11 lipca przypada 74. rocznica Krwawej Niedzieli, zbrodni dokonanej na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
Polska chce zawetować potencjalne członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej, jeśli nie zostaną rozwiązane kwestie historyczne i kwestie praw mniejszości. Takie stanowisko przedstawił minister spraw zagranicznych Polski Witold Waszczykowski w wywiadzie dla wPolityce.
„Współpraca gospodarcza nie wygląda niestety najlepiej. A najgorzej jest oczywiście w kwestiach historycznych. Nasz przekaz jest bardzo jasny: z Banderą do Europy nie wejdziecie. Mówimy to i głośno, i cicho. Nie powtórzymy błędów z lat 90., gdy nie domknęliśmy pewnych spraw w relacjach z Niemcami oraz z Litwą. Mam tu na myśli status polskich mniejszości w tych krajach. Nauczeni tymi doświadczeniami będziemy od Ukrainy stanowczo się domagali, by wszystkie sprawy zostały wyczyszczone, zanim Kijów stanie u wrót Europy, prosząc o członkostwo” – powiedział minister.
Waszczykowski zaznaczył, że w przypadku nierozwiązania tych kwestii może wystąpić sytuacja taka, jak ta, która występuje między Grecją i Macedonią. Z powodu braku zgody Grecji w sprawie oficjalnej nazwy Macedonii, nie może ona wejść do NATO i rozpocząć negocjacji w sprawie członkostwa w UE.
Przypomnijmy, że szef partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość Jarosław Kaczyński wcześniej twierdził, że czczenie imienia Stepana Bandery na Ukrainie może zaszkodzić jej unijnym aspiracjom.
Kaczyński powiedział również, że przyszłość stosunków polsko-ukraińskich „stoi pod znakiem zapytania” z powodu stosunku Ukrainy do własnej historii, w szczególności roli UPA.
Profesor Mieczysław Ryba, politolog Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” powiedział, że Bandera jest symbolem ukraińskiego nacjonalizmu, który w okresie międzywojennym miał absolutnie charakter faszyzujący.
─ Ten nacjonalizm miał na sumieniu wiele, niczym nieuzasadnionych, zamachów terrorystycznych. W czasie II wojny światowej był odpowiedzialny za ludobójstwo na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej, na Chełmszczyźnie i na niektórych terenach Bieszczadów. W związku z tym nie pasuje to do żadnych standardów europejskich i cywilizacji zachodniej. Jeśli ktoś chce tę ideologię podgrzewać i budować tożsamość narodową na takim fundamencie, do niczego dobrego doprowadzić to nie może ─ podkreślił Mieczysław Ryba.
Jak zaznaczył, obecnie na Ukrainie wszystko jest podporządkowane ideologii Bandery.
─ Pamięć Bandery w tej chwili jest kultywowana jak nigdy dotąd. Jak nigdy po 1991 roku. Praktycznie w każdym mieście Ukrainy mamy jakiś postument bohaterów Ukraińskiej Powstańczej Armii albo nazwy ulic. Szczególnie w zachodniej Ukrainie, ale to się przenosi również na wschód i władze centralne starają się to propagować. To jest na razie tworzenie pamięci historycznej, no ale jeśli takie historyczne wzorce się stawia, to co czeka nas w przyszłości? ─ pyta retorycznie Mieczysław Ryba.
Tymczasem Oleksij Harania, politolog z Ukrainy, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” powiedział, że historia nie powinna być mieszana z polityką.
─ Historię pozostawmy historykom, a politycy niech się zajmą polityką. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Teraz trzeba myśleć o tym, że Ukraina i Polska są koalicjantami i mają wspólnego wroga – Rosję. Na tym trzeba skupić uwagę. A to, że w kraju mamy postumenty bohaterów Ukraińskiej Powstańczej Armii to po prostu wysławianie historii ─ podkreślił Oleksij Harania.
Ukraińska Powstańcza Armia, kierowana na Wołyniu przez Dmytrę Kljaczkiwśkiego („Kłym Sawur”) i Iwana Łytwyńczuka („Dubowyj”) dokonywała masowych zbrodni na ludności polskiej. Zabijano nierzadko z niebywałym okrucieństwem.
W mordowaniu Polaków brała udział również okoliczna ludność ukraińska. Bywało, że pod przymusem.
Ale były też przypadki ratowania Polaków przez Ukraińców, narażających w ten sposób swoje życie.
Największe nasilenie zbrodni miało miejsce 11 i 12 lipca 1943 r. Mordów dokonano wówczas w 150 miejscowościach powiatach włodzimierskiego, horochowskiego i kowelskiego. Zabijano również ludzi zgromadzonych na mszy w kościołach. Tak było m. in. w Kisielinie i Porycku.
Do największych masakr ludności polskiej dokonanych przez UPA na Wołyniu doszło m. in. w Janowej Dolinie (ok. 600 zabitych), Woli Ostrowieckiej (572-620 zabitych), Ostrówkach (476-520 zabitych).
Według Ewy i Władysława Siemaszków, badaczy zbrodni UPA na Wołyniu, w latach 1943-1944 zamordowanych zostało co najmniej 33 tys. Polaków, lecz najbardziej prawdopodobna liczba ofiar wynosi 50-60 tysięcy.
Masowych mordów na ludności polskiej dokonywała UPA także na terenach dawnej Galicji Wschodniej (do 1939 r. województwa: lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie). Zaczęły one narastać od lutego 1944 r. Do akcji wypędzania Polaków, palenia wsi połączonego z mordowaniem mieszkańców UPA przystąpiła na wiosnę 1944 roku. Zbrodni dokonano m. in. w Podkamieniu (100-150 zabitych), Berezowicy Małej (130 ofiar), Lipnikach (180 ofiar).
Oprócz UPA zbrodni na Polakach dopuszczali się Ukraińcy z 4. pułku policyjnego SS (m.in. w Hucie Pieniackiej – około 1 000 ofiar, w Chodaczkowie Wielkim – 832 zamordowanych).
Według Grzegorza Motyki na terenie dawnej Galicji Wschodniej zamordowano 30-40 tysięcy Polaków. Łączna liczba Polaków zabitych przez ukraińskich nacjonalistów wynosi najprawdopodobniej około 100 tysięcy.