Więcej

    Obóz w Twereczy: z modlitwą, tańcem i… spotkaniem z pogranicznikami

    Czytaj również...

    Taniec jest bardzo popularny wśród uczestników letniego dziecięcego obozu, jaki ma miejsce obecnie w Twereczy Fot.Marian Paluszkiewicz
    Taniec jest bardzo popularny wśród uczestników letniego dziecięcego obozu, jaki ma miejsce obecnie w Twereczy Fot.Marian Paluszkiewicz

    „Czy wiem, gdzie się rozlokował letni obóz dziecięcy? Ano pewnie, tu każdy absolutnie mieszkaniec naszego miasteczka wie. Wraz z jego otwarciem ożywa Tverečius (Twerecz). Bo, tak, to aż strach patrzeć, co się u nas porobiło, szkoła od lat nieczynna, garstka dzieci miejscowych musi codziennie dojeżdżać do szkoły w Didžiasalis. Ale i tam nie jest lepiej, bezrobocie, ludzie degradują …” — chętnie nawiązuje z nami rozmowę napotkana kobieta. Widać, że jest naprawdę stęskniona rozmowy z kimś, jak mówi „ze świata”.
    Bo miasteczko Tverečius (Twerecz), nad jeziorem o tej samej nazwie położone w rejonie ignalińskim, jest bardzo blisko przejścia granicznego z Białorusią.

    A od samej stolicy dzieli prawie 130 kilometrów. Jego mieszkańcy w Wilnie bywają rzadko, czasami ani razu w ciągu życia. Jak jest jakaś potrzeba — wybierają się po większe zakupy do Ignaliny, Didžiasalisu, albo na Białoruś, bo obok. Ale oczywiście potrzebne są wizy.
    My też mamy swoją „potrzebę” właśnie w tym zakątku naszego kraju, tak szczodrze obdarzonym przez przyrodę (przepiękne jeziora, lasy) a zapomnianym przez władze państwa.
    Ale nie miejscowe, bo np. Twerecz, do którego wybraliśmy się — czyściutki, zadbany. Niektóre stare domy odnawiane, przystosowywane na wczasy.
    Nas wabi też odpoczynek. Nie prywatny, a zespołowy, dzieci. Bo właśnie tu w tym miasteczku, nad brzegiem jeziora Tverečius czynne są kolonie stacjonarne dla dzieci i animatorów wileńskiej parafii Jana Bosko w Lazdynai.
    O półkoloniach, które obecnie mają miejsce przy kościele pw. Jana Bosko w stolicy, pisaliśmy przed rokiem. Dzisiejszym celem naszej wyprawy jest właśnie ten dom — duży, pięknie wyremontowany, znajdujący się o krok od miejscowego kościoła pod wezwaniem Trójcy Świętej.
    Na nasze spotkanie wychodzi ks. Massimo Bianco, który jest teraz opiekunem grupy polskiej, która spędzi tu równo tydzień, potem na jej miejsce przybędzie inna grupa i tak — całe lato.

    To w tej grupie powstają fantastyczne lizaki dla każdego
    To w tej grupie powstają fantastyczne lizaki dla każdego

    — To, że my, Salezjanie, obraliśmy tę siedzibę na letni obóz dla dzieci, nie jest sprawą przypadku, a długiego poszukiwania właśnie takiego miejsca — cichego, spokojnego i oczywiście pięknie położonego — mówi ks. Massimo.
    Pokazuje nam włości, rozpoczynając od rozległego terenu dookoła domu, istniejącego tu boiska, po pokoje, sale zajęć, kuchnię, stołówkę.
    — Oboje z ks. Alessandro Barelli, obecnym proboszczem naszej świątyni lazdynajskiej, przybyliśmy przed laty na Litwę z Włoch. Jako że jesteśmy Salezjanami, udzielamy szczególną uwagę pracy z dziećmi. Przebiega ona nie tylko na co dzień, nie tylko podczas Mszy świętych, przygotowania do nich, ale ważne nam było, by dzieci miały gdzie latem przebywać, a nie spędzać czas na asfalcie, lub przed komputerem. Dlatego mamy co roku przy kościele w Wilnie półkolonie. Ale rozumieliśmy i rozumiemy, jak ważny jest dla dzieci z miasta pobyt na łonie przyrody. Przypominam sobie, jak pierwszy raz przed z górą dziesięciu laty zawieźliśmy dzieci na wakacje do Połągi. Owszem, morze wabi, ale szumno, hałaśliwie, musieliśmy bardzo uważać, by nie pogubić dzieci. Dlatego ks. Alessandro po powrocie zaczął poszukiwać miejsca na taki obóz. Miał już rozeznanie na Litwie i jego wybór padł na Twerecz. A złożyło się tak doskonale, że gmach byłej bursy był nieczynny, udało nam się ten dom kupić — przypomina ks. Masssimo.

    Ale, jak za chwilę się dowiem, nie wyglądało to tak, jak jest obecnie. Dom wymagał kapitalnego remontu, trzeba było i poddasze dobudowywać i dach nowy przekładać i ogólnego remontu dokonać. Ale, jak mówi mój rozmówca, z pomocą Bożą, z pomocą sponsorów, których stale poszukują , z pomocą wielu organizacji, z pomocą miejscowych udało się to pomieszczenie przystosować do pracy właśnie takiego obozu. I już za rok od chwili nabycia przybyły tu pierwsze grupy dzieci — polskie i litewskie na przemian.Godzina 8.20 — pobudka, potem dziesięć minut na rozruszanie, jak żartują dzieci „starych kości”, a równiutko o godzinie 9 rano — „niam-niam” (czyli śniadanie). A dalej zajęcia w kółkach : kulinarnym, sportowym, tanecznym, teatralnym, robótek ręcznych.

    Stadion wabi i małego i dużego, ale o piłkę trzeba powalczyć
    Stadion wabi i małego i dużego, ale o piłkę trzeba powalczyć

    W każdy dzień każde dziecko wybiera samo, gdzie dziś tę godzinę zajęć będzie miało. A wygląda to tak: jeden dzień w jednym, drugi — w drugim i tak w ciągu turnusu — przejdzie absolutnie każde kółko i zdobędzie podstawowe nawyki.
    Główny animator obozu Tomek Karazo, który ma 10 pomocników-animatorów do pracy z dziećmi, zwołuje do sali wszystkie dzieci i tu każdy wybiera kółko na ten dzień.
    Animatorka Kamila Karpowicz ma każdy dzień sporo chętnych nauki tańca. Sama od lat uczęszcza do studia tanecznego „Dubówków” prowadzonego w Lazdynajskiej Szkołe Średniej. Nie tylko sama świetnie tańczy, ale ma też dar pracy z dziećmi.
    Czy chce swój dalszy los powiązać z tańcem?
    O nie, po ukończeniu szkoły, a w tym roku będzie to już ostatni rok, planuje, że wybierze się na studia do Polski. Marzy o ekonomice albo innych naukach ścisłych. Po raz już szósty przyjeżdża na takie obozy do Twereczy. Dotąd była uczestniczką. W tym roku po raz pierwszy pracuje w charakterze animatorki i bardzo to jej się podoba.

    Kinga Kamińska, która pracuje z grupką dzieci w kółku kulinarnym, jest tu już siódmy rok, ale od niedawna jako animatorka. Sama dobiera program na każdy dzień, co będą robić. Dziś robią lizaki. Ale niecodzienne, bo w ich składzie jest twaróg, czekolada i jeszcze wiele innych składników. Wszystko to się miesza, robi się z tego kulki, no i oczywiście umieszcza się na patyku. Wystarczy dla wszystkich. Tak samo jak jedzenia, domowego, ciepłego, przygotowanego z jakże ogromną miłością przez dwie panie: kucharkę Lucynę oraz Danutę. Pani Lucyna, owszem, kiedyś w tym zawodzie pracowała, ale obecnie jest na emeryturze i mogłaby odpoczywać, jak się mówi pod przysłowiową gruszą, tym bardziej, że ogromny sad wraz z mężem w Trokach posiadają. Ale, kiedy księża parafii lazdynajskiej zaproponowali, by pomogła na takim obozie — zgodziła się. Chociaż, jak mówi, przeżywa bardzo, by każdy był najedzony, by smakowało. Zebrała nawet przetwory domowe i z ogromnym zapałem wraz z panią Danutą, która na co dzień pracuje jako nauczycielka w Lazdynajskiej Szkole Średniej, zabrały się do pracy.

    Spróbowaliśmy obiadu. Był świetny, dodatkowo jeszcze przez to, że poprzedzony krótką modlitwą przed jedzeniem i podziękowaniem tymi tak wzruszającymi słowami: „Panie Jezu, nasze słonko, dziękujemy za jedzonko”.
    W codziennym programie obozu równiutko o godzinie 12. 00 jest Msza święta w miejscowym zadbanym neogotyckim kościele pw. Trójcy Świętej.
    Przepiękny śpiew dzieci, gitara, wszystko to stwarza niecodzienny charakter Eucharystii.
    Mieszkanka tego miasteczka Kława Razmazowienė przychodzi latem co dzień na tę Mszę młodzieżową. Proboszcz z miejscowej parafii ks. Antanas wyjechał na odpoczynek, więc tak dobrze się składa, że księża z Wilna, którzy pracują na zmiany w obozie, tę codzienną posługę pełnią. Kława, Rosjanka, przed trzynastu laty z prawosławia przeszła na katolicyzm.

    Panie Lucyna i Danuta zadziwią mistrzostwem kulinarnym
    Panie Lucyna i Danuta zadziwią mistrzostwem kulinarnym

    „Całe życie marzyłam, by uczęszczać do kościoła miejscowego, ale jakoś nie miałam odwagi” — mówi pracująca w ciągu całego życia jako kasjerka kobieta. „Kiedy po raz pierwszy modliłam się na różańcu, ręce mi drżały. Ze wzruszenia, że to zrobiłam, że urzeczywistniałam swoje marzenie” — mówi wierna parafianka kościoła w Twereczu.
    Mimo że jak dalej się dowiem, języka polskiego nie zna, bo w tym miasteczku Polaków nie ma, tym niemniej z wielką ciekawością w tak pięknie odprawianych Mszach codziennych uczestniczy.
    Po Mszy świętej dzieciaki, a jest ich podczas danego turnusu 29 plus 11 animatorów, mają obiad, a potem w zależności od pogody — kąpiel w jeziorze, spacer, czy wyprawę.
    — Dziś wybieramy się na granicę — mówi główny animator Tomek. To znaczy do pograniczników. „Mamy z nimi bardzo dobre kontakty od lat, obiecali nam pokazać, jak kynolodzy pracują z wyszkolonymi psami” — mówi.
    „Macie dosłownie piętnaście minut na przygotowanie do tej kilometrowej wyprawy.

    Msza święta w kościele pw. Trójcy Świętej w Twereczy
    Msza święta w kościele pw. Trójcy Świętej w Twereczy

    Włóżcie wygodne obuwie, obowiązkowo czapki na głowę (słońce dziś nam dopieka), weźcie też butelki z wodą” — wydaje rozporządzenie dla wszystkich podopiecznych główny animator.
    Sam ma kilka minut na rozmowę z nami. Do Twereczy przyjeżdża co roku, już 11 lat. Początkowo, jako uczestnik, od lat jako animator, a ostatnio główny animator. Jak mówi, jest to bardzo odpowiedzialne zadanie, bo trzeba do tego odpowiednio się przyszykować. A takie przyszykowanie trwa latami. Skoro chodzi o parafię lazdynajską, to od 1996 r. w domu salezjańskim dzieci i młodzież mogły każdego dnia uczestniczyć we Mszy św., w spotkaniach, zabawach, spędzeniu wolnego czasu ze sobą, odrobić lekcje, wspólnie świętować, uczestniczyć w stacjonarnych obozach — tak Oratorium rozpoczęło swoje codzienne życie.
    A od 2002 r. rozpoczęto organizować kursy dla wolontariuszy (salezjanie nazywają ich animatorami), półkolonie dzienne gromadzące wiele dzieci w lipcu. A już następny etap to właśnie ten dom w Twereczu, gdzie co roku są organizowane kolonie stacjonarne dla dzieci i animatorów z Oratorium z Wilna i Kowna. Z miast, gdzie pracują salezjanie. Taką „pigułkę” informacji otrzymujemy w ciągu tego czasu, póki zbiorą się dzieci na wyprawę na pogranicze z Białorusią.

    Obecnie codzienną Mszę świętą ks. Massimo Bianca celebruje w kościele w Twereczy
    Obecnie codzienną Mszę świętą ks. Massimo Bianca celebruje w kościele w Twereczy

    Na kilka godzin opustoszeje obóz, pozostaną tu tylko poznane panie od żywienia, by nie tylko przygotować kolację, ale też pomyśleć, by czymś smacznym powitać dzieci po powrocie.
    „Wczoraj, kiedy dzieci kąpały się w jeziorze, to zrobiłam te oto torty — mówi Lucyna Pawłowska . — Proszę spróbować”.
    Oczywiście, że nie oprzemy się pokusie. Próbujemy. Jest wspaniały. Na pewno dzieci się ucieszą po powrocie. Najpierw oczywiście odpoczną, zjedzą kolację i pójdą na codzienny tzw. „Pogodny wieczór”.
    Tematykę takich pogodnych wieczorów organizują same dzieci, to znaczy — co robią wieczorem, jaki temat wybierają. Ale, oczywiście, będzie muzyka, bo jak bez niej, będą tańce, będzie ognisko. I tak każdy wieczór aż do poniedziałku, kiedy przyjedzie z Wilna autokar z nową grupą dzieci, tym razem litewskich, z tej parafii, a ich zabierze do domów, do Wilna.

    Wszystko co dobre szybko się kończy. Przed wyjazdem wchodzimy jeszcze na teren miejscowego cmentarza, gdzie wśród grobów Litwinów jest też kilka polskich. Między innymi księdza Jana Kuszłeja zmarłego w roku 1899, w wieku lat 40, który 16 lat swego krótkiego życia oddał kapłaństwu.
    Nieopodal umocnienia obronne z czasów I wojny światowej i mogiły niemieckie z lat 1914-1918. Spróbujemy też objąć dąb-olbrzym. Mniejszy, co prawda, niż ten ze Stelmuže w rejonie jezioroskim, tym niemniej okaz mający 27 metrów wysokości oraz 6,85 metrów szerokości, strzegący teren kościoła.

    Polska grupa dzieci i animatorów z wileńskiej parafii Jana Bosko w Twereczy z ks. Massimo Bianco
    Polska grupa dzieci i animatorów z wileńskiej parafii Jana Bosko w Twereczy z ks. Massimo Bianco

    Żegnamy małe ciche miasteczko, posiadające ponad 200 stałych mieszkańców. Ostanie spojrzenie na okazały budynek, który obumrze wraz z sezonem do następnego lata.
    I znów droga powrotna do Wilna, osnuta wspomnieniami z tego jednego, jedynego dnia, w jakże nietypowym obozie, gdzie dzieci modlą się, tańczą, mają zawody sportowe, zmagania kulinarne, a najważniejsze — uczą się przyjaźni, dobroci do wszystkiego co je otacza…

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Syty głodnego nie zrozumie

    Nierówność społeczna na Litwie kłuje w oczy. Na 10 proc. mieszkańców Litwy przypada zaledwie 2 proc. ogólnych dochodów, a na 10 proc. najbogatszych – 28 procent. Kraj nasz znalazł się w sytuacji krytycznej i paradoksalnej, i z każdym rokiem...

    Wzruszający wieczór poświęcony Świętu Niepodległości Polski

    Niecodziennym wydarzeniem w życiu kulturalnym Wilna był wieczór poświęcony Narodowemu Świętu Niepodległości, obchodzonemu corocznie 11 listopada dla upamiętnienia odzyskania po 123 latach przez Polskę niepodległości. Wieczór ten odbył się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Mogą żałować ci, którzy w...

    Superodważni i uczciwi

    Trudno doprawdy zrozumieć człowieka, który cztery lata widzi niegospodarność, szafowanie pieniędzmi, skorumpowane stosunki między kolegami, widzi... i nic nie robi. Na nic się nie skarży, nie narzeka. Aż dopiero teraz, kiedy z tej „niewoli” się wydostał (a dokładnie wyborcy...

    Zamiast zniczy — piękna obietnica

    Minęły święta, a wraz z nimi cmentarze zajaśniały tysiącem migocących światełek naszej pamięci o tych, co odeszli, co byli dla nas tak bliscy. W przededniu Dnia Wszystkich Świętych Remigijus Šimašius, gospodarz Wilna wraz z liczną świtą urzędników, pracowników odpowiedzialnych za...