Więcej

    Wojna, która kosztowała zbyt dużo

    Czytaj również...

    Prof. Jarosław Wołkonowski: Ta najokrutniejsza i największa wojna ludzkości kosztowała nas wszystkich bardzo dużo Fot. Marian Paluszkiewicz

    1 września mija 80 lat od wybuchu II wojny światowej. Dotychczas trudno jest oszacować dokładne straty ludzkie i materialne poniesione podczas tego największego w historii ludzkości konfliktu zbrojnego.

    Według szacunków powstałego w 1945 r. w Warszawie Biura Odszkodowań Wojennych wartość strat poniesionych przez Polskę podczas II wojny światowej to ok. 50 mld dolarów z 1939 r. Po przeliczeniu na obecną wartość byłoby to ok. 886 mld dolarów. W kwocie tej zawarto szacunki wysokości „zniszczeń kapitału rzeczowego”, „zabranej produkcji i usług w okresie okupacji”, a także m.in. „utraconą produkcję w okresie powojennym wskutek zniszczenia kapitału”, „utracone nadwyżki produkcyjne osób uśmierconych i dotkniętych kalectwem” oraz „utraconą produkcję wskutek obniżenia wydajności pracy ludzkiej i rentowności kapitału w okresie powojennym”. Straty te zostały wyliczone dla obszaru w granicach Polski z 1945 r., bez ziem północnych i zachodnich, zajmujących powierzchnię ok. 210 tys. km kw.

    Czas zrobić podsumowanie

    Również Litwa poniosła ogromne straty wojenne, które jednak, tak samo jak w przypadku Polski i innych krajów, można podać jedynie w przybliżeniu. Jedną z najbardziej skomplikowanych spraw jest oszacowanie strat materialnych na Wileńszczyźnie.
    – Żeby policzyć, ile straciliśmy, należy zacząć od tego, co wiemy, że mieliśmy. Zresztą to też nie jest łatwe. Dokładnych danych na temat Wileńszczyzny dziś nie mamy. Przed wojną Wilno było stolicą województwa wileńskiego. Ogółem terytorium zajmowało ponad 29 tys. km kw., składało się na niego: osiem powiatów (Brasław, Dzisna, Młodeczno, Oszmiana, Postawy, Święciany, Wilejka i powiat wileńsko-trocki), 15 miast (Dokszyce, Dzisna, Głębokie, Mołodeczno, Nowe Święciany, Nowa Wilejka, Oszmiana, Podbrodzie, Radiszkowice, Raków, Smorgonie, Święciany, Troki, Wilejka i Wilno) oraz 103 gminy. W całym województwie przed wojną mieszkało 1,275 mln osób, z czego ok. 60 proc. stanowili Polacy. Wilno było największym miastem, liczącym 195 tys. mieszkańców – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” dr hab. Jarosław Wołkonowski, profesor Wydziału Ekonomiczno-Informatycznego, wileńskiej filii Uniwersytetu w Białymstoku.
    W województwie wileńskim najbardziej rozwinięty był handel – znajdowało się tu 13,7 tys. przedsiębiorstw handlowych. Przede wszystkim były to sklepy, których dużo znajdowało się w Wilnie. Największym z nich był Dom Towarowo-Przemysłowy „Bracia Jabłkowscy” przy ul. Adama Mickiewicza, dzisiejszej al. Giedymina.

    Czempioni Wileńszczyzny

    – Oprócz sklepów było tu też wiele prywatnych przedsiębiorstw przemysłowych. Największe z nich to Towarzystwo Radiotechniczne „Elektrit”, które zajmowało się produkcją odbiorników radiowych, zasilaczy i podzespołów radiotechnicznych. Przedsiębiorstwo zatrudniało aż 1100 pracowników i nawet dziś trudno jest znaleźć pracodawcę oferującego zatrudnienie dla tak dużej liczby osób – mówi profesor.
    W okresie międzywojennym Elektrit mieścił się przy ul. gen. Szeptyckiego (dziś – ul. T. Szewczenki 16). Firma, którą założyli Samuel i Hirsz Chwolesowie oraz Nachman Lewin, stała się nowoczesną fabryką o powierzchni ponad 10 tys. mkw., z własną elektrownią, stolarnią, bogato wyposażonym działem mechanicznym i laboratoriami. Roczna produkcja odbiorników wynosiła 54 tys. sztuk, a jej wartość to 1,2 mln dolarów. Od 1937 r. Elektrit, jako jedyny polski producent, zaczął eksportować odbiorniki radiowe, m.in. do Indii, Afryki Południowej i na Bliski Wschód. Firma brała udział we wszystkich ważniejszych targach i wystawach międzynarodowych, zdobywając wyróżnienia i medale.
    – Drugim dużym przedsiębiorstwem była fabryka papieru i kartonu w Grzegorzewie, założona przez architekta i przemysłowca Grzegorza Kureca, od którego imienia właśnie pochodzi nazwa miejscowości. Zatrudniała sporo robotników, dlatego też zbudowano w tej miejscowości budynki mieszkalne, od których zaczęło się Grzegorzewo. Przedsiębiorstwo zabezpieczało swoją produkcją całą Wileńszczyznę – zaznacza prof. Jarosław Wołkonowski.
    Jak dodaje, ogółem w województwie wileńskim można było naliczyć 2400 mniejszych czy większych przedsiębiorstw. Na tych terenach rozwinięte było również rzemiosło – znajdowało się tu ok. 8 tys. warsztatów rzemieślniczych zajmujących się produkcją i naprawą wyrobów metalowych, drewnianych, skórzanych, włókienniczych i innych.
    – W okresie międzywojennym w województwie zbudowano bądź odbudowano siedem elektrowni: w Wilnie, Oszmianie, Święcianach, Głębokim, Smorgoniach, Brasławiu i Wilejce. Z tego, co wiemy, rocznie te elektrownie produkowały ok. 17 mln kWh energii, to na owe czasy było dość sporo – tłumaczy prof. Wołkonowski.
    Także rolnictwo w województwie wileńskim rozwijało się dynamicznie. W miastach mieszkało wówczas zaledwie 20 proc. ludności, pozostała żyła na wsi. Mieszkańcy wsi hodowali ogółem ok. 502 tys. krów, 203 tys. koni, 407 tys. wieprzy, a najwięcej, 580 tys., było owiec. Hodowla owiec była tak rozwinięta, bo z tych zwierząt można było pozyskiwać wełnę, mięso i skórę.
    Zakrojona na szeroką skalę była produkcja damskich skórzanych rękawiczek, które eksportowano nawet do Wielkiej Brytanii. Na polach natomiast królował len, z którego produkowano ubrania, chusty i serwety.

    CZYTAJ WIĘCEJ: 75 lat temu powstała Armia Krajowa

    Zniszczone, rozgrabione, znacjonalizowane

    – Wojna wszystko to zabrała. Wszystkie te siedem elektrowni zostało zniszczonych. Wycofując się z Wilna, Niemcy zniszczyli elektrownie, wysadzili w powietrze jedyne wówczas mosty – Zielony i Zwierzyniecki, zniszczyli dwa luksusowe hotele – Bristol i St. Georges, który zapisał się w historii jako najwytworniejszy hotel Wilna. W zasadzie większość wysokiej klasy budynków uległo albo bardzo poważnym uszkodzeniom, albo zostało całkowicie zniszczonych – wymienia badacz.
    Tuż po wybuchu wojny, w końcu września 1939 r. likwidacji uległ dom towarowy Jabłkowskich. Upadek czekał również firmę Elektrit. Po zajęciu Wilna w październiku 1939 r. Rosjanie pośpiesznie wywieźli cały sprzęt, materiały i pozostałych jeszcze pracowników do Mińska, gdzie uruchomili Zakłady Radiowe im. W. Mołotowa. Z wileńskiego zakładu wymontowano i wywieziono nawet drzwi obrotowe. W budynkach wileńskich założono zaś tajną fabrykę radiotechniczną Ministerstwa Przemysłu Lotniczego ZSRS.
    Fabryka w Grzegorzewie także została rozgrabiona przez Sowietów, ale zostały jakieś resztki i po wojnie udało się wznowić produkcję papieru.

    – Po wejściu Sowietów na te tereny wszystkie przedsiębiorstwa zostały znacjonalizowane, a wielu ich właścicieli po prostu zesłano na Wschód. Ludziom zabrano warsztaty rzemieślnicze i znacjonalizowano. To samo działo się w sektorze rolnictwa. By nie oddawać swojej krowy czy konia, ludzie je niekiedy zarzynali. Jeszcze trudniejsze czasy dla rolników nastąpiły wraz z przyjściem Niemców w 1941 r. Na rolników, którym udało się zachować część swoich ziem, nałożono tzw. kontyngenty. To znaczy, że gospodarstwa były zmuszone do comiesięcznego dostarczania niemieckim władzom określonego procentu swojej produkcji rolnej. Ludzie oddawali większą część tego, co wyhodowali, przez co sami musieli głodować. A jeśli ktoś odważył się nie płacić tej daniny czy ukrywał część plonów, mógł stracić życie – opowiada prof. Wołkonowski.
    Jak podkreśla nasz rozmówca, województwo wileńskie podczas wojny zostało zupełnie ogołocone. Trudno jest dokładnie oszacować wszystkie szkody, jakie zostały wyrządzone mieszkańcom i gospodarce.
    – Jakie były koszty budowy zniszczonych elektrowni i budynków? Jakie dochody przynosiły tysiące przedsiębiorstw i gospodarstw? Jakie były koszty ich zniszczenia? Na pewno szły w setki milionów. Trudno nawet w przybliżeniu ocenić wywózkę Elektritu. W wypadku strat w sektorze rolnictwa same ubytki z powodu utraty krów mogły sięgać ok. 50 mln zł, konie były dwa razy droższe, inne zwierzęta nieco tańsze. Ogółem rzecz biorąc, na zwierzętach domowych straty wyniosły ok. 140 mln zł. Dodając wszystko, na pewno doliczymy się miliarda złotych, ale tych przedwojennych. To znaczy, że w przeliczeniu na dzisiejszą wartość suma byłaby 20 razy większa – ok. 20 mld zł, czyli ok. 5 mld dolarów amerykańskich. Są to jednak wstępne wyliczenia, gdyż w tym skomplikowanym równaniu mamy zbyt wiele niewiadomych – tłumaczy naukowiec.

    Straty ludzkie są niewymierne

    Nie do oszacowania są straty ludzkie. Podczas wojny, w okresach okupacji niemieckiej i sowieckiej, zamordowano tysiące osób (w Ponarach, Święcianach, w więzieniu łukiskim i w innych miejscowościach), wywieziono do niemieckich obozów koncentracyjnych czy na prace przymusowe do Niemiec bądź do sowieckich łagrów.
    – Ludzkie straty są najbardziej bolesne, każda taka historia to tragedia. Niewymierną stratą dla całego społeczeństwa było m.in. zamknięcie Uniwersytetu Stefana Batorego, przez co utracono ogromny potencjał intelektualny. Cała profesura została zmuszona do ucieczki. Miejska inteligencja była drastycznie niszczona. Ile istnień uratowałby wybitny lekarz onkolog Kazimierz Pelczar, który został rozstrzelany w Ponarach? – zamyśla się nasz rozmówca.
    Do ucieczki z Wilna zostali zmuszeni wybitni profesorowie: historyk sztuki Marian Morelowski, historyk Stanisław Kościałkowski, historyk i teoretyk literatury polskiej Konrad Górski, fizyk, astronom Władysław Dziewulski. Więziony przez NKWD i deportowany w głąb ZSRS był historyk, politolog, działacz społeczny Władysław Wielhorski. Przez Sowietów zamordowany został historyk prawa Stefan Ehrenkreutz, ostatni rektor Uniwersytetu Stefana Batorego. Profesor skarbowości i statystyki Mieczysław Gutowski został rozstrzelany w Ponarach tak jak prof. Kazimierz Pelczar.
    – A to maleńka część tego, co zostało utracone. Straty wojenne możemy podliczać na różne sposoby, jednak nie da nam to dokładnych, jasnych i niezmiennych odpowiedzi. Jednak zawsze doprowadzi do wniosku, że ta najokrutniejsza i największa wojna ludzkości kosztowała nas wszystkich bardzo dużo – podsumowuje prof. Jarosław Wołkonowski.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 34(164); 31/08-0609/2019

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Krótka historia praktycznego orzechołoma

    Gdy słyszy się kombinację słów „dziadek do orzechów”, natychmiast nasuwają się skojarzenia ze wzruszającą baśnią E.T.A. Hoffmanna, z niezrównaną muzyką baletową Piotra Czajkowskiego i z Bożym Narodzeniem. Drewniany dziadek jest jednak znacznie starszy niż bajka o nim. Drewniany zgniatacz orzechów,...

    Wilno dostarczy rozrywki także tej zimy

    Bożonarodzeniowe imprezy, lodowisko, festiwale teatralne i filmowe, międzynarodowe targi książki – to tylko kilka powodów, by nawet zimą nie nudzić się w Wilnie. Wilno ubiera się właśnie w swoją najpiękniejszą szatę, by na ponad miesiąc zanurzyć swoich mieszkańców i gości...

    Umowa podpisana, ale strajk nauczycieli nadal realny

    2 grudnia, po strajku ostrzegawczym pedagogów, podpisana została zrewidowana umowa zespołowa pracowników oświaty i nauki. Dokument podpisał premier Saulius Skvernelis, minister oświaty, nauki i sportu Algirdas Monkevičius oraz liderzy czterech związków zawodowych ze sfery oświaty. Część oświatowców krytykuje jednak...

    Prosty krok, by śmieci zyskały nowe życie

    Konieczność segregacji odpadów nigdy wcześniej nie była tak ważna jak dziś. Śmieci każdy, lecz nie każdy odpowiedzialnie zarządza produkowanymi przez siebie odpadami. Warto więc sobie uświadomić, jak to robić właściwie. Nigdy wcześniej produkowanie i nabywanie rzeczy nie było tak łatwe...