Więcej

    Litewska demografia — problem czasów wolności

    Czytaj również...

    Obecnie taki skok demograficzny, jak po wojnie, jest raczej niemożliwy, chyba że każda rodzina na Litwie miałaby co najmniej po troje dzieci Fot. Marian Paluszkiewicz
    Obecnie taki skok demograficzny, jak po wojnie, jest raczej niemożliwy, chyba że każda rodzina na Litwie miałaby co najmniej po troje dzieci Fot. Marian Paluszkiewicz

    Jednym z najpoważniejszych problemów, przed jakim stoi dzisiaj Litwa, jest dramatyczny spadek liczby ludności.

    — Po II wojnie światowej Litwa również przeżywała katastrofę demograficzną, ale w stosunkowo krótkim okresie nadrobiła jednak straty — zauważa w rozmowie z „Kurierem” dr Vitalija Stravinskienė z Litewskiego Instytutu Historii. — Teraz jednak widzimy, że nie trzeba ani wojny, ani sowieckiej okupacji, by rozpoczął się kolejny kryzys demograficzny. Wystarczy otworzyć granice.

    W ciągu ostatnich 25 lat Litwa straciła 800-900 tys. mieszkańców.
    Od 24 lat, a więc prawie od początku niepodległości, można zaobserwować ujemny przyrost naturalny. Dlaczego na Litwie ciągle ubywa mieszkańców?

    — Ma na to wpływ wiele czynników. Młode małżeństwa nie śpieszą się dziś z dziećmi, nie chcą ich też zbyt dużo. Oczywiście, największym problemem jest obecnie emigracja. Z Litwy co roku wyjeżdża wielu młodych ludzi, którzy mogliby przecież tu zakładać rodziny — podkreśla Vitalija Stravinskienė.

    Warto zauważyć, że jeśli chodzi o demografię, stopniowo, z roku na rok zbliżamy się do statystyk powojennych. Litwa straciła wówczas kilkaset tys. mieszkańców. Około 400 tys. zginęło. Wielu zostało wywiezionych na roboty i nie wróciło już do kraju. Potem przyszła kolejna strata — tzw. repatriacja. Z Litwy wyjechało tysiące Polaków. Wileńszczyzna została prawie pusta. Do wyludnienia kraju przyczyniły się także sowieckie represje. Wiele rodzin wywiezionych zostało daleko na Wschód, a ci, którzy przeżyli, powrócić mogli dopiero pod koniec lat 50.

    A jednak pod względem demografii okres sowiecki nie był dla Litwy taki zły. Granice były zamknięte, na Zachód wyjechać nie było można, a mieszkańcy pozostałych republik patrzyli na Litwę z zazdrością.

    — Dla mieszkańców Ukrainy i Białorusi wyjazd do Wilna, Kowna czy Kłajpedy był szansą na poprawę sytuacji materialnej. Litwa to był taki Zachód Związku Sowieckiego. Zamieszkanie tu wiązało się z pewnym prestiżem. W praktyce była też o wiele większa wolność. Przyjeżdżali tu młodzi ludzie na studia czy w poszukiwaniu pracy, potem zakładali nowe rodziny i zostawali na stałe — zauważa historyk.

    Pierwsza fala przybyszów z sąsiednich republik pojawiła się tuż po wojnie. Wilno i Kłajpeda były prawie puste, Litwini wcale nie chcieli opuszczać swoich wsi, potrzebni więc byli nowi mieszkańcy. Druga wielka fala przybyła w latach 70. i wiązała się przede wszystkim z rozwojem litewskiego przemysłu. Co roku przyjeżdżało wówczas ok. 10 tys. ludzi.

    Jednak na wzrost demograficzny wpływ miały przede wszystkim liczne rodziny.

    — Średnio rodzina w latach powojennych składała się z 3,6 osób. W praktyce oznaczało to minimum 2 dzieci, gdyż przecież wiele osób w ogóle nie zakłada rodzin. Często również występowały rodziny wielodzietne. Warto też zauważyć, że jeszcze w latach 70. za rodzinę wielodzietną uważano taką, która miała co najmniej 5 dzieci — mówi Vitalija Stravinskienė.
    Z powojennym kryzysem demograficznym Litwa poradziła sobie dosyć szybko — sytuacja wyrównała się w zasadzie już w początku lat 60.

    — Po wojnie na Litwie mieszkało ok. 2,5 mln ludzi. W ciągu 30 lat ta liczba wzrosła jednak aż o milion — zauważa Stravinskienė. Wzrost liczby ludności trwał do 1991 r. Gdy Litwa odzyskała niepodległość, kraj miał już 3 mln 704 tys. mieszkańców. A potem nastąpił nagły zwrot.

    — W ciągu ostatnich 25 lat straciliśmy ok. 800-900 tys. mieszkańców. Młodzi ludzie, zniechęceni zarówno niskim poziomem życia jak i brakiem perspektyw, nie czekają, aż sytuacja się zmieni. Wyruszają do krajów, w których już teraz mogą zapewnić sobie dobre warunki — podkreśla Stravinskienė.

    A może jednak i dziś możliwy byłby tak duży skok demograficzny jak w okresie powojennym? Czy Litwa może jeszcze nadrobić straty? Vitalija Stravinskienė uważa, że prawie milion mieszkańców, których Litwa straciła w ciągu ostatnich 25 lat, byłoby zyskać o wiele trudniej niż w latach powojennych.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Vitalija Stravinskienė uważa, że prawie milion mieszkańców, których Litwa straciła w ciągu ostatnich 25 lat, byłoby zyskać o wiele trudniej niż w latach powojennych Fot. Marian Paluszkiewicz
    Vitalija Stravinskienė uważa, że prawie milion mieszkańców, których Litwa straciła w ciągu ostatnich 25 lat, byłoby zyskać o wiele trudniej niż w latach powojennych Fot. archiwum

    — Wówczas po prostu ludzie byli inni. Po pierwsze, nie było dostatecznej wiedzy na temat planowania rodziny i ogólnodostępnej antykoncepcji. Poza tym, zarówno Polki jak i Litwinki były osobami bardzo wierzącymi, dla których naprawdę ważne były wartości chrześcijańskie i tradycyjna rodzina — zauważa historyk.

    Sytuacja co prawda zmieniała się, stopniowo następowały zmiany obyczajowe, jednak według Stravinskienė najbardziej dotykały one przyjezdnych z innych republik.
    — Na początku lat pięćdziesiątych zaczyna się stopniowy proces opuszczania wsi, młodzi ludzie coraz częściej wyjeżdżają do miast, ale trzeba przyznać, że większość Polaków i Litwinów pozostała dosyć długo wierna tradycyjnym wartościom, a konserwatywny model rodziny ułatwiał posiadanie dzieci. Młodzi nie musieli liczyć tylko na własne siły, pomagali im najbliżsi. O wiele gorzej wyglądała sytuacja kobiet, które przyjechały na Litwę z Rosji, Ukrainy, czy Białorusi. Często nie miały żadnego oparcia, dlatego trudniej było im zdecydować się na dzieci. Jeśli chodzi o Polki i Litwinki, dla powojennego pokolenia nie istniało takie wyjście jak aborcja. Wtedy rodziły się wszystkie dzieci — podkreśla Vitalija Stravinskienė.

    Czy liczba ludności Litwy będzie nadal spadać, czy może powojenny wyż demograficzny może się jeszcze powtórzyć?
    — Dziś taki skok demograficzny jest raczej niemożliwy, chyba że każda rodzina na Litwie miałaby co najmniej po troje dzieci — mówi historyk.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca. Szkic do portretu Janiny Strużanowskiej

    Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…  Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków...

    Radosław Sikorski: „Dzisiaj grozi nam ten sam kraj, który jest agresorem w Ukrainie”

    Podsumowując wydarzenie w Trokach – główny powód przyjazdu szefa polskiej dyplomacji na Litwę – Radosław Sikorski zauważył:  – To jest spotkanie, które ma swoją renomę. Bywałem na wcześniejszych edycjach i bardzo mi miło, że drugą edycję zagraniczną jako minister spraw...

    Nikogo nie ominął prezent

    W tym świątecznym okresie nie mogło zabraknąć życzeń, które złożyli Polakom z Litwy przedstawiciel Ambasady RP w Wilnie Andrzej Dudziński, I radca-kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego, oraz organizatorzy koncertu – Mikołaj Falkowski, prezes zarządu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana...

    Tych nie trzeba zmuszać do nauki historii

    Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego po raz kolejny zorganizowała w Domu Kultury Polskiej w Wilnie konkurs „Historiada”.  – Dziękuję, że wam się chce, że nie musicie się zmuszać, ale z ochotą przystępujecie do tych lektur, które wam...