Więcej

    Kim są „tutejsi” według profesora Bumblauskasa

    Czytaj również...

    O wpływie Polaków i polskiej kultury na Litwę, o tym jak Polacy tworzyli fundamenty niepodległej Litwy, kim są „tutejsi”: Polakami czy Litwinami, oraz do kogo należy dziedzictwo Wielkiego Księstwa Litewskiego – rozmawiamy ze słynnym litewskim historykiem, profesorem Alfredasem Bumblauskasem.

    Jaką rolę odgrywała polska mniejszość w historii Litwy?

    Chciałbym tu przytoczyć jedną ze swoich wcześniejszych wypowiedzi: nie ma innego takiego kraju jak Polska i innej mniejszości narodowej jak polska – które mogłyby tak dobrze zrozumieć historię Litwy. Polska jest podstawowym partnerem i uczestnikiem historii Litwy. Jeżeli wykreślić Polskę, Polaków i polską mniejszość z historii Litwy, to… ta historia zmieni się nie do poznania, niczym w wykrzywionym zwierciadle.

    Jakie jest Pana zdanie na temat wpływu Polaków, polskiej mniejszości na uzyskanie przez Litwę niezależności w pierwszym dwudziestoleciu XX stulecia?

    Możemy mówić o podziale polskiej mniejszości, większa jej część odwróciła się wówczas od Litwy, poszła swoją drogą, tworząc Litwę Środkową, następnie przyłączając się do Polski. Część Polaków, ściślej mówiąc – polskojęzyczna litewska szlachta – wybrała inny kierunek, Litwę kowieńską. Jej działacze, których my dziś na Litwie znamy jako Tadas Ivanauskas (Tadeusz Iwanowski), Mykolas Romeris (Michał Römer), Stanislovas Narutavičius (Stanisław Narutowicz) byli polskojęzycznego pochodzenia, ze szlachty litewskiej.
    Poglądy polityczne nt. przyszłości Litwy mogły podzielić i dzieliły (!) całe rodziny. Tak na przykład – inny Romer, brat Michała odciął się od jego poglądów i opowiedział za podstawowym nurtem politycznym, czyli tymi, którzy woleli popierać politykę Warszawy. To samo powtórzyło się w rodzinie Tadasa Ivanauskasa, czyli Tadeusza Iwanowskiego, który jak już wspomniałem został litewskim politykiem i działaczem społecznym. Jerzy Iwanowski został ministrem MSZ Litwy Środkowej generała Lucjana Żeligowskiego, Stanisław Iwanowski również był ministrem Litwy Środkowej, a Wacław Iwanowski został działaczem społecznym na Białorusi, był nawet gubernatorem Mińsku (w czasach hitlerowskiej okupacji).

    Rozłam również miał miejsce w rodzinie szlachty żmudzkiej Narutowiczów. Stanislovas Narutavičius (Stanisław Narutowicz) był litewskim działaczem politycznym i członkiem Taryby, został sygnatariuszem Aktu Niepodległości Litwy, a Gabriel Narutowicz, jego brat, pierwszym prezydentem Rzeczypospolitej.
    Sytuacja powtórzyła się nawet w szlacheckiej, żmudzkiej rodzinie Biržišków, pochodzących z tych samych okolic, jak i Narutowiczowie. Mykolas Biržiška, słynny działacz Litwy kowieńskiej, tak samo jak Narutavičius, był sygnatariuszem Aktu Niepodległości. Warto zauważyć, że nawet, wg spisu z 1897, uważał siebie za Polaka (brat Vaclovas – za Litwina, a Viktoras – za Żmudzina).

    Mało znane są teksty z jego polemiki z narodowcami, tak z polskiej, jak i litewskiej strony. Bardzo ciekawe, że w 1920 roku, kiedy Wilno po wycofaniu się Armii Czerwonej (ale jeszcze przed Żeligowskim) było w rękach litewskich, Mykolas Biržiška nie chciał pozwolić na przyjazd do Wilna litewskiej biurokracji bez znajomości języka polskiego. Okazało się jednak, że taka propozycja była nie do przyjęcia dla wileńskich polskich nacjonalistów i dla Żeligowskiego. Mykolas został deportowany owym „słynnym” pociągiem z innymi litewskimi i białoruskimi działaczami do Kowna na początku lutego 1922 roku.
    Podsumowując – nie da się jednoznacznie stwierdzić, że polska mniejszość opowiedziała się murem za Warszawą, część Polaków współtworzyła tę Litwę, którą znamy i której stulecie niepodległości świętujemy w tym roku.

    Skoro Polacy współtworzyli Litwę, to skąd się pojawiło określenie „tutejsi”, które niektórzy dzisiejsi litewscy politycy i działacze społeczni często nadużywają w stosunku do przedstawicieli polskiej mniejszości na Litwie?

    Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że… „tutejsi” to nie są polskojęzyczni. W latach 1938/39 wykładowca uniwersytetu im. Stefana Batorego, Halina Turska, w swoim studium „O powstaniu polskich obszarów językowych na Wileńszczyźnie” zbadała i jasno określiła granicę, którą zamieszkują Polacy posługujący się polskim językiem. Jest to linia Suderwie, Niemenczyn, Bujwidze i dalej na Północ.
    Ludzie, którzy mieszkają na tych terenach, jak już wspomniałem, posługują się w miarę „czystą” polską mową i pochodzą ze szlachty „okolicznej”. Tymczasem na południe od tej linii – od Rukojń, do samych Solecznik i dalej aż do Lidy i Grodna, mieszkają ci, kogo znamy jako „tutejszych”. Bądźmy szczerzy, język jakim rozmawiają, nie jest polskim, jest to gwara białoruska. Ludność z tych terenów sama przyznaje, że rozmawiają „po prostu” czy „po prostemu”, w domu mogą rozmawiać „po prostemu”, w życiu publicznym już rozmawiają po polsku.

    Świadomość tego, że jest się Polakiem, jest powszechna wśród Polaków z Wilna i Solecznik. Podsumowując, „tutejsi” identyfikują się sami jako Polacy, mają świadomość, że są Polakami, ale mimo wszystko ich język nie jest polskim. Właśnie dlatego Litwini czasami im wytykają: „Jakimi wy jesteście Polakami, jeżeli nie rozmawiacie po polsku”. To stanowisko jednak nie jest prawidłowe, ponieważ moim zdaniem najważniejszym kryterium tożsamości nie są rzeczy obiektywne, a subiektywne – wszystko zależy od świadomości.

    Interpretacja tych czy innych wydarzeń, między innymi tych, o których z Panem rozmawiamy, potrafi poróżnić niejednego historyka z Litwy czy Polski. Dlaczego mimo wspólnej historii, dobrze znanej i opisanej – Polacy i Litwini ciągle nie potrafią dojść do zgody na temat wielu wydarzeń?

    Wydaje mi się, że tak było i będzie. Ludzie, którzy uważają, że są po różnych stronach barykady, zupełnie inaczej odbierają to samo zdarzenie. Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli gdzieś trwa czy miał miejsce jakiś konflikt zbrojny, nigdy nie ma jednej oceny. Co do faktów zanotowanych w kronikach – tu jeszcze można się zgodzić, jakoś dojść do porozumienia, ale wspólna ocena… już nie. Czy można oczekiwać, że Żmudzini będą pozytywnie oceniali umowę, na mocy której Witold Wielki zgodził się przekazać ich kraj Zakonowi Krzyżackiemu? Żmudzini mają pełne prawo powiedzieć np. że Witoldowi nie należy się pomnik, to samo ma miejsce i w polsko-litewskich stosunkach.
    W tych punktach historii, gdzie rozeszły się drogi Litwy i Polski, szczególnie w kwestii Wilna – opinie zawsze będą różne. Zresztą, jak one mogą być wspólne np. przy ocenie wydarzeń tragicznych w Gojcieniszkach i Dubinkach w 1944 roku? Oczywiście, być może opinie i oceny wydarzeń historycznych mogą znaleźć się z czasem na zbieżnych torach, szczególnie gdy teraz w Polsce jest wiele mądrych historyków, z którymi można dyskutować, starać się szukać porozumienia.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Giedroyc, zdaniem Bumblauskasa jest jednym z najsłynniejszych polskich myślicieli (litewskiego pochodzenia) Fot. archiwum

    Wpływy polskiej kultury Litwini bardzo często oceniają jako dominację czy nawet „imperializm kulturalny”. Nie polityczny, ale właśnie kultury. Te słowa pochodzą od najsłynniejszego polskiego (ale litewskiego pochodzenia!) myśliciela, Jerzego Giedroycia. Jest jak jest i nic z tym się nie da zrobić, zresztą dlatego są potrzebni historycy, aby rozładowywać napięcie, szukać porozumienia na historycznej płaszczyźnie. Najważniejsze, żeby opinie historyków nie stały się powodem do politycznego konfliktu.
    Wobec tego, kim są spadkobiercy spuścizny Wielkiego Księstwa Litewskiego, to: „tutejsi”, Litwini, Polacy czy Białorusini?

    Podstawowymi spadkobiercami spuścizny WKL są Litwini i Polacy. O tym można wywnioskować z formuły Unii Lubelskiej – tam stworzono Rzeczpospolitą Obojga Narodów – Polski i Litwy. Dużo mówiono też o niezrealizowanej idei Rzeczpospolitej Trojga Narodów, z Rusią polsko-litewską.

    Wydaje mi się, że spadkobiercami są wszyscy, o których wspomniałem powyżej. Szczególnie trzeba uwzględnić „tutejszych”. Wymieniłbym również przodków obecnych Białorusinów, którzy pierwsi w Wilnie stworzyli przedmieście, tak zwane „Civitas Rutenica” albo inaczej „Miasto Ruskie”. W pewnym stopniu do spadkobierców Wielkiego Księstwa Litewskiego można również zaliczyć przodków nie tylko Białorusinów, ale też i Ukraińców. „Civitas Rutenica” to było przedmieście, w którym mieszkali nie tylko przybysze z Połocka na Białorusi, ale również z dalekiego Wołynia na Ukrainie, z Łucka i Włodzimierza, których Witold oceniał jak swoją ojczyznę. Dodałbym również do nich – Żydów, czyli Litwaków, którzy stworzyli na Litwie historycznej swoją ojczyznę – Lite.

    Panie profesorze, skoro spuścizna Wielkiego Księstwa Litewskiego w znacznym stopniu, jak pan twierdzi, należy do Litwinów i Polaków, dlaczego w życiu społecznym tak niewiele o niej się mówi, a pomników dedykowanym postaciom czy wydarzeniom historycznym z tamtej epoki jest tak niewiele? Wydaje się wręcz, że czas WKL jest bardziej czczony na Białorusi niż na Litwie czy w Polsce.

    Być może dlatego, że i na Litwie, i w Polsce ciągle jest obecna tradycja selektywnego odbioru historii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wolą patrzeć na WKL nie jako na twór stały i ciągły w historii, ale na jakieś fragmenty z historii Księstwa, które zgadzają się z ich wizją świata, a fakty które przeczą ich koncepcji, są skrzętnie przemilczane.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Józef Mackiewicz Fot. archiwum

    O tym pisał utalentowany publicysta wileński Józef Mackiewicz, którego słowa trzeba zacytować: „Są trzy rodzaje patriotyzmu. Patriotyzm narodowy, patriotyzm doktryny i patriotyzm pejzażu. Narodowy interesuje się tylko ludźmi zamieszkującymi dany pejzaż, ale nie pejzażem. Doktrynalny ani ludźmi, ani pejzażem, tylko zaszczepieniem doktryny. Dopiero patriotyzm pejzażu obejmuje całość. Narodowi patrioci, na przykład, dla nich największe szczęście ludzkości, żeby jak najwięcej ludzi mówiło konieczne tym językiem, ale broń boże nie innym. Gdzie stała cerkiew, postawić koniecznie kościół. Czy włoski barok, czy bizantyjska kopuła i minaret i synagoga tak samo należą do pejzażu, jak jezioro, czy rzeka, czy rynek przy którym stoją”.

    Czy można coś jeszcze dodać? Chyba tylko to, że spadkobiercami Wielkiego Księstwa Litewskiego są ludzie, który patrzą na pejzaż szeroko pojętej Litwy, nie zapominając, że obok są Białoruś, Ukraina i Polska…

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Solecznicki Polak w litewskim wojsku: „W razie konieczności poprowadzę ludzi do walki”

    Witold Janczys: Na czym dokładnie skupia się twój kierunek studiów? Daniel Kumidor: Łączy obronę cywilną i wojskowość. Uczymy się tego, jak na przykład zorganizować obronę cywilną, jak pracować z cywilami. Uczymy się też dowodzenia plutonem, czyli oddziałem złożonym mniej więcej...

    Niemenczyńska Polka w litewskim wojsku: „Całym sercem z Ukrainą”

    W litewskim wojsku Katarzyna ma stopień starszego szeregowego, kieruje transporterem opancerzonym M-113 — pełni służbę w kompanii piechoty zmotoryzowanej w Centrum Szkolenia Bojowego im. gen. Adolfasa Ramanauskasa. Do wojska, jak sama opowiada, trafiła trochę przez przypadek, trochę przez miłość...

    Ukraiński żołnierz dla „Kuriera”: „Przyszli mordować nasze dzieci, kobiety i starców. Nie żałuję ich, jestem żołnierzem”

    Anton ma 28 lat, urodził się w Mukaczewie, w obwodzie zakarpackim na Ukrainie. Brał udział w wydarzeniach na Majdanie. Po tym, gdy w 2014 r. wspierani przez Rosję separatyści opanowali część miast w obwodach donieckim i ługańskim, zgłosił się...

    Jesteśmy źli na to piekło, które Rosja urządziła na Ukrainie

    „Kurier Wileński” rozmawia z Andriusem Tapinasem, litewskim dziennikarzem i działaczem społecznym, który ostatnio uruchomił społeczną zbiórkę na zakup dla walczącej z rosyjską napaścią Ukrainy nowoczesnego drona Bayraktar TB2. Skąd się u Pana pojawił pomysł zorganizowania społecznej zbiórki na dużego drona...