Obchodzimy dziś dzień szczególny – rocznicę opuszczenia Litwy przez sowiecką armię. Apologeci rosyjskiej okupacji lubią podkreślać, jak to moskale budowali tu fabryki i drogi, elektryfikowali wieś i kolektywizowali uniwersytety. Tak, jakby narody żyjące bez sowieckiego kamasza na gardle tego same robić nie potrafiły.
Trzeba wszak pamiętać, że armia rosyjska przyszła tu przez nikogo nieproszona, nieczekana i niechciana. Niosła choroby i nieszczęście, a nawet kochający ją literat napisał po latach, iż była „nazbyt skłonna do rabunku i gwałtów”. Wybijali szyby w oknach, kradli wszystko, co nie było zamknięte, o traktowaniu kobiet – przykro mówić.
Buszowanie sowieckich bandytów sprawiło, że przestały działać fabryki, które przetrwały wojnę. Całe miasta były bez prądu, bo maruderzy kradli na złom sprzęty z elektrowni. Przypadkowi ludzie ginęli w strzelaninach, wszczynanych przez pijanych żołdaków.
Szczęśliwie, to już historia, którą przypominamy z przykrością i niesmakiem, a także przestroga – jak nisko może upaść człowiek. Rosyjscy żołnierze wyjechali. I niech nigdy nie wracają.