Więcej

    Jak się zwał, tak się zwał, byleby się dobrze miał

    Na apetyt nasi posłowie na pewno nie narzekają. Nie, nie chodzi o strawę dnia powszedniego, ale o stałe ułatwianie swojej pracy. Ułatwianie poprzez zwiększanie liczby asystentów. No, bo jakże bez nich, sami przecież nie daliby rady. Ostatnio parlamentarzyści zaaprobowali poprawki do Ustawy o Służbie Państwowej, w myśl której każdy poseł do swej pomocy mógłby mieć oprócz asystentów, także   doradców.  Etat doradcy miałby być lepiej opłacany niż pomocnika. No i pewnie, czemu nie dać skoro się płaci nie ze swojej kieszeni.
    Jeżeli posłowie zaaprobują — a głupi by ten był, kto tego nie zrobi, wszak go to nic nie kosztuje — to na te dodatkowe nowo wymienione etaty doradcy trzeba milion euro rocznie. Co prawda, wiceprzewodniczący Sejmu, socjaldemokrata Algirdas Sysas jest bardzo stanowczy — jak na razie — w tej sprawie i mówi, że tego nie będzie, gdyż ta propozycja posłanki Dali Teišerskytė nie przejdzie. Ale wiedząc o tym, że posłanka sama o sobie jest zdania, że trzeba ją, posłankę, szanować, bo jest „wartością narodową” i ma być chroniona przez państwo, to sądzimy inaczej. Bo i pewnie trzeba ją i innych chronić od pracy.Jeżeli tych apetytów się nie poskromi, to trzeba będzie naród bronić od tych, których sami wybrali.