Więcej

    Apetyt rośnie w miarę jedzenia

    No, do szybkich to nasi politycy nie należą. Wiadomo, naród północny — to i rozkręca się powoli. Choć niektóre decyzje podejmowane są dosłownie w ciągu kilku godzin, a czasami nawet nocnych. Ale na podjęcie bardzo ważnych — to trzeba nawet całych pięciu lat.
    Kiedy piszę te słowa, mam na myśli aktualną i zakrojoną na szeroką skalę dyskusję na temat tego, czy żonie zmarłego prezydenta Algirdasa Brazauskasa należy się renta i rezydencja, czy nie?
    Dziwne, że na to trzeba było tyle czasu (Brazauskas zmarł 26 czerwca 2010 roku), a wdowa po prezydencie spokojnie mieszkała w tym najbardziej strzeżonym miejscu równo lat pięć.

    Teraz kiedy zbliża się termin prolongowania umowy „biedna” wdowa spekuluje, jak może, na ten temat.
    Należąca do jednej z najbogatszych kobiet Litwy, jak się okazuje, nie ma…, gdzie mieszkać. Wszak nie zamieszka np. we własnej willi, określanej przez sąsiadów i znajomych – białym pałacem w pobliżu Trok. A może jeszcze pod innym własnym adresem, których prawdopodobnie ma kilka.
    Ona chce nadal mieszkać tu, w Turniszkach, a jej proponują, wyobraźcie sobie… mieszkanie?!
    Jej, żonie prezydenta!
    Co prawda, prawnicy argumentują, że kiedy Algirdas Brazauskas pełnił funkcje prezydenta Litwy (do roku 1998) Kristina nie była jego żoną, gdyż pobrali się w roku 2004.
    Ale ona widocznie ma swoje argumenty. A właściwie nie ma powodu dziwić się, że tak postępuje: wszak najbardziej winni są politycy, którzy rozdają na prawo i na lewo, co do nich nie należy.
    W tym też rezydencje utrzymywane z naszych podatników kieszeni…