Więcej

    Głos wołającego na puszczy

    Jeżeli sądzicie, że tylko na puszczy czy w pustyni nikt nie usłyszy głosu wołającego — to się głęboko mylicie.
    Co najstraszniejsze, głosu wołających o pomoc nie słyszą ludzie, którzy z racji na swe obowiązki powinni każde wołanie słyszeć. Pisząc to mam na myśli pracowników Centrum Ogólnej Pomocy na Litwie.
    Placówka ta „zasłynęła” z tragicznego wydarzenia, kiedy to w 2013 r. w rejonie poniewieskim porwano, zgwałcono i w bagażniku auta żywcem spalono siedemnastoletnią dziewczynę, która kilkakrotnie dzwoniła z telefonu komórkowego wołając o pomoc. Po tej strasznej tragedii, która poruszyła cały kraj, zdawało się, że sytuacja uległa zmianie. Wówczas do dymisji podał się szef Centrum Ogólnej Pomocy. Już prawie dwa lata jak jest nowa władza. Ale porządki są stare.
    Przed niespełna miesiącem miotająca się w płonącym domu wsi Mančiunai w rejonie olickim kobieta z trójką dzieci kilkakrotnie dzwoniła na numer 112 będący jednolitym numerem alarmowym, który obowiązuje na terenie całej Unii Europejskiej od 1991 roku. Na Litwie działa od roku 2004. Ale na próżno. W ogniu spłonęła matka i trójka dzieci (4, 8 i 9 lat).
    Centrum się usprawiedliwia tym samym: nie potrafili zlokalizować miejsca.
    To po co istnieje? I nosi nazwę Centrum Ogólnej Pomocy…
    A co najstraszniejsze: do ostatniej chwili próbowało ukryć  przed policją i społeczeństwem  fakt  o tym tragicznym zgłoszeniu.