Więcej

    Żongołłowiczowa z Trockich – pisarka z Australii odwiedza Wilno

    Czytaj również...

    Mieszkająca w Australii Bogumiła Żongołłowicz na jubileusz 35-lecia debiutu poetyckiego przyjechała do Polski Fot. archiwum

    Bogumiła Żongołłowiczowa de domo Trocka – pisarka, poetka, dziennikarka, doktor nauk humanistycznych. Pochodzi ze Słupska. Od 1991 roku mieszka w Australii. W swoim domu w Melbourne posiada pokaźne archiwum – źródło dziejów Polonii australijskiej, która jest przedmiotem jej badań. Jest autorką kilku książek biograficznych i kilku zbiorów wierszy, redaktorem i edytorką publikacji polonijnych z antypodów.


    Melbourne i Wilno dzielą tysiące kilometrów. Co Panią sprowadza do miasta nad Wilią?

    Przyjechałam do Europy. Zaczęłam podróż od Polski i jubileuszu 35-lecia debiutu poetyckiego w prasie. Moje pierwsze wiersze ukazały się w „Kontaktach”, dodatku „Głosu Pomorza”, wydaniu z 28/29 maja 1983 roku. Jubileusz połączony był z promocją drugiego i trzeciego wydania mojego tomiku poezji „(Nie)śmiertelnie” – swego rodzaju eksperymentu literackiego – z komentarzami czytelników. W tym wypadku – dwóch z nich: Adama Kubackiego i Artura Cembika. Pierwszy to mój były uczeń – mam za sobą kilka lat pracy pedagogicznej – który znalazł mnie w Internecie, „wygooglał”, jak napisał. Z drugim połączyły mnie zainteresowania twórczością Andrzeja Chciuka, pisarza z Kresów, z Drohobycza, który po wojnie osiadł w Australii. Jego brat, Tadusz Chciuk-Celt, dziennikarz Rozgłośni Polskiej Radia Wola Europa, nazwał mnie „chciukologiem”. Poświęciłam Chciukowi trzy książki i doktoryzowałam się z jego twórczości.
    Wilno jest drugim etapem mojej podróży, w której towarzyszy mi mąż Jerzy. Zakończymy ją w Genewie, gdzie mieszka nasza starsza córka Anna z mężem i dziećmi. Szukaliśmy grobów Żongołłowiczów na Rossie i na cmentarzu Bernardyńskim. Wiedzieliśmy, że na Rossie jest pochowany wykładowca prawa kanonicznego na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, ks. Bronisław Żongołłowicz, który w latach 1930-36 sprawował urząd wiceministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego, także poseł na Sejm III kadencji w II RP. Grób ten znajduje się tuż za mauzoleum Matki i Serca Syna, po drugiej stronie ogrodzenia cmentarnego, w Alei Zasłużonych dla Nauki i Kultury Polskiej, Alei Głównej (Profesorów). Ciekawostką jest to, napis na płycie informuje, że ks. Żongołłowicz zmarł 31 listopada 1944 roku, a przecież listopad ma trzydzieści dni. Najwyraźniej ten, kto wykuwał datę śmierci w marmurze, postawił rzymską jedynkę zamiast przed dziesiątką, po dziesiątce i tak z września zrobił listopad.

    Na cmentarzu Bernardyńskim zachował się rodzinny grobowiec Żongołłowiczów

    Na cmentarzu Bernardyńskim w jednym grobowcu spoczywa aż czternaście osób z naszej rodziny, w tym dziadkowie i pradziadkowie męża. Mieliśmy fotografie pomnika z inskrypcjami, ale nie byliśmy pewni, czy przetrwał do naszych czasów. Spostrzegłam go zaraz po wejściu na cmentarz. A mój brat, Mieczysław Trocki, natrafił na bardzo stary grobowiec Trockich, być może naszych przodków.
    To dla nas bardzo ważna i bardzo sentymentalna podróż. To podróż nawet nie w poszukiwaniu, a z potrzeby „dotknięcia” tych grobów. Odszukaliśmy również dom na dawnej ulicy Zakretowej 4 – dzisiejszej Cziurlionisa – w którym mieszkali dziadkowie męża.

    Pochodzi Pani ze Słupska, ale związki ma kresowe.

    Rodzina ze strony matki – dość liczna – wyjechała do Polski w ramach repatriacji z Kamionki Małej na Ukrainie. Część osiadła we Wrocławskiem, a część trafiła na Pomorze. Rodzina ojca – jedynaka – ma związki z Wileńszczyzną. Moja siostra przejęła gospodarstwo po babci Trockiej (Kondzielewskiej) w Ogrodnikach, gdzie jest przejście graniczne pomiędzy Polską a Litwą. On sam urodził się w Czerwonym Krzyżu, miejscowości, którą podczas drugiej wojny światowej spacyfikowali Niemcy. Został ochrzczony w kościele w Wigrach, co ustaliłam dopiero pół roku temu. Mój brat opowiada żartem, jak to na zamek w Trokach chciał wejść bez biletu wstępu, bo zamek nasz. Kasjerka powiedziała, że za darmo nie może wejść, ale na dziecięcy bilet i owszem. To trochę anegdotyczne, ale mamy te wileńsko-lwowsko-kołomyjskie koneksje.

    Bogumiła Żongołłowicz podczas prezentacji drugiego i trzeciego wydania tomiku poezji „(Nie)śmiertelnie”

    Mieszka Pani w Australii od 1991 roku, gdzie zajmuje się badaniami powojennych losów Polaków w Australii. Jaka jest Polonia australijska?

    Kiedy weszliśmy do Domu Kultury Polskiej w Wilnie, byłam ogromnie zaskoczona. My nie mamy takich obiektów. Mieszkam w Melbourne, mieście dwukrotnie większym od całej Litwy, ale Domu Polskiego „Syrena”, jednego z prężniejszych w Australii, a do którego mam najbliżej, nie da się porównać z waszym. Polonia australijska nie przekracza obecnie 180 tysięcy, przy czym jej największe skupiska są w Melbourne i Sydney. Dzielą nas wielkie odległości. Jeżeli ma się sprawy do załatwienia, to się nie jeździ, a lata. Organizacje polskie są skupione w Radzie Naczelnej Polonii Australijskiej, której przewodniczy po raz pierwszy kobieta, Małgorzata Kwiatkowska. Zorganizowana Polonia powstała tak naprawdę dopiero po drugiej wojnie światowej. Wcześniej nie przekraczała 3 tysięcy osób polskiego pochodzenia. Australia w ramach programu „Populate or perish” przyjęła ponad milion emigrantów, w tym 60 tysięcy Polaków – moją grupę badawczą.

    Czy trudno było się odnaleźć w innym kraju, w innej rzeczywistości, zostawić stanowisko szefowej słupskiego oddziału „Gońca Pomorskiego”?

    Wyjechałam do Australii z powodów rodzinnych, ale musiałam znaleźć swoje miejsce. Jeden z dziennikarzy skomentował mój wyjazd słowami: „Kiedy w Polsce wybuchła demokracja, Bogumiła (a może Miłka) spakowała walizki i wyjechała na antypody”. I tak było. Przez szereg lat moje nazwisko nic nikomu nie mówiło. Obecnie specjalizuję się w polonijnej biografistyce. Biografia Andrzeja Chciuka to moja pierwsza emigracyjna publikacja. Ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego w Krakowie w 1999 roku. Jedną z książek poświęciłam Gwidonowi Boruckiemu, pierwszemu wykonawcy pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”, a jednocześnie pierwszemu mężowi Ireny Anders. Kontynuuję badania Lecha Paszkowskiego, który był największym badaczem Polonii australijskiej, autora monumentalnej pracy „Polacy w Australii i Oceanii w 1790-1940”. Roboczy tytuł mojej książki o Polonii australijskiej brzmi „Polacy w Australii po 1939 roku”. Rodzina Lecha Paszkowskiego również pochodzi z Wileńszczyzny. Kilka osób, o których zamierzam pisać, urodziło się w Wilnie, między innymi pilot, kapitan lotnictwa cywilnego Henryk Landsberg, spokrewniony z Vytautasem Landsbergisem.

    Jest też Pani autorką kilku tomików wierszy: „Śmierci nie moje”, „Śmierci mi bliskie”, „(Nie)śmiertelnie”…
    Mówią o mnie „poetka śmierci”, „Antygona z Melbourne”. Bohaterowie moich badań często przenikają do mojej poezji.

    Kolejne wydanie tomiku ukazało się z komentarzem Artura Cembika

    Wróci Pani jeszcze do Wilna?

    Ktoś mnie usłyszy w radiu, ktoś przeczyta w gazecie, ktoś doszuka się związku z moją rodziną lub ze mną, zechce coś dopowiedzieć lub czegoś się dowiedzieć i odezwie się. Wilno pozostawia w mojej pamięci piękne wspomnienie. Duża w tym zasługa przewodniczki Grażyny Hajdukiewicz, osoby o ogromnej wiedzy i takiej samej dyplomacji, gdy chodzi o historię stosunków polsko-litewskich.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

     

     

     

     

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Na forum rodziców i nauczycieli poruszono problemy polskiej oświaty

    Ostatnio najwięcej emocji wzbudza temat pośrednich egzaminów maturalnych w klasach 11 oraz wprowadzenie nauczania geografii, historii oraz lekcji obywatelstwa po litewsku już od pierwszego roku nauki tych przedmiotów w szkole. „Decydując się oddać dziecko do szkoły z polskim językiem nauczania,...

    Protest w Wilnie. „Nie chcemy zmiany modelu edukacji mniejszości narodowych”

    Uczestnicy akcji protestu podkreślali, że zależy im na zachowaniu istniejącego modelu szkół mniejszości narodowych oraz opowiadali się przeciwko próbom „reformowania” szkoły, mającymi asymilacyjny charakter. Pochód ruszył sprzed Sejmu RL w kierunku budynku rządu przy placu Vincasa Kudirki, po czym zatrzymał...

    Uczniowie składali egzamin pośredni z języka polskiego

    Wrażenia po egzaminie — Cieszę się z wyniku, bo udało mi się uzyskać maksymalną liczbę 40 punktów — mówi Małgorzata Cytacka, uczennica Gimnazjum im. Władysława Syrokomli w Wilnie. — Wydaje mi się, że tegoroczny egzamin pośredni był nieco trudniejszy niż...

    Zaglądając do prywatnych wnętrz Wilna

    Anna Pieszko: Pana trzytomowy album ukazał się w trzech językach: po litewsku, angielsku, ale też po polsku. Dlaczego zwraca się Pan w szczególności do polskiego czytelnika? Eugenijus Skerstonas: Nie sądzę, aby wybrane języki obce budziły zdziwienie, ponieważ obok ojczystego języka...