Więcej

    Prof. Janusz Smaza: Polskie groby rozrzucone są po całym świecie

    Czytaj również...

    Od wielu lat prof. Janusz Smaza współpracuje ze Społecznym Komitetem Opieki nad Starą Rossą Fot. Marian Paluszkiewicz
    Od wielu lat prof. Janusz Smaza współpracuje ze Społecznym Komitetem Opieki nad Starą Rossą Fot. Marian Paluszkiewicz

    Podobno wykonywał Pan prace konserwatorskie w 20 krajach. Czy wszędzie tam były polskie cmentarze?

    Polskie groby rozrzucone są po całym świecie. Najdalej zdarzyło mi się lecieć do Chile, by zająć się pomnikiem Ignacego Domeyki, chilijskiego bohatera narodowego, związanego zresztą przez długi czas z Wilnem. Przepiękny, ponad 100-letni grobowiec z kolumną, na której znajduje się popiersie Domeyki. Był częściowo zniszczony z powodu zdarzających się na tym terenie trzęsień ziemi. Uszkodzona kolumna była zabezpieczona tylko w sposób prowizoryczny, trzeba to było naprawić w sposób profesjonalny. Tę pracę wykonywałem na zlecenie Ministerstwa Kultury i Sztuki, przy dużej pomocy Ambasady RP w Chile. Udało się, myślę, że bardzo dobrze na dłuższy czas.

    Pana działalność konserwatorska związana jest jednak głównie z dawnymi Kresami Rzeczypospolitej.

    Tak, zwłaszcza z Kresami południowo-wschodnimi. Jestem założycielem Towarzystwa Karpackiego, które w tym roku obchodzi już 26. rocznicę istnienia. Kiedy tylko otwarta została polsko-ukraińska granica, jeszcze w 1990 r. postanowiliśmy pojechać kilkuosobową grupą w Karpaty. Nasz pierwszy przystanek to była kolegiata Żółkiewska, „Trzecia świątynia Rzeczypospolitej”, jak ją nazywano.
    Kolegiata to świątynia, która urzeka swoim pięknem a także historią. Pochowani są tam wszyscy Żółkiewscy, tj. hetman Stanisław Żółkiewski, żona Regina z Herburtów, córka Zofia Daniłowiczowa, prababka Jana Sobieskiego i syn Jan, ojciec króla Jana III Sobieskiego Teofil Sobieski, wuj Stanisław Daniłowicz, a także synowie królewscy: Jakub Ludwik i Konstanty oraz Maria Karolina z Sobieskich — księżna de Bouillon. Jest to przepiękne dzieło manieryzmu i baroku, na najwyższym poziomie wykonania, jeśli chodzi o architekturę i wyposażenie. Zdobiły ją największe obrazy batalistyczne w tej części Europy, niestety obecnie nie w kolegiacie, 7 lat konserwowane przez międzynarodowy zespół konserwatorski. Jak na tamtejsze warunki świątynia nie była bardzo zniszczona, ale pilnie wymagała konserwacji. Warto ją obejrzeć zwłaszcza teraz, po 27 latach prac.

    Jak udaje się Panu przez tak długi czas prowadzić prace konserwatorskie?

    Konserwacja takiego zabytku wymaga ogromnego nakładu sił. Udało mi się zorganizować praktyki studenckie w Żółkwi. Uczestniczą w nich studenci z polskich uczelni artystycznych, które mają kierunek konserwacji kamienia, rzeźby lub detalu, a więc z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Co roku spotykają się w Żółkwi na wspólnych praktykach. Od kilku lat dołączają do nich studenci Politechniki Lwowskiej, gdzie został otwarty kierunek konserwacji rzeźby architektonicznej i sakralnej. Udział brali również studenci z Niemiec i Słowacji.
    Praktyki jednak nie wystarczą. Trwają 120 godzin, czyli 4 tygodnie po 6 godzin dziennie — taki jest regulamin. A kosztowne rusztowania wówczas muszą stać cały rok. Żeby przyśpieszyć prace, udało mi się w samej kolegiacie zorganizować także prace magisterskie. Do tej pory pod moim kierunkiem powstało ich 6. Dotyczą poważniejszych problemów konserwatorskich, których nie można powierzyć studentom II czy III roku studiów. Problem zrozumiały również instytucje, które opiekują się zabytkami. W ostatnich latach otrzymaliśmy finansowanie nie tylko na praktyki, ale też na prace zlecone w kolegiacie. Takie prace trwają 4-5 miesięcy i wykonuje je zespół dyplomowanych konserwatorów.

    Jak rozumiem prace w kolegiacie finansuje strona polska. A jak układa się współpraca ze stroną ukraińską?

    Byłem członkiem delegacji, która w 1995 r. pojechała do Kijowa, by rozmawiać o tych sprawach. Czuć było jeszcze klimat czasów sowieckich. Na dworcu czekała na nas czarna wołga, powitano nas kwiatami. Jako reprezentanci Towarzystwa Opieki nad Zabytkami podpisaliśmy umowę z analogicznym, ukraińskim stowarzyszeniem. W ramach tej współpracy była możliwość wymiany studentów. My zajmowaliśmy się kolegiatą w Żółkwi, a młodzież ukraińska przyjeżdżała na ukraińskie cmentarze na terenie Polski, głównie na Roztoczu.

    Czy wtedy trudno było znaleźć pieniądze na takie inicjatywy?

    W latach 90. to odbywało się z niewielkimi kłopotami. W 1995 r. podpisaliśmy ze stroną ukraińską umowę o współpracy na 5 lat. Strona ukraińska zapewniała nam utrzymanie w Żółkwi, a my Ukraińcom na terenie Polski. To były bardzo dobre warunki. Problemy zaczęły się, gdy umowa się skończyła. Pieniędzy brakowało nie tylko po stronie ukraińskiej, ale i polskiej. Praktykom groziło zamknięcie, ale na szczęście mój budżet domowy wytrzymał i udało się kontynuować prace.
    Pewna stabilizacja nastąpiła, gdy przy Ministerstwie Kultury i Sztuki powstał Departament Dziedzictwa Narodowego, a następnie Departament do Spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą, który wziął naszą działalność pod opiekę.

    A jak wyglądało pierwsze spotkanie z polskimi zabytkami na Litwie?

    Bardzo dużo pracowałem ze śp. Andrzejem Przewoźnikiem, sekretarzem generalnym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa wówczas w randze ministra. Dziś trudno sobie wyobrazić, jak wiele wtedy było do zrobienia. Trzeba było po prostu nadrobić 60 lat braku zaangażowania Polski w swoje dziedzictwo poza granicami.
    Po raz pierwszy byliśmy na Litwie na początku lat 90. Bardzo aktywnie pracowaliśmy, dokumentowaliśmy kwatery żołnierzy, kilka odnowiliśmy. Chodziło najpierw o zabezpieczenie, potem o odnawianie kwater. Jedną z pierwszych prac konserwatorskich było odnowienie mauzoleum Marszałka Józefa Piłsudskiego a także cmentarzy, kwater lub pojedynczych nagrobków wojskowych m. in. w Hoduciszkach, Mejszagole, Niemenczynie.

    Jak w latach 90. układała się współpraca z litewskimi władzami?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Bardzo wiele zależało od Andrzeja Przewoźnika. On wszystko załatwiał. Cieszył się ogromnym szacunkiem jako reprezentant poważnej instytucji i państwa polskiego. Szanowano go także za jego profesjonalizm. W czasie, gdy to on zajmował się sprawami polskich cmentarzy, nie mieliśmy żadnych problemów w bezpośrednich działaniach.

    Gdzie w Wilnie można obejrzeć efekty Pana pracy?
     
    Razem ze swoimi współpracownikami wykonaliśmy tak wiele renowacji, że bez swoich notatek nie potrafiłbym wszystkich wyliczyć. Na cmentarzu św. św. Piotra i Pawła w Wilnie „Saulės” („Słonecznym”) prowadziliśmy prace konserwatorskie przy pomniku księdza dr. Zygmunta Lewickiego. Od wielu lat, razem z całym zespołem, współpracujemy z panią prezes Alicją Klimaszewską i Społecznym Komitetem Opieki nad Starą Rossą. Między innymi przeprowadzałem renowację nagrobków ojca Juliusza Słowackiego Euzebiusza Słowackiego oraz ojczyma — Augusta Becu. Największa z prac, w której byłem zaangażowany, to chyba renowacja pomnika Izy Salmanowiczówny, czyli słynnego „Czarnego Anioła”.

    hh
    Wiele wartościowych nagrobków zostało odrestaurowanych Fot. Marian Paluszkiewicz

    Samorząd miasta Wilna prosił Pana o radę w sprawie planowych prac na Rossie. Jak Pan ocenia zmiany, które już nastąpiły i plany samorządu?

    Dawniej cmentarz był bardzo zarośnięty. Nie było widać wielu zniszczonych nagrobków. Teraz bardzo wiele zieleni jest usuniętej. Na pewno widać pracę Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą. Wiele wartościowych nagrobków zostało odrestaurowanych. Oczywiście jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Konserwacji wymagają nie tylko nagrobki wartościowe ze względu na walory artystyczne, ale te ważne ze względu na historię. Duże wyzwanie to przywrócenie cmentarzowi atmosfery sacrum. Na Rossie nadal większość nagrobków pozbawionych jest krzyży, są kłopoty ze stabilnością stoków ziemnych, na których znajdują się groby.
    Jeśli chodzi o plany renowacji przygotowane przez samorząd, trudno mi coś o nich powiedzieć, bo do tej pory ich nie widziałem. Mieliśmy co prawda dwa spotkania z ekipą litewską, pierwsze w Warszawie, a drugie w Wilnie, ale do dziś nie wiem, jak szeroki zakres prac renowacyjnych jest przewidywany.
    Trzeba pamiętać, że taka ingerencja to ogromne wyzwanie. Nawet wyrównanie ścieżek, co wydaje się proste, w rzeczywistości jest bardzo skomplikowane. W czasie prac natrafi się na pewno na wiele nowych pochówków.
    Ale należy być dobrej myśli. W najbliższym czasie odbędzie się bardzo ważne spotkanie obu stron na temat konkretnej współpracy nie tylko na cmentarzu.

    Czy są takie miejsca na świecie, gdzie znajdują się polskie groby, czy inne zabytki, którymi chciałby się Pan jeszcze szczególnie zająć?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Teraz niestety lekarze każą mi trochę odpocząć. Razem z lekarzem przejrzeliśmy mój życiorys i okazało się, że nigdy w życiu nie byłem na normalnym urlopie… Ale rzeczywiście — dużo jest polskich cmentarzy. Mamy piękne nagrobki we Francji. Te w centralnej części kraju, związane z Wielką Emigracją, są raczej znane, ale Francja północna czy południowa, gdzie mieliśmy największą emigrację robotniczą, ponad 400 tys. górników, hutników, to teren trochę zapomniany. Byłem tam przez kilka tygodni. Znaleźliśmy np. piękny, zapomniany ołtarz-kapliczkę autorstwa Jana Szczepkowskiego. Za to dzieło zakupione później przez rząd Francji autor otrzymał Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w 1925 r. Przepiękna rzeźba, z drewna modrzewiowego, była w bardzo złym stanie. Udało nam się ją zakonserwować. Wiem jednak, że takich pięknych, polskich zabytków jest bardzo wiele na całym świecie i są jeszcze mało rozpoznane.
    ***
    Prof. Janusz Smaza — wykładowca akademicki, specjalista od konserwacji kamienia, dr hab. w Katedrze Konserwacji i Restauracji Rzeźby i Elementów Architektury warszawskiej ASP (Wydział Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki). Absolwent Szkoły Kenara w Zakopanem. Prowadził prace m. in. na Cmentarzu Obrońców Lwowa, w Kolegiacie św. Wawrzyńca w Żółkwi, kościele pw. św. Mikołaja w Kamieńcu Podolskim. W 2013 powierzono mu prace przy nagrobku polskich artystów na cmentarzu Campo Verano, a wcześniej przy nagrobkach polskiej emigracji w Paryżu.
    Został uhonorowany wieloma nagrodami i odznaczeniami, m. in. Srebrnym Krzyżem Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, papieskim Orderem Rycerskim św. Sylwestra oraz nagrodą im. ks. Janusza Stanisława Pasierba Conservator Ecclesiae. W 2016 r. laureat nagrody IPN „Kustosz Pamięci Narodowej”, przyznawanej za zasługi w upamiętnianiu historii narodu polskiego.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca. Szkic do portretu Janiny Strużanowskiej

    Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…  Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków...

    Radosław Sikorski: „Dzisiaj grozi nam ten sam kraj, który jest agresorem w Ukrainie”

    Podsumowując wydarzenie w Trokach – główny powód przyjazdu szefa polskiej dyplomacji na Litwę – Radosław Sikorski zauważył:  – To jest spotkanie, które ma swoją renomę. Bywałem na wcześniejszych edycjach i bardzo mi miło, że drugą edycję zagraniczną jako minister spraw...

    Nikogo nie ominął prezent

    W tym świątecznym okresie nie mogło zabraknąć życzeń, które złożyli Polakom z Litwy przedstawiciel Ambasady RP w Wilnie Andrzej Dudziński, I radca-kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego, oraz organizatorzy koncertu – Mikołaj Falkowski, prezes zarządu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana...

    Tych nie trzeba zmuszać do nauki historii

    Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego po raz kolejny zorganizowała w Domu Kultury Polskiej w Wilnie konkurs „Historiada”.  – Dziękuję, że wam się chce, że nie musicie się zmuszać, ale z ochotą przystępujecie do tych lektur, które wam...