Więcej

    Upały dobre na… nowe podatki

    Parafrazując słynne, a stare jak świat, powiedzonko − Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi… o podatki* – można powiedzieć, że żyjemy w czasach czarnego humoru.
    Otóż ten piątek był ostatnim z 3 dni, kiedy społeczeństwo miało możliwość, a raczej sprint-szansę na zapoznanie się z 143 (!) stronami „Planu zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza”, przygotowanego – oczywiście − przez speców stosownego ministerstwa.
    Dobry wybrali czas – upały jak diabli, więc kto by tam chciał to badziewie urzędowe czytać, bo nie tylko 3 dni, ale i 3 nocy by nie wystarczyło. Plan ów, jak się okazuje, wcale nie jest badziewiem, ale będzie kolejną pętlą podatkową rządzących na szyję pospólstwa.
    A nowego przecież podatku wcale nie trzeba. Fachowcy od pieniądza zaznaczają, że przecież płacimy podatek akcyzowy. Płacimy nie tylko akcyzę i VAT, a też VAT, którym jest opodatkowany podatek akcyzowy. Podatek, który opodatkowuje podatek!
    Przykładowo, jeżeli na paliwo wydajemy 10 euro, to faktycznie tankujemy tylko za 4. Sześć euro wędruje dalej – 5 na akcyzę i 1 na VAT. A na tak rozreklamowane obecnie jako sukces − budowę, remont i utrzymanie stanu dróg ­− z tych podatków idzie zaledwie 2,50 euro. Bo unijnych pieniędzy ci u nas w bród? Stąd logiczny wniosek, że połowa akcyzy jest jak podatek „od powietrza”. To po kiego licha wprowadzać nowy?
    No i pije ta zgraja chłopów w zielonych pasiakach naszą krew, żeby chwalić się potem budżetowymi „rankingami”, nie przyrównując jak w tym dowcipie: „Halo. Czy to Centrum Krwiodawstwa? Nie, Inspekcja Podatkowa. A, to przepraszam, pomyłka… Nie szkodzi. Dużo się pan nie pomylił”.
    *Definicja podatku − przymusowa danina, dzięki której ubożsi o nią obywatele mogą radować się, że żyją w bogatszym państwie…