Więcej

    O kibicach trzeba mówić całą prawdę

    Czytaj również...

    Kibice organizują wiele akcji charytatywnych na rzecz Wileńszczyzny Fot. facebook.com

    Ks. Jarosław Wąsowicz, salezjanin, znany jest na Wileńszczyźnie jako osoba związana z Pieszą Pielgrzymką z Suwałk do Ostrej Bramy oraz jako duszpasterz kibiców, wspólnie z którymi organizuje wiele akcji charytatywnych skierowanych do tutejszych Polaków.
    W dzisiejszym wywiadzie opowiada o swoim zaangażowaniu jako duszpasterza kibiców i własnej drodze kibica, która zajmuje bardzo ważne miejsce w jego życiu. „Pan Bóg dał mi ten dar, że mogę jako ksiądz, zakonnik, naukowiec, realizować swoją pasję, którą żyję od dziecka” – mówi.


    Kibice bardzo często goszczą na Wileńszczyźnie w związku z różnego rodzaju akcjami charytatywnymi.

    Przyjeżdżamy, ponieważ środowisko kibicowskie należy do tych, które chce pielęgnować polski patriotyzm i w ramach tych działań nie zapominamy również o naszych rodakach, którzy pozostali na Kresach, a którym się naprawdę czasami ciężko żyje.
    Nie zawsze mogli oni liczyć na pomoc ze strony państwa polskiego, co widzieliśmy za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Ta działalność rozpoczęła się więc oddolnie, poprzez różne nasze kontakty.
    Od lat pojawialiśmy się na narodowych świętach w Wilnie, nawiązywaliśmy kontakty z polskimi szkołami. Jest kilka grup kibicowskich, które regularnie organizują pobyt dla dzieci z Wileńszczyzny w Polsce. Pomagaliśmy także przy remontach czy przy różnego rodzaju akcjach dotyczących paczek na Kresy.
    Tych zadań, które realizujemy, jest naprawdę bardzo wiele.
    Ja oczywiście bardzo się z tego cieszę, ponieważ z Wileńszczyzny pochodzi moja rodzina. Im więcej takich działań, tym lepiej. Początki może były skromne, ale w tej chwili można powiedzieć, że mają one dla nas znaczenie priorytetowe. To nie tylko pomoc polskim szkołom i dzieciom, ale także kombatantom czy wreszcie polskim klubom, jak Polonia Wilno czy Pogoń Lwów na Ukrainie.

    Czy na Wileńszczyźnie nadal mieszkają Księdza krewni?

    Tak, mam tutaj bardzo wielu kuzynów. Moja bardzo bliska rodzina mieszka w Mościszkach, w Nowej Wilejce.
    Moja rodzina pochodzi z parafii w Bujwidzach, dokładnie z Balic, gdzie w zasadzie mieszkali sami Wąsowicze. Mój wujek, Czesław Wąsowicz, był przez wiele lat dyrektorem szkoły w Bujwidzach.
    Wszystkie te relacje staram się podtrzymywać, odwiedzać moich krewnych. Mam do tego okazję także w czasie pielgrzymki Suwałki-Ostra Brama, bo co roku biorę w niej udział.
    Przez kilka lat byłem przewodnikiem grupy żółtej, a od ubiegłego roku jestem w ekipie logistycznej. Cały więc czas jestem związany z pielgrzymką. Od dwóch lat zabieram ze sobą moje małe bratanice, żeby też poznały swoje korzenie. Mamy tam przecież wiele grobów.

    Ks. Jarosław razem z kibicami odwiedza miejsca ważne ze względu na polską historię Fot. facebook.com

    Od kiedy jest Ksiądz kibicem?

    Ja się wychowałem w Gdańsku, na Lechii. Pierwszy raz poszedłem na mecz w 1983 r. i już zostałem. To, co wtedy zobaczyłem, co przeżyłem, tak mnie oczarowało, że do dzisiaj oddaję temu wiele serca.
    Ale wtedy były jeszcze zupełnie inne czasy. Kibice Lechii-Gdańsk słynęli z tego, że na stadionie głośno wyrażali swoje poparcie dla zdelegalizowanej wówczas Solidarności. Bardzo duża część kibiców była zaangażowana w działalność w podziemiu. Należała czy do podziemnej wówczas Solidarności, czy do Niezależnego Zrzeszenia Studentów, czy wreszcie do Federacji Młodzieży Walczącej, która w drugiej połowie lat 80-tych nawiązała z tym środowiskiem bardzo bliskie relacje.
    To byli młodzi ludzie, którzy nie uciekali w czasie demonstracji, tylko bili się z ZOMO i tak, jak umieli walczyli o wolną Polskę.
    Lechia była z tego znana, ale potem przejęły to także inne kluby, bo do podobnych sytuacji dochodziło także w innych dużych miastach, w których podziemie było silne, jak Wrocław czy Warszawa. Nigdzie nie miało to tak dużego znaczenia jak w Gdańsku. Napisałem zresztą o tym książkę „Biało-zielona Solidarność”, w której wszystkie te wydarzenia starałem się udokumentować. Myślę, że to, co teraz się dzieje w środowisku kibicowskim, jest jakąś pochodną tamtych czasów.
    Ten wybuch kultywowania postaw patriotycznych, czy też kultywowania polskiej historii, także zainteresowania Kresami jest związany z wydarzeniami z lat 80.
    O tę wolną Polskę przecież musimy się nadal troszczyć, najpierw o to, by nikt nam jej nie zabrał i o to, by kolejne pokolenia młodych Polaków były wychowane w naszych narodowych tradycjach. Ponieważ, jak już mówiłem, poprzednia ekipa rządząca Polską zaniedbywała to, wiele inicjatyw powstało oddolnie.

    A zainteresowanie Polakami na Wschodzie?

    Trzeba jasno powiedzieć, że wielu kibiców ma kresowe korzenie. Ja nie jestem tu jakimś wyjątkiem. W Gdańsku naprawdę spory procent mieszkańców pochodzi z Wileńszczyzny. W mojej podstawówce, na Zaspie, było co najmniej 5 osób spod Wilna. Nawet czasem spotykaliśmy się tu na wakacjach. Na Śląsku znów niemało jest osób, których rodziny podchodzą ze Lwowa.
    Niektóre kluby, jak Pogoń Szczecin czy Piast Gliwice kontynuują także przedwojenne tradycje, mają te same barwy, czasem nawet nazwę. To wszystko jest impulsem do tego, by interesować się historią. Jeżeli człowiek zaczyna szukać, interesować swoimi korzeniami, wówczas coraz bliższa staje się mu także polska historia.

    Czy łatwo było odnaleźć się w środowisku kibiców w roli księdza?

    Nigdy nie zerwałem swoich kontaktów. Są one związane nie tylko z kibicami, ale także z Federacją Młodzieży Walczącej, do której należałem. Jako salezjanin nie tylko w czasie wakacji chodziłem na mecze, ale także starałem się coś robić dla tego środowiska.
    W Łodzi, gdzie studiowałem filozofię, założyliśmy z klerykami kulturalny klub kibiców Widzewa. Zbieraliśmy młodzież z biednej dzielnicy, gdzie znajdowało się seminarium, organizowaliśmy spotkania, zapraszaliśmy piłkarzy.
    To samo robiłem później w Szczecinie. Ale takim przełomowym momentem stała się śmierć mojego przyjaciela, Tadeusza Duffeka, legendarnego kibica Lechii, dzięki któremu klub powstał z kolan. Tadeusz zmarł na raka, bardzo cierpiał. Kiedy towarzyszyliśmy mu w szpitalu w tych ostatnich miesiącach życia, bardzo dużo rozmawialiśmy o tym, co nas spotkało w życiu i o naszym kibicowskim szlaku i podziemiu młodzieżowym.
    Tadeusz wtedy zwierzył się, że zawsze marzył o tym, by kibice spotykali się na Jasnej Górze, tak jak my kiedyś w czasie pielgrzymek ludzi pracy organizowanych przez Solidarność we wrześniu.
    On odszedł, a koledzy coraz bardziej mobilizowali mnie do zorganizowania pielgrzymki kibiców. Początkowo miała ona skromne rozmiary, ale teraz stała się inicjatywą, która na trwałe zapisała się w kibicowski kalendarz. Można powiedzieć, że Pan Bóg dał mi ten dar, że mogę jako ksiądz, zakonnik, naukowiec, realizować swoją pasję, którą żyję od dziecka.

    Czy kibicom różnych klubów łatwo się zjednoczyć?

    Taką inicjatywą jest teraz na pewno patriotyczna pielgrzymka kibiców. Co roku przyjeżdża na nią na Jasną Górę po 5 tys. młodych ludzi. To jest jedno z wydarzeń, w ramach którego wszyscy kibice w Polsce się jednoczą. Oczywiście, najbardziej licznie gromadzi nas Marsz Niepodległości, na którym spotyka się co roku ok. 100 tys. patriotów. To chyba największe tego rodzaju wydarzenie na świecie.
    To są właśnie te płaszczyzny, gdzie kibice w Polsce mogą się spotkać pomimo różnych animozji i rozmawiać o sprawach dla siebie ważnych. Tych animozji zupełnie wyeliminować się nie da, bo w dużej mierze wynikają ze sportowej rywalizacji, ale są momenty, gdy odchodzą na bok.
    To wszystko zaczęło się od śmierci ojca świętego Jana Pawła II. To była pierwsza taka sytuacja, gdy kibice różnych klubów spotykali się obok siebie na Mszach świętych. To pokazało, że są wydarzenia, postacie, które te środowiska łączą. Cieszę się, że teraz tych wydarzeń jest coraz więcej, bo każde z nich jest okazją do przeciągania na tę dobrą stronę tych, których fascynuje chuligaństwo, przemoc czy jakieś inne, negatywne zjawiska.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Kim są ludzie, z którymi Ksiądz się spotyka w środowisku kibicowskim?

    To bardzo złożone środowisko. Możemy w nim spotkać ludzi bogatych i biednych, chłopców z bloków i tych, którzy świetnie sobie w życiu poradzili. Niestety, nie starczy nam czasu, żeby klimat tego środowiska opisać. Ale to, co dla mnie jest istotne, to bardzo silne więzi między ludźmi. Kibice nie tylko organizują różne akcje, ale także pomagają sobie nawzajem. My nie tylko jeździmy na Kresy, ale także wiele się dzieje w Polsce, wewnątrz tego środowiska.
    Jeśli komuś się w życiu powinie noga, może liczyć na wsparcie. To jest właśnie piękne, że w tym środowisku społecznym możemy na siebie liczyć. A przekrój społeczny jest naprawdę bardzo duży. Jednak jeśli coś robimy, to robimy to razem, niezależnie od tego, jakie kto ma stanowisko. Każdy pracuje na tyle, na ile jest w stanie się zaangażować.

    Ks. Jarosław razem z kibicami odwiedza miejsca ważne ze względu na polską historię Fot. facebook.com

    Czy zdarzyło się, że w którymś z tych środowisk, czy to kościelnych, czy naukowych, musiał Ksiądz bronić środowiska kibiców?

    Oczywiście, wielokrotnie. Najczęściej robiłem to w czasach rządów Platformy, gdy młodzi ludzie byli często bez powodu zatrzymywani. Nieraz występowałem w ich obronie także w mediach. Myślę, że właśnie na tym polega moja rola, że trzeba zwracać uwagę, gdy dzieje się coś złego, ale również bronić, gdy są niesprawiedliwie potraktowani.
    Bronić również prawdy, która wymaga, by tego środowiska nie pokazywać tylko jednostronnie. Można oczywiście pokazać tylko bójki, które oczywiście są, ale przez wiele lat nikt nie zauważał drugiej strony działalności tego środowiska, a ma ono naprawdę powody do dumy. Wystarczy przejrzeć strony różnych stowarzyszeń, żeby zobaczyć, jak szeroką działalność prowadzą. To są akcje charytatywne, opieka nad domami dziecka, honorowe krwiodawstwo, działalność edukacyjna. Dla mnie ważne jest to, by o kibicach mówić prawdę. Nie negować negatywnych wydarzeń, ale dostrzegać także ten ogrom dobra, które się dzieje. To też odczytuję jako swoje zadanie. Teraz, za rządów PIS, widać wyraźnie, że na tą pozytywną informację jest więcej miejsca, co wyraża się także w przekazach medialnych.

    A co z przemocą? Przecież w środowisku kibicowskim niemało jest postaw, które zupełnie nie dadzą się pogodzić z Ewangelią…

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    To jest bardzo skomplikowane środowisko. Jest w nim także dużo zła. Od razu więc trzeba podkreślić, że ja nie zajmuję się promowaniem negatywnej działalności. Wyraźnie dostrzegam drugą stronę, czyli masę inicjatyw o charakterze patriotycznym, edukacyjnym, wychowawczym, jakie zaistniały w ostatnim czasie. To wszystko spowodowało, że w tym właśnie środowisku zaczęło się dziać wiele dobrego. I ja w tym, co dobre, staram się towarzyszyć jako ksiądz.
    Zapraszam wszystkich. Nie mówię, jacy kibice mogą przyjeżdżać na pielgrzymkę, a jacy nie, bo wszyscy jesteśmy jedną rodziną. Jestem realistą, doskonale znam środowisko kibiców i wiem, że chuligaństwa nigdy się z niego do końca nie wyeliminuje.
    Tak jest z bardzo prostej przyczyny – to jest sport, rywalizacja, która od czasów starożytnych wywołuje takie emocje. Zawsze ludzie bili się w takich okolicznościach.
    Uważam natomiast, że można ten negatywny aspekt zmniejszyć właśnie przez pozytywną działalność. Angażowanie młodych ludzi w dobro to dla mnie jedyny sposób na zmianę sytuacji. Oczywiście, znam też tych, którzy wywołują bójki, chuliganią, ale oni też są zaproszeni. Doskonale wiedzą, że zawsze mogą ze mną porozmawiać. Zawsze jestem gotowy.

     

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca. Szkic do portretu Janiny Strużanowskiej

    Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…  Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków...

    Radosław Sikorski: „Dzisiaj grozi nam ten sam kraj, który jest agresorem w Ukrainie”

    Podsumowując wydarzenie w Trokach – główny powód przyjazdu szefa polskiej dyplomacji na Litwę – Radosław Sikorski zauważył:  – To jest spotkanie, które ma swoją renomę. Bywałem na wcześniejszych edycjach i bardzo mi miło, że drugą edycję zagraniczną jako minister spraw...

    Nikogo nie ominął prezent

    W tym świątecznym okresie nie mogło zabraknąć życzeń, które złożyli Polakom z Litwy przedstawiciel Ambasady RP w Wilnie Andrzej Dudziński, I radca-kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego, oraz organizatorzy koncertu – Mikołaj Falkowski, prezes zarządu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana...

    Tych nie trzeba zmuszać do nauki historii

    Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego po raz kolejny zorganizowała w Domu Kultury Polskiej w Wilnie konkurs „Historiada”.  – Dziękuję, że wam się chce, że nie musicie się zmuszać, ale z ochotą przystępujecie do tych lektur, które wam...