Więcej

    Dziadunia nadal żarty się trzymają

    Vytautas Landsbergis – pierwszy przywódca niepodległej Litwy, patriarcha konserwatystów, profesor, muzykolog, poseł, eurodeputowany. I bardzo nie lubi dziennikarzy, których onegdaj określił neologizmem „šunauja” (z grubsza tłumacząc – psia zgraja), bo ci niby kupą go atakują i bezpodstawnie. Ale cóż pismaki mają robić, skoro – po wileńsku mówiąc – profesor sam aż „prosi się” upubliczniając się z kontrowersyjnymi wypowiedziami?

    Ba, za jedną taką nawet doszło do sądu. Ale nie otrzymał ani wyroku, ani kary za swój mistrzowsko niewyparzony język. Bo uratowała go tarcza sprytu szachisty. Otóż pewne obraźliwe określenie swego oponenta uzbroił w słowa, które teraz są precedensem sądowym – „Kto może zaprzeczyć, że…”.
    No i weź!

    Ja tam profesora, na swój sposób, to znaczy zawodowy, lubię. No bo który to już raz ratuje mnie przed posuchą tematu na komentarz? Tym razem wyjechał z pomysłem na zatrzymanie fali emigracji. W sali odlotów na lotnisku trzeba puszczać patriotyczną muzykę, a nie jakieś tam „bałałajki”! Np. „Ramię w ramię, ej mężowie, idźcie kto może/ Stając do pracy za kochany kraj/ Podźwigniemy Litwę naszą”.

    Śmiać się czy płakać z dziadunia, którego takie żarty się trzymają? Już widzę, jak kolejny emigrant nagle zatrzymuje się przed trapem samolotu, rzuca o ziemię walizki, drze bilet i zaszlochany wraca do swojej wyludnionej wioski…