Więcej

    Złote Gody Podmostków: 50 lat tworzenia razem

    Czytaj również...

    Pierwsze zdjęcie nowo upieczonej pary małżeńskiej po ślubie w kościele pw. św. Rafała 31 grudnia 1966 roku Fot. archiwum rodzinne

    Podniesione lampki szampana w dzisiejszą noc sylwestrową będą miały szczególne znaczenie dla Jadwigi i Włodzimierza Podmostków, twórców lubianego na całej Wileńszczyźnie „Kalendarza Rodziny Wileńskiej”.

    Dla większości bowiem świętujących Sylwestra ta noc jest powitaniem Nowego Roku, po której po prostu zmienia się data w kalendarzu. Natomiast dla rodziny Podmostków to święto podwójne, gdyż każdy Sylwester już od 50 lat jest dla nich rocznicą ślubu…

    ― Już w ciągu kilku dni otrzymujemy pozdrowienia. Nasze kochane córki z rodzinami spotkają ten Nowy Rok za granicą. Ale już zdążyły rodziców powinszować, obdarowując hojnymi prezentami i ogromną wiązanką 50 róż, symbolizującą nasz tak długi związek ― szeroko uśmiecha się energiczna i intensywnie zajęta pani Jadwiga, którą w przededniu pięknego jubileuszu „Kurierowi” udało się „złapać” w wileńskim Domu Kultury Polskiej.

    Od lat pani Jadwiga oprócz przygotowywania „Kalendarza Rodziny Wileńskiej” pomyślnie w naszym dzienniku prowadzi „Stronę literacką”.
    Pracę w „Czerwonym Sztandarze” rozpoczęła jeszcze w roku 1965, po ukończeniu wyższych studiów dziennikarskich w Mińsku. Od 1980 roku była członkiem kolegium redakcyjnego. W latach 1995-2001 była redaktorem naczelnym tygodnika rejonu wileńskiego „Przyjaźń”. Jest również autorką wydanej w trzech językach książki „Zapraszamy do rejonu wileńskiego”.
    Mąż pani Jadwigi — Włodzimierz Podmostko — również przez wiele lat pracował w „Czerwonym Sztandarze”. Dołączył do zespołu w roku 1964, zaraz po powrocie z wojska. Najpierw pracował jako redaktor techniczny, później zajął się pracą dziennikarską w dziale informacji, następnie awansował na zastępcę sekretarza odpowiedzialnego. Na tym stanowisku pan Włodzimierz pracował do roku 1995, po czym poświęcił się twórczym zajęciom, wyszukując i dobierając materiały do „Kalendarza Rodziny Wileńskiej”.

    Nasza rozmówczyni doskonale pamięta wieczór, gdy poznała swego przyszłego męża. Dobiegał końca 1965 rok, w redakcji „Czerwonego Sztandaru” odbywała się przedsylwestrowa zabawa, w której brała udział również nowa członkini zespołu Jadwiga ― wtedy jeszcze Andruszkiewicz.

    ― W przytulnej sali redakcyjnej zebrali się wszyscy ci, którzy w tym dniu nie byli zajęci w produkcji. Częstowaliśmy się grogiem i przepysznymi kołdunami, przygotowanymi przez kolegów. Były tańce i żarty, dotychczas pamiętam tę wesołą atmosferę! Tego wieczoru zaprosił mnie do tańca redaktor techniczny Władek Podmostko. Umiał zrobić wrażenie, bo wspaniale wywijał rock’n’rolla i modnego wtedy charlestona ― wspomina pani Jadwiga.

    Dwoje młodych ludzi łatwo znalazło wspólny język, zaprzyjaźniło się i chodziło na spacery po Starym Mieście. Jak mówi pani Jadwiga, bardzo lubiła słuchać tego, co opowiadał jej nowy kolega.

    ― A do opowiadania miał naprawdę dużo! Mieszkał wtedy przy obecnym kościele pw. św. Kazimierza ― wtedy Muzeum Ateizmu ― i doskonale znał Starówkę, jej historię. Szybko zaintrygowałam się nieznanymi dotąd ciekawostkami, które mi opowiadał ten inteligentny i przystojny młody mężczyzna. Nawiązała się między nami sympatia, przywiązanie, potem miłość. To nie było uczucie takie, które pokazują w filmach, żaden „piorun w nas nie strzelił” i nic rewolucyjnego się nie stało. Ta więź pojawiła się jakoś bardzo naturalnie, a piękne uczucie rozkwitło spokojnie — opowiada pani Jadwiga.

    Gdy się zapoznali, obaj byli 25-latkami, chcieli już założyć rodzinę i zrozumieli, że spotkali właściwego człowieka. Dlatego para postanowiła nie zwlekać i w listopadzie 1966 roku pan Włodzimierz oświadczył się swojej wybrance.
    — To nie była jakaś niespodzianka, nie było żadnych ceremonii, jak to dziś jest modne. Po prostu dwoje dorosłych ludzi postanowiło przeżyć razem swój wiek — mówi pani Jadwiga.

    Tak też uczynili — pobrali się już na Sylwestra, czyli rok po tym, jak się poznali.

    ― A bo po co czekać? To dziś młodzi ludzie długo zwlekają i martwią się, że trzeba najpierw załatwić samochód, mieszkanie i „pożyć dla siebie”. My zatem postanowiliśmy dążyć do wszystkiego już będąc mężem i żoną. Moi rodzice mieli mieszkanie przy ulicy Kalwaryjskiej, obok cerkwi. Było ono duże, więc pomyślałam sobie, że miejsca dla wszystkich wystarczy ― tłumaczy pani Jadwiga.

    Wesele na Sylwestra również było naturalną decyzją. Każdy znajomy pary właśnie planował, gdzie ma spotkać Nowy Rok. Zaprosili więc wszystkich do kawiarni literackiej, na rogu obecnej alei Giedymina z widokiem na Katedrę Wileńską.

    ― Tam właśnie urządziliśmy nasze pierwsze przyjęcie weselne. Mówię „pierwsze”, bo mieliśmy aż dwa. Z kolegami i przyjaciółmi w tej kawiarni, a później ― w mieszkaniu moich rodziców z krewnymi. Wcześniej tego dnia wzięliśmy ślub w wileńskim kościele pw. św. Rafała, potem w urzędzie metrykacji cywilnej ― mówi pani Jadwiga.

    Wieczorem para młoda bawiła się razem z gośćmi na przyjęciu, z werwą powitała Nowy 1967 Rok. Zaś po północy udała się na Kalwaryjską.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Jadwiga i Włodzimierz Podmostkowie w towarzystwie kochanych wnuków Łukasza, Diany i Karoliny w 2004 roku Fot. archiwum rodzinne

    ― Ciekawe, że dojechaliśmy… pocztą! Droga była niedaleka, ale pogoda okropna, bo padał deszcz ze śniegiem. Złapać taksówkę było niemożliwie, więc szukaliśmy innego sposobu dojazdu. Akurat niedaleko od budynku poczty centralnej zatrzymaliśmy samochód pocztowy. Kierowca chętnie zgodził się nas podwieźć. Co prawda, brakowało miejsca. Ależ dla młodej krwi to żaden problem! Mój świeżo upieczony mąż, ja i moja biała sukienka przejechaliśmy tych kilka kilometrów w budzie – razem z pocztą. Nie była to najwygodniejsza podróż, ale potem długo jeszcze wspominaliśmy tę swoją pierwszą małżeńską przygodę — z nostalgiczną nutką opowiada rozmówczyni.

    Dlaczego jednak właśnie z tym, a nie innym mężczyzną poszła pod ołtarz? Jak mówi, wiele ich łączyło oprócz młodości, pracy w redakcji i ciekawości historii. Obaj byli wychowani przez rodziców w wartościach rodzinnych i którzy przeżyli razem w długim oraz trwałym związku.

    ― Owszem, oprócz podobieństw mieliśmy również pewne różnice. Nie ma przecież dwóch identycznych osobowości. Mieliśmy i nadal mamy różne temperamenty. Sama jestem bardzo energiczna, może nawet zbytnio. Mąż jest spokojny, mówi niewiele, ale rzeczowo. Ja lepiej widzę całość, mąż koncentruje się na szczegółach. Ja jestem zapominalska, a Władek chyba pamięta wszystko na świecie. Ja muszę działać tu i teraz, a mąż umie dobrze rozliczać czas i planować. Dużo czyta, uwielbia historię, pamięta wszystkie daty. To niezwykle pomaga w wydawaniu „Kalendarza Rodziny Wileńskiej”, czym zajmujemy się już od 23 lat — mówi pani Jadwiga.

    Przyznaje, że związek twórczy nie jest łatwy, toteż czasem zdarzają się konflikty. Jednak para zawsze pamięta o tym, że ma wspólny cel, lubi swoje zajęcie i czuje szacunek do siebie. Dlatego też udaje się porozumieć.

    ― Zawsze się udawało, nawet w tych najtrudniejszych okresach. Bardzo trudnym dla nas był czas wychowywania dzieci, bo obaj dużo pracowaliśmy i musieliśmy jakoś wszystko dopasować. Pamiętam nocne dyżury, pisanie artykułów do rana, makietowanie gazety. Nie raz trzeba było jechać z domu do pracy i coś naprawić czy sprawdzić. Odpowiedzialność była ogromna, a współczesnych technologii i internetu nie mieliśmy. Mąż był zapracowany w sekretariacie, praca często kończyła się o 20-21 godzinie. Było trudno… Po pracy musieliśmy też wychować swoje dziewczynki Joasię i Dianę ― wspomina pani Jadwiga.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dziś rodzice są dumni ze swoich dzieci i wnuków. Przedsiębiorcza i wszechstronnie utalentowana starsza córka Joanna (ur. 1970) z sukcesem prowadzi dziś sklep internetowy, oferujący różnego typu narzędzia ― od sprzętu elektrycznego po ogrodniczy i budowlany. Jej córka, Karolina, prowadzi sklep z autorską biżuterią „Cinamonn”. Zamiłowanie do tworzenia wyjątkowej biżuterii i talent odziedziczyła po swojej mamie. Tymczasem syn Joanny, Łukasz, jest typowym nowoczesnym chłopakiem. Dobrze zna się na komputerach i studiuje informatykę.
    Młodsza córka Diana Maria (ur. 1981) przez wiele lat pracowała w firmie perfumeryjnej. Obecnie mieszka we Francji, w Nicei, gdzie wraz z partnerem wychowuje uroczą 16-letnią córkę Dianę Walerię ― najmłodszą wnuczkę pani Jadwigi.

    Odpowiadając na pytanie, co pomogło w ciągu tych 50 lat zachować rodzinę, pani Jadwiga podkreśla, że w małżeństwie dominowała chęć zachowania dobrego, ciepłego, uporządkowanego domu. Także zaznacza, że pragnąc trwałego małżeństwa, należy wybierać nie tego człowieka, w którego bez pamięci się zakochuje, a tego, z czyimi wadami możesz się pogodzić. Jak mówi, namiętność kiedyś znika, a wady, które ma każdy z nas, pozostają. Dlatego należy wybierać człowieka nie tylko sercem, ale też głową i pamiętać o obustronnej tolerancji.

    ― Obydwoje wynieśliśmy ze swoich rodzin taki oto wzorzec: rodzina to jedna całość, nie wolno jej burzyć. Wszelkie emocje, nieporozumienia, bądź kłótnie, jakich oczywiście nie brakowało, udawało się powoli wygasić, dojść do porozumienia. W późniejszych latach, gdy rosły i chodziły do szkoły córki, a my stale byliśmy zapracowani w redakcji, jakże wiele pomagali nam jedni i drudzy św. pamięci rodzice. W tym też materialnie, chociaż sami byli bardzo skromnie usytuowani. Ten model wileńskiej rodziny, gdy rodzice do emerytury, a nawet później pomagają swoim dorosłym dzieciom — jest szeroko znany i trwa nadal — mówi pani Jadwiga.
    ― W naszym przypadku też wspólna z mężem i odpowiedzialna praca nad „Kalendarzem Rodziny Wileńskiej”, trwająca ponad 20 lat, nie pozostawia czasu na długie sprzeczki czy konflikty.
    ***
    50 lat Państwa Jadwigi i Władysława Podmostków spędzonych razem są pięknym przykładem, jak przez problemy, trud codzienności pozostać nadal wiernym swojej miłości.
    Drogim Jubilatom z okazji tak wspaniałej rocznicy zespół redakcji „Kuriera Wileńskiego” życzy zdrowia, natchnienia w poszukiwaniach twórczych i doczekania w szczęściu następnych jubileuszy!

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Krótka historia praktycznego orzechołoma

    Gdy słyszy się kombinację słów „dziadek do orzechów”, natychmiast nasuwają się skojarzenia ze wzruszającą baśnią E.T.A. Hoffmanna, z niezrównaną muzyką baletową Piotra Czajkowskiego i z Bożym Narodzeniem. Drewniany dziadek jest jednak znacznie starszy niż bajka o nim. Drewniany zgniatacz orzechów,...

    Wilno dostarczy rozrywki także tej zimy

    Bożonarodzeniowe imprezy, lodowisko, festiwale teatralne i filmowe, międzynarodowe targi książki – to tylko kilka powodów, by nawet zimą nie nudzić się w Wilnie. Wilno ubiera się właśnie w swoją najpiękniejszą szatę, by na ponad miesiąc zanurzyć swoich mieszkańców i gości...

    Umowa podpisana, ale strajk nauczycieli nadal realny

    2 grudnia, po strajku ostrzegawczym pedagogów, podpisana została zrewidowana umowa zespołowa pracowników oświaty i nauki. Dokument podpisał premier Saulius Skvernelis, minister oświaty, nauki i sportu Algirdas Monkevičius oraz liderzy czterech związków zawodowych ze sfery oświaty. Część oświatowców krytykuje jednak...

    Prosty krok, by śmieci zyskały nowe życie

    Konieczność segregacji odpadów nigdy wcześniej nie była tak ważna jak dziś. Śmieci każdy, lecz nie każdy odpowiedzialnie zarządza produkowanymi przez siebie odpadami. Warto więc sobie uświadomić, jak to robić właściwie. Nigdy wcześniej produkowanie i nabywanie rzeczy nie było tak łatwe...