Więcej

    Ultimatum i pokój w przededniu wojny

    Czytaj również...

    W kolejną rocznicę nawiązania polskol-litewskich relacji dyplomatycznych Stanisław Sosno groby w Marcinkańcach odwiedził razem z „Kurierem Wileńskim” Fot. Marian Paluszkiewicz

    Stanisław Sosno mieszka obecnie w Kownie, pracuje w firmie jubilerskiej. Jak mówi, historią jeszcze w czasie nauki w Szkole Średniej nr 5 w Wilnie zainteresował go wychowawca i nauczyciel tego przedmiotu, Paweł Giedrojć.

    – Od tego czasu bardzo interesuję się historią, zwłaszcza relacjami polsko-litewskimi i polsko-sowieckimi w początkach II wojny światowej. Dużo czytałem także o ultimatum, jakie Polska postawiła Litwie w 1938 r. Właśnie dlatego razem z bratem, w czasie wakacji, postanowiliśmy odwiedzić cmentarz w Marcinkańcach, gdzie pochowany jest i żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza, strzelec Stanisław Serafin, którego śmierć stała się bezpośrednią przyczyną polskiego ultimatum wobec Litwy w marcu 1938 r. – powiedział Sosno.

    W kolejną rocznicę nawiązania polsko-litewskich relacji dyplomatycznych Stanisław Sosno groby w Marcinkańcach odwiedził razem z „Kurierem Wileńskim”.
    – To taki zwykły, wiejski cmentarz. Oprócz grobu Stanisława Serafina znajdują się tam także groby polskich legionistów. Niestety, wszystkie są w opłakanym stanie. Napisałem w tej sprawie list do Instytutu Pamięci Narodowej. Otrzymałem odpowiedź, że powinienem najpierw postarać się o zgodę proboszcza na odnowienie nagrobków oraz przesłać do IPN-u zdjęcia. Ze zgodą proboszcza nie było problemów, mam więc nadzieję, że Polska się nimi zajmie – opowiada.

    Groby były poddane renowacji w 1996 r. Odnawiał je prof. Janusz Smaza. Jednak 20 lat to bardzo dużo, zwłaszcza gdy brakuje systematycznej troski o to miejsce.
    – Takich cmentarzy jest bardzo dużo. Wydaje mi się, że nie powinny zostać zapomniane. Tym bardziej, że sama historia Stanisława Serafina jest warta, by o niej pamiętać. Jego śmierć zmieniła bardzo wiele w stosunkach polsko-litewskich – zauważa Stanisław Sosno.

    Historia Stanisława Serafina jest warta by o niej pamiętać. Jego śmierć zmieniła bardzo wiele w stosunkach polsko litewskich – zauważa Stanisław Sosno Fot. Marian Paluszkiewicz

    Strzelec, Stanisław Serafin, zginął w wyniku postrzelenia podczas przekroczenia litewskiej granicy, 11 marca 1938 r. Jego śmierć nie była pierwszą na granicy polsko-litewskiej. Na długim, bo mierzącym 521 km odcinku, podobne wydarzenia miały miejsce dosyć często. Do wymiany ognia dochodziło przynajmniej raz w roku. Zgodnie z litewskimi danymi, w latach 1923-1937 na granicy zginęły 64 osoby. Brak porozumienia między Polską a Litwą był bardzo odczuwalny, nie tylko dla pograniczników czy polityków, ale także w życiu codziennym. Granica była zamknięta, nie istniała komunikacja pocztowa, drogowa i kolejowa. A ludzie musieli przecież sobie jakoś radzić…

    – W prasie z okresu międzywojennego wzmianki o incydentach w strefie przygranicznej można znaleźć bardzo często. Jak wyglądało życie w strefie przygranicznej pamiętają również mieszkańcy. Miałem okazję przekonać się o tym, gdy w połowie lat 90. przeszliśmy szlakiem dawnej polsko-litewskiej granicy w ramach rajdów z Klubem Włóczęgów Wileńskich. Wówczas niektórzy starsi ludzie opowiadali, że przed wojną całkiem nieźle można się tam było utrzymać z przemytu, co oczywiście nie było bezpiecznym zajęciem. Trzeba przy tym pamiętać, że faktycznie, do 1938 r., możliwości legalnego przekroczenia granicy były bardzo ograniczone, właśnie dlatego, że Polska i Litwa nie utrzymywały ze sobą stosunków dyplomatycznych. Jeśli ktoś chciał np. odwiedzić rodzinę, musiał jechać przez Łotwę albo próbować szczęścia na zielonej granicy – opowiada Waldemar Szełkowski, historyk, prezes Wileńskiego Klubu Rekonstrukcji Historycznej Garnizon Nowa Wilejka.

    Brak stosunków dyplomatycznych z Litwą był coraz bardziej niewygodny dla Polski. Mała Litwa stanowiła wielką przeszkodę dla bardzo aktywnej wówczas polskiej polityki nad Bałtykiem. Coraz bardziej napięta sytuacja międzynarodowa, coraz głośniejsze żądania Niemiec i zagrożenie ze strony Związku Sowieckiego sprawiały, że zadbanie o nawiązanie relacji z sąsiadem, z którym łączyła przecież wspólna historia, wydawało się konieczne. Okazja do zmuszenia sąsiada do rozmów pojawiła się 11 marca 1938 r.

    – Według zeznań patrolujących granicę żołnierzy, Serafin przekroczył granicę litewską, tropiąc szpiega. Kiedy znalazł się na Litwie, padły strzały i Stanisław Serafin został ranny. Litewscy żołnierze podbiegli, nie pozwalając na podejście do rannego Polakom. Serafin zmarł w szpitalu po litewskiej stronie, za co Polacy obwinili Litwinów. W rzeczywistości był to okres, gdy Polsce bardzo zależało na unormowaniu stosunków z Litwą. Śmierć żołnierza KOP-u stała się więc bardzo dobrym pretekstem do nacisku na Litwę – wyjaśnia Waldemar Szełkowski.

    17 marca 1938 r. rząd polski wystosował wobec Litwy 48-godzinne ultimatum w sprawie natychmiastowego nawiązania stosunków dyplomatycznych, bez żadnych warunków wstępnych. Akredytowanie przedstawicieli w Kownie i w Warszawie miało nastąpić do 31 marca 1938 r.
    – Dla Litwy ultimatum było bardzo trudnym doświadczeniem, upokorzeniem. Trzeba pamiętać, że Polska przygotowała tekst tak, żeby był możliwy do akceptacji. Żądano w nim tylko nawiązania stosunków dyplomatycznych, nie zaś zaakceptowania polskich praw do Wilna, na co Litwa nie mogła się zgodzić. Nie było to więc wołanie do wojny, ale wymuszenie unormowanych relacji – uważa Szełkowski.

    Polskie groby znajdują się po prawej stronie kościoła, tuż za drewnianym budynkiem stojącym na cmentarzu Fot. Marian Paluszkiewicz

    Co innego krzyczano jednak na polskich ulicach. Rozpoczęły się demonstracje, które nie pozostawiały wątpliwości co do poważnych zamiarów wobec sąsiada. Leon Mitkiewicz, późniejszy attache wojskowy w Kownie, tak wspominał jedną z manifestancji przeprowadzonych w Warszawie: „Tłum zalał całe Aleje Ujazdowskie, od rogu ulicy Nowowiejskiej aż prawie do pałacu Belwederskiego. Przed budynkiem GISZ-u ustawiły się wszystkie sztandary i stanęli przywódcy tej manifestacji. Te same głośne okrzyki powtarzały się bez przerwy: „My chcemy Litwy!”, „Wodzu, prowadź nas na Kowno!”. W pewnej chwili, o zupełnym zmroku, na balkonie oświetlonym reflektorami, ukazał się marszałek Śmigły-Rydz w towarzystwie kilku oficerów, powitany uroczyście hymnem narodowym i okrzykami: „Niech żyje nam marszałek Śmigły!”.
    Mogło się więc wydawać, że wojna jest blisko. Tymczasem, nie do końca tak było.

    – Manifestacje odbywające się wówczas w wielu polskich miastach były w dużej mierze wyreżyserowane, tak przynajmniej uważa prof. Piotr Łossowski. Faktycznej wrogości wobec Litwinow nie było, a za rozlegającymi się okrzykami stały przede wszystkim cele polityczne – twierdzi Waldemar Szełkowski.

    Litwa nie miała wyboru, zwłaszcza, że do przyjęcia ultimatum nakłaniały również inne państwa. 19 marca 1938 r. na nadzwyczajnym posiedzeniu litewskiego rządu zwołanym przez prezydenta Antanasa Smetonę podjęto decyzję o przyjęciu polskiego ultimatum. Tego samego dnia litewski sejm podjął uchwałę aprobującą stanowisko rządu. W przemówieniu wygłoszonym przed parlamentem p.o. premiera, J. Stanišauskis, mówił: „W obliczu grożącego Litwie śmiertelnego niebezpieczeństwa i biorąc pod uwagę zaistniałą dezorganizację stosunków międzynarodowych, rząd zwrócił się natychmiast do zaprzyjaźnionych rządów wielkich mocarstw, wskazując im niebezpieczeństwo zagrażające pokojowi i prosząc o okazanie nam pomocy. (…) Niestety, wysiłki te nie wstrzymały ultimatum. Zostało ono mimo wszystko Litwie wręczone. Przewaga sił jest po stronie polskiej, ale siła nie jest prawem. W takiej sytuacji rząd Litwy postanowił wypełnić żądania Polski, dobrze wiedząc, że społeczeństwo litewskie, jeśli zajdzie potrzeba, gotowe jest wszystkimi siłami bronić swej ojczyzny”.

    Marcińkańce znajdowały się na dawnej polsko-litewskiej granicy Fot. Marian Paluszkiewicz

    Tak więc w 20 lat po zakończeniu I wojny światowej doszło do wymiany not dyplomatycznych w Tallinie. Oba rządy zapowiedziały ustanowienie swych przedstawicielstw w Warszawie i Kownie do 31 marca tegoż roku. Na razie był to wymuszony pokój, jednak rok później doszło do ocieplenia stosunków dyplomatycznych na linii Warszawa-Kowno, gdy Niemcy zmusiły Litwę do przekazania im okręgu Kłajpedy.

    – Był to bardzo trudny czas, który decydował o tym, jak poszczególne państwa zachowają się w czasie zbliżającej się wojny. Przed nawiązaniem stosunków dyplomatycznych, polsko-litewskich relacji nie było. Teraz rozpoczął się powolny proces ich nawiązywania. Jak zawsze w tym procesie pojednania polityków wyprzedają ludzie kultury. Zaczęły się wyjazdy, wzajemne poznawanie. To wszystko sprawiło, że w tragiczne wydarzenia 1939 r. weszliśmy w zupełnie innym stanie, niż ten sprzed ultimatum – uważa Waldemar Szełkowski.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    – Patrzymy na historię Wileńszczyzny taką, jak się wydarzyła, ale czasem dobrze jest zauważyć, że możliwy był znaczenie gorszy scenariusz. W pakcie Ribbentrop-Mołotow tajny protokół dodatkowy, głosił, iż: „W wypadku terytorialnych i politycznych przekształceń na terenach należących do państw bałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa), północna granica Litwy stanowić będzie jednocześnie granicę stref interesów Niemiec i ZSRS. W związku z tym obie strony uznają zainteresowanie Litwy w stosunku do rejonu Wilna”. Trzeba pamiętać, że po agresji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r., Litwa ściśle przestrzegała neutralności. Nie uległa naciskom ze strony Niemiec, domagających się ataku na Polskę od północy i zajęcia Wileńszczyzny. Wydaje mi się, że śmierć Stanisława Serafina, która w pierwszych momentach wydawała się bardzo obciążająca dla polsko-litewskich relacji, w ostatecznym rozrachunku nie poszła na marne – uważa Szełkowski.

     

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Liczy się tylko uczciwa, sumienna praca. Szkic do portretu Janiny Strużanowskiej

    Na pozostanie w Wilnie zdecydowała się w bardzo świadomym celu. Chciała, żeby ktoś w tym mieście za 30 czy 50 lat mówił jeszcze po polsku…  Na jej oczach dawne, wielokulturowe Wilno przestawało istnieć. Najpierw zagłada wileńskich Żydów, którzy od wieków...

    Radosław Sikorski: „Dzisiaj grozi nam ten sam kraj, który jest agresorem w Ukrainie”

    Podsumowując wydarzenie w Trokach – główny powód przyjazdu szefa polskiej dyplomacji na Litwę – Radosław Sikorski zauważył:  – To jest spotkanie, które ma swoją renomę. Bywałem na wcześniejszych edycjach i bardzo mi miło, że drugą edycję zagraniczną jako minister spraw...

    Nikogo nie ominął prezent

    W tym świątecznym okresie nie mogło zabraknąć życzeń, które złożyli Polakom z Litwy przedstawiciel Ambasady RP w Wilnie Andrzej Dudziński, I radca-kierownik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego, oraz organizatorzy koncertu – Mikołaj Falkowski, prezes zarządu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana...

    Tych nie trzeba zmuszać do nauki historii

    Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego po raz kolejny zorganizowała w Domu Kultury Polskiej w Wilnie konkurs „Historiada”.  – Dziękuję, że wam się chce, że nie musicie się zmuszać, ale z ochotą przystępujecie do tych lektur, które wam...