Dzisiaj znów świętujemy Dzień Niepodległości. Już tylko rok dzieli nas od pełnego stulecia istnienia Odrodzonej Polski. Za nami już prawie wiek niepodległości z przerwami, czasami trochę innej na papierze, innej zaś naprawdę, pełnej wzlotów, upadków i dramatów.
W tym dniu liczni spośród nas są dumni, radośni, defilują, machają flagami, śpiewają pieśni patriotyczne i łatwo poddają się podniosłemu nastrojowi. Bardziej istotne od świątecznych uniesień wydaje się jednak znaczenie i treść niepodległości tu i teraz, w naszej codziennej gonitwie, w walce o godne i dostatnie życie. Czy zastanawiamy się nad tym, czym jest dla nas niepodległość i co jej zagraża?
Władze państwowe, stowarzyszenia patriotyczne oraz inne organizacje społeczne zwracają uwagę na fakty historyczne, symbole narodowe oraz wszelkie atrybuty niepodległego państwa, które są, a przynajmniej winny być dla nas – dojrzałych i uczciwych obywateli – ważne. I słusznie, bo takie jest przecież ich zadanie. Ale, jak wiadomo, świadomość ludzka, zarówno indywidualna, jak i zbiorowa, często nie nadąża za zmianami, które następują w otaczającym nas świecie. Szczególnie teraz, kiedy następują znacznie szybciej, niż za życia poprzednich pokoleń. Szkoła, rodzina oraz wspomniane wyżej instytucje przyzwyczaiły nas do postrzegania niepodległości, jej istoty i zagrożeń wyłącznie w wymiarze terytorium państwa i jego formalnych atrybutów takich jak władze, instytucje i język urzędowy. A zagrożenia dla niepodległości nauczono nas widzieć wyłącznie w innych państwach nastających na nasze terytorium, jego instytucje i symbole.
Tymczasem świat zmienił się w krótkim czasie tak bardzo, że zaborcy czyhający na cudzą niepodległość przy pomocy samolotów, czołgów i rakiet odchodzą pomału do lamusa, a ich miejsce zaczynają zajmować pozornie nieuzbrojeni, niepaństwowi i nieideowi siepacze, sprytnie ukryci w tabletach i smartfonach, na portalach i witrynach. Nie używają flag ani godeł, nikogo nie straszą ani nie terroryzują. Wyglądają na ogół przyjaźnie i życzliwie. Zwykle nikt nie wietrzy w nich zaborców, dlatego zapewne podbijają uśmiechem znacznie skuteczniej, niźli ich poprzednicy ogniem i mieczem. Pięknie nam podpowiadają, jak mamy żyć, w co wierzyć, a zwłaszcza co i gdzie kupować. Skutki są imponujące i gwarantowane. W przeszłości ruch oporu przeciw państwowym zaborcom kwitł i rozwijał się nawet w najsroższych państwowych dyktaturach, pomimo prześladowań i tortur. Przeciw dzisiejszym, trudnym do rozpoznania zaborcom, ruch oporu jest mizerny, choć ryzyko niewielkie. Nie straszą przecież kazamatami, ani plutonem egzekucyjnym. W najgorszym razie szyderstwem i tak zwanym społecznym wykluczeniem.
Drodzy Wilniucy, co więc znaczy dzisiaj być wolnym i niepodległym? Na przykład jechać trolejbusem i wyglądać przez okno, zamiast gapić się w telefon i dziobać weń paznokciami. Na przykład po pracy wyjść z kolegami na piwo, zamiast zamknąć się w pokoju i włączyć laptopa. Kupić dobry, drogi, ale prawdziwy chleb z domowego wypieku i cieszyć się, że za tydzień nadal będzie świeży, niż oszczędzić parę euro i wydać na nową aplikację do smartfona. Przyjąć spokojną, choć nisko płatną posadę po sąsiedzku i cieszyć się ciszą i spokojem domowego ogniska, zamiast lecieć za chlebem na drugi koniec świata i tracić zdrowie w tłocznym i hałaśliwym obcym mieście. Na tym właśnie polega dzisiejsza wolność i dzisiejszy patriotyzm. Szanowni Czytelnicy, pozwólcie, że zacytuję wilka z bajki sygnowanej przez naszego, polsko-litewskiego wieszcza: „Lepszy w wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki”. Powstańcom strawy nie brakowało, o polską mowę się bili, a my chodzimy na lunche i dinnery, choć nikt nam obiadować ani wieczerzać nie broni. Wolność jest za oknem, nie grodzą do niej dostępu żadne kraty. Wystarczy tylko wyjrzeć. I być wśród ludzi, prawdziwych i żywych, których możemy zobaczyć i dotknąć. Spędźmy więc Święto Niepodległości z naszymi najbliższymi, rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami. Polakami, Litwinami, czy Rosjanami, to nieistotne. Wówczas poczujemy smak wolności.
Józek Powsinoga