Więcej

    Zapomniana tragedia na dworcu kolejowym

    Czytaj również...

    Dzisiejszy wygląd wileńskiego dworca kolejowego znacznie różni się od tego, jak on wyglądał przed wojną Fot. Marian Paluszkiewicz
    Dzisiejszy wygląd wileńskiego dworca kolejowego znacznie różni się od tego, jak on wyglądał przed wojną Fot. Marian Paluszkiewicz

    Był rok 1945, 12 stycznia. Wilnianie już żyli w nastrojach szybkiego zakończenia wojny. Stosunkowo spokojne życie jednak zostało gwałtownie przerwane o godz. 16.35 przez potężny wybuch…

    Gdyby dyżurny kolei przygotował wolną drogę dla nadjeżdżającego pociągu nr 984, gdyby maszynista jechał z mniejszą prędkością i zauważył, że semafor wjazdowy jest zamknięty, gdyby zawczasu zostały sprawdzone mechanizmy hamulcowe pociągu, gdyby kolejarze wiedzieli, jaki ładunek jest w wagonach…
    Gdyby był zrealizowany przynajmniej jeden z wymienionych punktów, być może wtedy nie doszłoby do strasznej tragedii i 94 osoby nie zginęłyby w gruzach od wybuchu na kolei.

    Niewiele osób żyje, które pamiętają jeszcze ten straszny, ale mało znany moment w historii Wilna. Zarówno przyczyny wybuchu na kolei, jak też jego skutki, zostały owiane mitami jak np. to, że eksplozja była tak silna, że zrównała z ziemią cały dworzec oraz pobliskie dzielnice. Ktoś tłumaczy, że z powodu wybuchu należało wybudować dworzec na nowo.

    Trudno tak naprawdę dokładnie ocenić, w jakim stopniu dworzec został zniszczony, ponieważ nie udało się odnaleźć fotografii samego budynku, które byłyby zrobione między rokiem 1945 a 1950, gdy to rozpoczęła się rekonstrukcja dworca.

    Anonimowy świadek tak oto opisuje sam wybuch i zniszczenia, do których doszło: „Tego styczniowego dnia, około godziny 16, mieszkańcy na już ciemniejącym niebie nad miastem zobaczyli ogromny, przypominający grzyb, słup z płomieni. Sowiecki skład pociągu z pociskami, który jechał na front, wybuchł na dworcu kolejowym. Żadne bombardowanie miasta w czasie wojny nie przyczyniło takich okropnych zniszczeń jak ten wybuch. Cały skład nie wybuchł od razu — przez całą noc dochodziło do pojedynczych wybuchów wagonów, chociaż żołnierze, ginąc, próbowali odciągnąć wagony od epicentrum. Pociąg widocznie wiózł niezwykłą amunicję — ognista wichura bowiem po prostu zmiotła budynek dworca i pobliskie domy.

    Wszyscy ludzie, którzy w tym czasie znajdowali się na dworcu, przekształcili się w popiół. Krewni mogli rozpoznać ich jedynie według zegarków, kluczy i innych metalowych przedmiotów. Prawie całe miasto zostało bez okien, fala uderzeniowa wybiła szkła wraz z okiennymi ramami. Szkła z okien lawiną posypały się na przechodniów. Nawet na ulicy Mickiewicza (obecnie ― alei Giedymina) było mnóstwo rannych. Wileńskie domy, uszkodzone w czasie walk o miasto w lipcu 1944 roku, od mocnej fali uderzeniowej waliły się niby domki z kart. Miasto ucierpiało bardzo mocno, jeszcze więcej było ofiar. Jeszcze długo potem można było obserwować procesje pogrzebowe z bardzo małymi trumnami — ogromna temperatura pozostawiła po ludziach jedynie kupki popiołu”.

    Jak jednak pisze litewski historyk Marius Ėmužis, budynek dworca, chociaż mocno ucierpiał, nie był zupełnie zrujnowany. Z danych archiwalnych wynika, że straty materialne po tragedii, dotyczące wyłącznie samego dworca, wynosiły około 12 tys. rubli. W kosztorysie zostały spisane straty związane z poszczególnymi salami i innymi pomieszczeniami ― dokładny opis nie miałby żadnego sensu i faktycznie byłby niemożliwy, gdyby dworzec rzeczywiście został zrównany z ziemią. W dodatku, jak podkreśla historyk, nowy budynek dworca został oddany do eksploatacji po upływie 5 latach po tragedii, a w ciągu tego czasu w pełni funkcjonował stary.

    Janina Gieczewska Fot. Marian Paluszkiewicz
    Janina Gieczewska Fot. Marian Paluszkiewicz

    O tym, że sam dworzec kolejowy nie był zburzony, wspomina też starsze pokolenie wilnian.
    Nela Mongin, emerytowana energetyk i działaczka społeczna, opowiada, że mieszkańcy w ten fatalny dzień bali się najbardziej, że pożar, który wybuchł na dworcu kolejowym, pochłonie całe miasto.

    ― Pożar był ogromny. Pamiętam, że wszyscy byli przestraszeni, że rozpowszechni się. Tłumy brały udział w gaszeniu płomieni i na szczęście udało się je zatrzymać. Okolice kolei i pobliskie dzielnice bardzo mocno ucierpiały, ale sam dworzec przetrwał, chociaż wymagał poważnego remontu. Największy wybuch był na stacji towarowej, a nie tej centralnej ― wspomina w rozmowie z „Kurierem” Nela Mongin, która była wtedy jeszcze nastolatką.

    Wilnianka Janina Gieczewska, prezes Polskiej Sekcji Wileńskiej Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców, opowiada nam, że wybuch był tak potężny, że powylatywały szyby okien niektórych domów w centrum miasta.

    ― Dobrze zapamiętałam chwilę wybuchu, bo w tym czasie właśnie byłam na lekcji języka angielskiego przy ul. Jagiellońskiej. Dźwięk okropny. W domach na tej ulicy posypały się szyby, to było straszne… A jeszcze straszniej było, gdy później dowiedzieliśmy się, ile ofiar pochłonęła ta tragedia — wspomina Janina Gieczewska, wówczas 20-latka.

    Ze smutkiem opowiada, że ofiarą wybuchu została też jej przyjaciółka.

    ― Bardzo przykro było, gdy dowiedziałam się, że zginęła tego dnia moja szkolna koleżanka Czesia. Była jeszcze zupełnie młodziutka, pracowała przy dworcu. Jak się okazało, była to jej pierwsza i ostatnia praca… Wiem, że ciała ofiar wybuchu były okropnie zmasakrowane, od wielu nie zostało prawie nic. Krewni mogli rozpoznać zwłoki Czesi jedynie po pozostałej ręce, na której poznali zegarek… ― wspomina pani Janina.

    Jak naznacza, na początku nikt nie miał pojęcia, co się właściwie stało. Skoro był to styczeń 1945 roku, wśród mieszkańców zaczęły krążyć pogłoski, że do wybuchu doszło z powodu dywersji Niemców. Tylko później ludzie się dowiedzieli, że przyczyną tragedii był błąd kolejarzy…

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Co więc stało się tego styczniowego popołudnia?
    Najpierw warto zaznaczyć, że pociąg z niebezpiecznym ładunkiem nie był odpowiednio zabezpieczony. Skład kwalifikował się jako zwykły operacyjny pociąg, który nie miał statusu transportu wojskowego.
    Jak zauważa historyk Marius Ėmužis, nawet kierownik służby przewozu żołnierzy Kolei Litewskich nie wiedział, co było przewożone w pociągu nr 984. A ładunek był naprawdę poważny. Skład stanowiło 47 wagonów, wśród których 16 było załadowanych bombami lotniczymi, 21 ― rakietami oświetleniowymi i przeciwlotniczymi karabinami. 10 wagonów było pustych.

    Podczas badania ustalono dosyć dokładną kolejność wydarzeń, z którymi ― jak się okazało — Niemcy nie mieli nic wspólnego.
    Na stację w Kirtimai (Porubanku) obok Wilna pociąg towarowy nr 984 z Lidy przybył o godz. 15.30. W tym czasie za trasę Kirtimai — Wilno odpowiedzialni byli dyżurny służby ruchu kolejowego kolei wileńskiej Wasilij Grunin, zastępca komendanta wojskowego trasy kolejowej major Wasilcow oraz dyspozytor wojskowy starszy lejtnant Iwlew. Po naradzie postanowili, że jeszcze na stacji w Kirtimai należy przeformować zestaw wagonów, aby nie robić tego na stacji wileńskiej. Ta decyzja łamała jednak wszelkie zasady eksploatacji technicznej.
    O decyzji przeformowania zestawu powiadomiony został dyżurny dyspozytor służby ruchu kolei wileńskiej Adolfas Sadovskis, który wykonanie tej operacji polecił kierownikowi stacji w Kirtimai Henrykowi Szerszyńskiemu. Ten, wraz z załogą, wypełnił rozkaz — przednia część pociągu została przemieszczona do tyłu, a tylna ― do przodu. Do przodu więc trafiły dwa wagony z przeciwlotniczymi karabinami, które przed tym znajdowały się w tylnej części pociągu.

    Nela Mongin Fot. Marian Paluszkiewicz
    Nela Mongin Fot. Marian Paluszkiewicz

    Jest to niedopuszczalna praktyka, ponieważ w ten sposób został naruszony system hamowania całego zestawu. Mimo to później Sadovskis przyznał, że praktyka puszczania pociągów niezgodnie z regulaminem była dosyć szeroko rozpowszechniona wśród pracowników kolei.
    Po przestawieniu wagonów Szerszyński poprosił dyżurnego stacji wileńskiej Vaclovasa Šidlauskasa o zezwolenie na przybycie na wileńską stację kolejową i o godz. 16.05 otrzymał je. Jednak sam Šidlauskas nie zatroszczył się o to, aby zostały przygotowane wolne tory dla przyjęcia przybywającego do Wilna pociągu. Dyżurny sądził, że zdąży to zrobić, gdy pociąg zatrzyma się przy semaforze na wjeździe na stację.
    W toku badania okazało się, że podobne praktyki „ulżenia sobie pracy” — gdy zestaw jest zatrzymywany dopiero na wjeździe na stację ― były wtedy stosowane już niejednokrotnie. Dyżurny więc nawet nie przypuszczał, do jakiej tragedii może doprowadzić taka nieopatrzność.

    Po otrzymaniu sygnału z Wilna, Szerszyński pozwolił, aby pociąg wyjechał z Kirtimai, ale go nie sprawdził osobiście. W dodatku, maszyniście (który za kilka minut miał zginąć w wypadku) nikt nie towarzyszył w drodze do punktu przeznaczenia.
    O godz. 16.20 pociąg ruszył. Maszynista nie uwzględnił pochyłości drogi i innych szczegółów i pozwolił, aby zestaw osiągnął prędkość ponad 60 km/godz. Za kilka chwil, gdy już był prawie na stacji w Wilnie,  maszynista nie zauważył, że semafor wjazdowy jest zamknięty. Zaczął więc hamować dopiero po wjeździe na samą stację kolejową, gdy zaczęli mu sygnalizować sami pracownicy kolei. Jednak było już za późno… Zestaw z amunicją wjechał na pociąg towarowy nr 501.
    W ciągu 10-15 minut po zderzeniu zapaliły się lotnicze bomby zapalające i oświetleniowe, po czym wybuchł pożar. Natychmiast zadziałały zapalniki, znajdujące się przy bombach burzących i odłamkowych, co właśnie spowodowało serie potężnych wybuchów, w wyniku których zginęło prawie 100 osób i ponad 300 zostało rannych.

    Podczas badania sprawy zostało aresztowanych osiem osób.
    W połowie stycznia oprócz wspomnianych powyżej Wasilija Grunina, Adolfasa Sadovskisa, Henryka Szerszyńskiego i Vaclovasa Šidlauskasa zatrzymano też starszego konduktora pociągu nr 984 Michaila Dewiatina, kierownika służby manewrowej kolei wileńskiej Wasilija Zamiatina oraz inspektora ds. bezpieczeństwa ruchu kolejowego Aleksandra Chryszczanowicza. W końcu miesiąca zatrzymano mistrza do napraw taboru kolejowego Konstantinasa Pelesę. Na wszystkich czekało długie śledztwo oraz sądy.
    Jak podaje historyk Marius Ėmužis, znajdujące się w litewskich archiwach dane na temat spraw sądowych zatrzymanych są lakoniczne i do końca niejasne.
    Na przykład, sprawa Grunina została zamknięta już po czterech miesiącach po wydarzeniach na dworcu, jednak wyrok dla niego nie jest jasny. To samo dotyczy też Szerszyńskiego. Natomiast w przypadku Sadovskisa, Zamiatina oraz Chryszczanowicza postępowania zostały zamknięte, czyli ich wina nie była udowodniona.
    Pozbawiony wolności został jedynie Dewiatin — był skazany na osiem lat łagrów. Natomiast najsurowiej potraktowani byli dyżurny stacji wileńskiej Šidlauskas i mistrz do napraw taboru kolejowego Pelesa. Otrzymali karę najwyższą — zostali rozstrzelani.
    Wszyscy zatrzymani byli sądzeni według artykułu, który przewidział odpowiedzialność za bandytyzm, organizację gangów oraz zamachów, w tym też niszczenie kolei.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Według oficjalnych danych zginęły 94 osoby, a 311 zostało rannych. Dokładną liczbę ofiar ustalić jednak niemożliwie.
    Straty materialne dla miasta były ogromne. W sprawozdaniach pisze się, że wybuch zniszczył około 100 wagonów towarowych, 2 parowozy, zajezdnię parowozową, kilka budynków na dworcu kolejowym oraz kilka pobliskich domów.
    Z jednych źródeł historycznych wynika, że straty wyniosły około 5 mln 700 tys. rubli, z innych zaś, że sięgały prawie 7 mln rubli. W każdym przypadku na owe czasy była to bardzo duża suma.
    Fala wybuchu była tak silna, że w promieniu 3-4 kilometrów w wielu budynkach wyleciały szyby.

    Tak wyglądał wileński dworzec kolejowy przed wojną Fot. archiwum
    Tak wyglądał wileński dworzec kolejowy przed wojną Fot. archiwum

    Znacznie trudniej oszacować straty niematerialne po tej tragedii. Wielu w tym dniu nie wróciło do swych domów, po wielu ślad zaginął, a inni byli dotkliwie pokaleczeni. Szpitale wileńskie nie mogły przyjąć wszystkich rannych, więc niektórych odtransportowano do Kowna.
    Na początku roku 1945 ludzie jeszcze nie wiedzieli, że wojna wkrótce dobiegnie końca i chociaż mieli nadzieję na pokój, wybuch zasiał w mieście chaos i panikę. W niektórych rodzinach zaczęto szykować się do kolejnej ewakuacji na wieś. Na ulicach powtarzano z ust do ust, że to dywersja Niemców, bo taka możliwość wydawała się bardzo realną. Wkrótce wyjaśniło się, że samej zaś rzeczy z powodu ludzkiego błędu, pociąg z amunicją wpadł na towarowy.

    Oblicze Wilna w czasie wojny i po niej bardzo się zmieniło. Dzisiaj jednak trudno dokładnie powiedzieć jak te zmiany są związane z tragedią na stacji kolejowej, do której doszło przed 71. laty.
    Wiadome jest jedno — wybuch był katastroficzny i zabrał dużo żyć ludzkich.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Krótka historia praktycznego orzechołoma

    Gdy słyszy się kombinację słów „dziadek do orzechów”, natychmiast nasuwają się skojarzenia ze wzruszającą baśnią E.T.A. Hoffmanna, z niezrównaną muzyką baletową Piotra Czajkowskiego i z Bożym Narodzeniem. Drewniany dziadek jest jednak znacznie starszy niż bajka o nim. Drewniany zgniatacz orzechów,...

    Wilno dostarczy rozrywki także tej zimy

    Bożonarodzeniowe imprezy, lodowisko, festiwale teatralne i filmowe, międzynarodowe targi książki – to tylko kilka powodów, by nawet zimą nie nudzić się w Wilnie. Wilno ubiera się właśnie w swoją najpiękniejszą szatę, by na ponad miesiąc zanurzyć swoich mieszkańców i gości...

    Umowa podpisana, ale strajk nauczycieli nadal realny

    2 grudnia, po strajku ostrzegawczym pedagogów, podpisana została zrewidowana umowa zespołowa pracowników oświaty i nauki. Dokument podpisał premier Saulius Skvernelis, minister oświaty, nauki i sportu Algirdas Monkevičius oraz liderzy czterech związków zawodowych ze sfery oświaty. Część oświatowców krytykuje jednak...

    Prosty krok, by śmieci zyskały nowe życie

    Konieczność segregacji odpadów nigdy wcześniej nie była tak ważna jak dziś. Śmieci każdy, lecz nie każdy odpowiedzialnie zarządza produkowanymi przez siebie odpadami. Warto więc sobie uświadomić, jak to robić właściwie. Nigdy wcześniej produkowanie i nabywanie rzeczy nie było tak łatwe...