Więcej

    „Patrol ułański”: Szlak żołnierski grobami znaczony (5)

    Czytaj również...

    Pińsk nie da się porównać do żadnego ze znanych miast (to zdjęcie można podpisać także tekstem poniższym) Fot. Waldemar Szełkowski
    Pińsk nie da się porównać do żadnego ze znanych miast (to zdjęcie można podpisać także tekstem poniższym) Fot. Waldemar Szełkowski

    „Pińsk nie da się porównać do żadnego ze znanych miast. Może nawet nigdzie na świecie step nie zaczyna się tak bezpośrednio za ostatnim ogrodzeniem miasta. Bo gdzie indziej ciągną się jeszcze pola, płoty, tereny fabryczne porosłe chwastem.

    Tu zaczynają się zaraz mokradła. I wzrok, niehamowany niczym, leci po przestrzeniach szuwarów, łozy, po kitach trzcin, sitowia, tataraku. I tylko gdy się patrzy z wyższego miejsca, widać, jak pobłyskują w słońcu oka trzęsawisk lub wolne wody rzek aż do horyzontu, za którym, nie posiadając mapy, może się zdawać, że Bóg tylko jeden wie, co leży” — takim widział Pińsk w 1919 r. znany pisarz Józef Mackiewicz, wówczas żołnierz 13 Pułku Ułanów Wileńskich.

    Łuniniec: tradycyjnie czysto, porządek, trochę zachowanych „z polskich czasów” kamieniczek, plac z fontanną, pomnik Lenina Fot. Waldemar Szełkowski
    Łuniniec: tradycyjnie czysto, porządek, trochę zachowanych „z polskich czasów” kamieniczek, plac z fontanną, pomnik Lenina Fot. Waldemar Szełkowski

    W miejscu, gdzie leniwa Pina łączy się z Prypecią, oddając jej część swej wody, a po paru kilometrach znów się z nią żegna, znajduje się obecnie park miejski. W 1944 r. właśnie w okolicach obecnego parku wysadzony był desant sowiecki, który po krwawych walkach zdobył Pińsk. W celu upamiętnienia bitwy zachowano pozostałości niemieckiego zdobytego przez Rosjan bunkru, określanego dzisiaj od imienia dowódcy zwycięskiego desantu „Dot Mołczanowa”. Bliżej rzeki ustawiono bojowy kuter tamtych lat. Najważniejszy akcent — tradycyjny pomnik Nieznanemu Żołnierzowi z wiecznym ogniem. Obok inne monumenty i tablice.
    — Proszę spójrzcie na pomnik majora, bohatera ZSRR — zwrócił naszą uwagę pan Edward. Malutki napis z boku wyjaśnia, gdzie się podziały pomniki z cmentarzy polskich. Nawet nie pofatygowano się zetrzeć imię wykonawcy: „w Żytomierzu H. Oleszkiewicz”.

     W pasiastych koszulkach desantowców i z flagami WDW (Wojenno Diesantnyje Wojska) paradowała 15-20 letnia młodzież, zapewne z organizacji sportowo-patriotycznych Fot. Waldemar Szełkowski
    W pasiastych koszulkach desantowców i z flagami WDW (Wojenno Diesantnyje Wojska) paradowała 15-20 letnia młodzież, zapewne z organizacji sportowo-patriotycznych Fot. Waldemar Szełkowski

    Tego dnia w Pińsku akurat obchodzono „dzień diesantnika” i właśnie w parku było epicentrum. Spacerowano całymi rodzinami, rodzice z dziećmi, dziadkowie. W pasiastych koszulkach desantowców i z flagami WDW (Wojenno Dziesantnyje Wojska) paradowała 15-20 letnia młodzież, zapewne z organizacji sportowo-patriotycznych. W parku i na innych ulicach trafiały się osoby w mundurach armii radzieckiej lub białoruskiej, albo ich kompani bądź koleżanki w cywilu, oczywiście jednakowoż podchmieleni. Co jakiś czas ulicami poruszały się wozy patrolującej milicji. Stąd porządek, po zrównaniu z obchodami tego święta w Rosji.

    W polskich międzywojennych furażerkach z orzełkami i proporczykami 13 Pułku Ułanów Wileńskich oraz w ubraniu z elementami współczesnego umundurowania stanowczo wyróżnialiśmy się wśród miejscowych. Kobiety co prawda nie przejmowały się orzełkami i pozdrawiały: „S prazdnikom was parni”. Faceci odprowadzali nas badawczym spojrzeniem i komentarzami daleko nie zawsze przychylnymi: „Francuskaja piechota …?”, lub „Czto eto? Przeki? Niet, po mojemu Norwieżcy”, albo złośliwie z przekąsem: „…Ugroza NATO…”. Najbliżej prawdy były słowa napotkanej w pociągu kobiety: „Kakaja eto strannaja polskaja armija…”.

    Ogólnie w Pińsku odczuwaliśmy nie tylko badawcze, ale i niechętne spojrzenia. Nic dziwnego. Obok granica z Ukrainą, gdzie toczy się wojna i dlatego każdy obcy mundur nasuwa podejrzenia, wywołuje niepokój. Nastrój taki najlepiej podsumowuje kolejny komentarz usłyszany od nastoletniego chłopca: „Etot nie nasz…”.
    Przed opuszczeniem Pińska „nareszcie” poczuliśmy „opiekę” władzy. Na dworcu kolejowym zjawił się major milicji, stanął w środku prawie pustej poczekalni i z odległości pięciu metrów z lekko przechyloną głową i dziwnym uśmieszkiem przyglądał się, jak pakujemy plecaki. Następnie w odległości kilkunastu metrów „towarzyszył” w drodze do wagonu i zawrócił dopiero, gdy ruszył nasz pociąg do Łunińca.

    Oficer milicji „posadził” nas na pociąg, a już w Łunińcu „spotkał” sierżant. Po przestawieniu się uprzejmie poprosił o dokumenty i zapytał: „Kuda naprawliajemsia?”.
    — Domoj, czieriez Baranowiczi — odrzekliśmy. Sierżant spojrzał na orzełki i jeszcze raz rzucił okiem na dokumenty, ale więcej już nie dociekając dodał tylko: „Wsiego dobrowo”.
    Do Łunińca tak naprawdę trafiliśmy przypadkowo, mieliśmy przesiadkę w drodze do Mińska, a więc trafiło się kilka godzin zwiedzania 26-tysiącznego miasteczka, przed wojną będącego forpocztem polskim przy wschodniej granicy, gdzie siedzibę miała Brygada Korpusu Ochrony Pogranicza „Polesie”.

    Kościół pw. św. Józefa, przy którym ksiądz katolicki ułożył tablice z grobów żołnierzy polskich Fot. Waldemar Szełkowski
    Kościół pw. św. Józefa, przy którym ksiądz katolicki ułożył tablice z grobów żołnierzy polskich Fot. Waldemar Szełkowski

    Pokrzepieni dobrym słowem sierżanta wyszliśmy na miasto. Tradycyjnie: czysto, porządek, trochę zachowanych „z polskich czasów” kamieniczek, plac z fontanną, pomnik Lenina oraz kilka innych. Na przykład konstruktorowi radzieckiemu Pawłowi Suchowemu, twórcy bojowych samolotów SU, który w Łunińcu w szkole kolejarzy parę lat nauczał matematyki.

    — Otkuda takije intieresnyje? — zagadnęła nas kobieta z mijającej grupki mieszkanek Łunińca.
    — Trinadcatyj ułanskij połk. Wilno — z rosyjska przedstawiłem się i z miejsca zapytałem o najbliższy stary cmentarz. Kobieta nie tylko wskazała drogę na cmentarz, ale razem udała się tam, a następnie oprowadziła po Łunińcu przybliżając historię jej rodzinnego miasta.
    W taki sposób poznaliśmy Tatianę Wasiliewną Konopacką — dziennikarkę, krajoznawcę, autorkę książek o jej rodzinnym mieście i o mieszkańcach. Jest również współautorką herbu Łunińca, który miastem został dopiero w 1940 r., a herb opracowano w roku 1998. Na niebieskim tle trzy srebrne symbole: u góry korona wskazująca, że ziemie te należały do wielkiego księcia, niżej dwie na krzyż strzały — mówiące, że tutaj jest ważny węzeł komunikacyjny, przecinają się koleje, a na dole unikat przyrody, kwiat Lobelia Jeziorna, co ma podkreślać walory przyrodnicze tego kraju.

    — Nasze miasto naprawdę stare, chociaż zabytków niewiele zachowało się — opowiadała Tatiana Wasilewna. — Pierwsza wzmianka jest z 1449 r., ówczesna wieś nosiła nazwę Mały Łulin. Od 1540 r. znane jest jako Łuliniec, własność wojewody Połockiego Stanisławowa Dowojny, a od 1561 r. używa się współczesną nazwę Łuniniec. Późniejszy właściciel Konstanty Dołmat w 1622 r. wieś razem z około 500 chłopami przekazał klasztorowi w Dziatłowiczach. W połowie XIX w. wieś i chłopi stali się własnością państwa rosyjskiego.
    Niewiele by chyba się zmieniło, gdyby w latach 1884-1886 nie przełożono przez Łuniniec linie kolejowe na Wilno, Homel, Równe i Brześć. Odtąd ciągle rośnie liczba mieszkańców, rozwija się handlowe znaczenie miasteczka, co oczywiście wpłynęło na ukształtowanie się sporej diaspory ludności żydowskiej. W końcu XIX w. ogółem mieszkało 3 tys. osób, a na początku XX stulecia już 7 tys.

     Odnawianie ul. marszałka Piłsudskiego Fot. Waldemar Szełkowski
    Odnawianie ul. marszałka Piłsudskiego Fot. Waldemar Szełkowski

    W okresie międzywojennym Łuniniec należał do Państwa Polskiego, był centrum powiatowym. Na ponad 8 tys. mieszkańców blisko połowę stanowili Żydzi, ale w czasie II wojny światowej prawie wszystkich hitlerowcy wymordowali. Mało tego, miasto było mocno zniszczone przez rosyjskie lotnictwo, ponieważ stacjonował tam duży garnizon niemiecki.

    — Łuniniec jest powiązany z poetą rosyjskim Błokiem — kontynuowała pani Tatiana. — W czasie I wojny światowej służył on w armii rosyjskiej i niejednokrotnie tutaj wpadał do stacjonującego u nas sztabu.

    Już po wojnie mieszkaniec Łunińca, zawodowy oficer, zainteresował się tym tematem i zwrócił się o opinię do profesora w Leningradzie. „Błok i Polesie? Lepiej już Błok i kosmos” — usłyszał krytyczną odpowiedź o nieznanym miasteczku. Jednak Nikołaj Kalinkowicz książkę napisał i dzięki niemu Łuniniec znalazł się w literaturze rosyjskiej. Dlatego raz do roku w mieście jest obchodzony Dzień Błoka i jednocześnie Kalinkowicza.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
     Na pożegnanie od Tatiany Konopackiej otrzymaliśmy książkę jej autorstwa Fot. Waldemar Szełkowski
    Zachował się w Łunińcu reprezentacyjny gmach starostwa. Posiadał dwa na ukos położone skrzydła, lecz jedno zniszczyła bomba. Dziwne, że nie odbudowano je pozostawiając dysproporcję Fot. Waldemar Szełkowski

    Pomnik dla Kalinkowicza ustawiono przy miejscu jego służby, przy koszarach jednostki sowieckiej. Budynek jednak o wiele starszy, polski. Stacjonował kiedyś w nim III batalion 84 Pułku Strzelców Poleskich. Usłyszeliśmy jeszcze, że chlubą miasta jest także kilkuletni pobyt klasyka białoruskiej literatury Jakuba Kołasa oraz bodajże najstarszy murowany budynek — prawosławna cerkiew, budowana od 1912 r., a ukończona już w okresie II Rzeczypospolitej, w 1921 r.
    Jednak nas z Romkiem bardziej ciekawiły groby żołnierzy polskich. Na starym cmentarzu po polsku nie ma już żadnego napisu.
    — Cmentarz wojskowy był w innym miejscu, prawie w centrum miasta. Dlatego szczątki żołnierzy polskich, rosyjskich i niemieckich z I wojny przeniesiono na obrzeża, a nagrobne płyty masowo używano podczas odbudowy miasta po zniszczeniach wojennych — wyjaśniła Tatiana Konopacka.
    Kilkanaście polskich płyt jednak ocalało. Pani Tatiana zaprowadziła nas pod kościół zbudowany w 1931 r.

    Na pożegnanie od Tatiany Konopackiej otrzymaliśmy książkę jej autorstwa Fot. Waldemar Szełkowski
    Na pożegnanie od Tatiany Konopackiej otrzymaliśmy książkę jej autorstwa Fot. Waldemar Szełkowski

    — Chociaż parafia katolicka liczy tylko kilkanaście osób, księdza jednak mają aktywnego. Jak się dowiedział o płytach żołnierskich, przeniósł je na teren kościoła.
    Niedaleko od fasady świątyni, po lewej stronie na skarpie pagórka, ułożono pod metalowym krzyżem szesnaście tablic. Niestety tego dnia księdza nie było, więc nie weszliśmy na teren kościoła, aby dokładniej obejrzeć je. Kościół pw. św. Józefa znajduje się nieopodal dworca kolejowego, dlatego władze sowieckie wykorzystywały go jako magazyny, do wiernych powrócił dopiero przed kilkunastu laty.

    — Teraz idziemy ulicą Sowiecką, za czasów carskich Sadową, a za polskich marszałka Piłsudskiego. Wtedy ją poszerzono i była główną i najbardziej zadbaną ulicą w mieście. Teraz tak samo, chociaż nazwa inna. Tutaj widać kamieniczki z polskich czasów z kutą balustradą balkoników. Mieszkał kiedyś u nas pewien kowal, Łotysz, wykonawca większości tych balustrad. A Czech z Kowna założył w 1905 r. pierwszą orkiestrę dętą.
    Ogólnie większość zabytków uroczego Łunińca pochodzi z okresu międzywojennego, to znaczy polskiego. Zachował się także reprezentacyjny gmach starostwa. Posiadał dwa na ukos położone skrzydła, ale jedno zniszczyła bomba. Dziwne, że nie odbudowano je pozostawiając dysproporcję.

    Stary dworzec kolejowy w Łunińcu był bardziej okazały Fot. Waldemar Szełkowski
    Stary dworzec kolejowy w Łunińcu był bardziej okazały Fot. Waldemar Szełkowski

    Na pożegnanie od Tatiany Konopackiej otrzymaliśmy książkę jej autorstwa, a warto przytoczyć zawarty w jej książkach wątek o niedalekiej jeszcze przeszłości: „Kiedyś trzy świątynie — cerkiew, kościół i synagoga — tworzyły swoistą podkowę, bez której nie jest możliwe pojąć prawdziwego mieszkańca Łunińca, przesiąkniętego szczególnym duchem przenikania się i uzupełniania trzech narodów: białoruskiego, żydowskiego i polskiego. I tamten Łuniniec, w którym nigdy nie byłam, kocham bardziej niż współczesny”.
    Poszukiwaliśmy głównie grobów żołnierzy polskich, a odkryliśmy po raz kolejny przeszłość tego kraju uwarunkowaną mieszanką kulturową, religijną i narodowościową kilku co najmniej narodów. Niestety to już tylko historia. Żydów wymordowano, Polaków wielu również zginęło, część opuściła te ziemie lub zaczęła ukrywać swoją narodowość, nawet język białoruski zanika. Więcej o przeszłości mówią groby, architektura oraz pasjonaci, jakich udało się nam spotkać. Na Białorusi jest co zwiedzać i jeszcze jest kogo usłyszeć, jednakże nie warto zbytnio odkładać podróże do tego kraju.

     

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

     

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Bitwa niemeńska. Ostateczne zwycięstwo

    Wiktoria pod Warszawą nie przesądziła jeszcze o zwycięstwie w wojnie polsko-bolszewickiej. Lenin nie odwołał światowej rewolucji, a Tuchaczewski był jeszcze pewien swojego zwycięstwa i jego rozkazy wciąż mówiły o zajęciu Warszawy. Nad Niemnem, przede wszystkim w okolicy Grodna, bolszewicy...

    Warszawa również wileńską krwią obroniona

    Zwycięska Bitwa Warszawska 15 sierpnia 1920 r. i wygrana wojna polsko-bolszewicka przekonały Polaków, że po wielu latach rozbiorów i klęsk można pokonać wroga o wiele liczniejszego. Polskie zwycięstwo uchroniło Europę przed bolszewickim barbarzyństwem, a małym narodom na 20 lat...

    Plecak szykować czas (2)

    Powracam z nostalgią do zdjęć, notatek i reportaży, wspomnień z włóczęg bliższych i dalszych, czym nieraz dzielę się na Facebooku. Nie tylko przeszłością żyję, wciąż powstają plany ruszenia w siną dal. To już prawie 30 lat takiego życia... życia...

    Plecak szykować czas (1)

    Powracam z nostalgią do zdjęć, notatek i reportaży, wspomnień z włóczęg bliższych i dalszych, czym nieraz dzielę się na Facebooku. Nie tylko przeszłością żyję, wciąż powstają plany ruszenia w siną dal. To już prawie 30 lat takiego życia... życia...