

    Oskubać siebie

    Będący już na finiszu przetarg na bojowe maszyny piechoty został raptem przesunięty, bo Ministerstwo Ochrony Kraju tłumaczy, że otrzymało nowe oferty bardzo atrakcyjne cenowo i merytorycznie. Do przetargu dołączyli Amerykanie i Polacy. Okazało się, co prawda, że ani jedni,...

    Odżywa widmo atomowej elektrowni

    Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku. Prawie 65 proc. uczestniczących w...