Więcej

    Piłsudski i Żeligowski już nie są porównywani ze Stalinem i Hitlerem

    Czytaj również...

    Misja gen. Lucjana Żeligowskiego była swoistym projektem w szerszym planie zbudowania państwa federacyjnego, w którym Litwa miała odgrywać rolę młodszego brata. Na zdjęciu: uroczystości z okazji przyłączenia Wileńszczyzny do Polski 22 kwietnia 1922 r., siedzą m.in. marszałek Józef Piłsudski i gen. Lucjan Żeligowski Fot. archiwum

    Konflikt polsko-litewski o Wilno przestał być postrzegany przez litewskich historyków emocjonalnie – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” dyrektor Instytutu Historii Litwy Alvydas Nikžentaitis.

    *Czy ocena tzw. buntu gen. Lucjana Żeligowskiego w litewskiej historiografii zmieniła się w czasie, od kiedy Pan rozpoczynał karierę naukową?

    Częściowo tak. Gen. Żeligowski jest nieodłączną częścią problemu przynależności Wilna, bo pewne osoby w litewskiej świadomości stały się symbolami utraty miasta. Pamiętam dyskusje, jakie odbywały podczas podpisywania traktatu polsko-litewskiego. Wówczas różne komisje żądały przeprosin ze strony Polski za okupację. Dzisiaj na te sprawy patrzy się mniej emocjonalnie. Przed kilkoma laty w Wilnie odbyła się jubileuszowa konferencja poświęcona Józefowi Piłsudskiemu, która pokazała, że na tym czarnym obrazku pojawiły się jaśniejsze barwy. Być może to nie miało bezpośredniego wpływu na ocenę osoby Żeligowskiego, ale ocena Piłsudskiego stała się bardziej zrównoważona. I w przypadku historyków już nikt nie porównuje Piłsudskiego i Żeligowskiego do Hitlera, Stalina, Mołotowa czy Ribbentropa.

    *Chyba nie da się oceniać osoby Żeligowskiego bez związków z Piłsudskim, ponieważ był raczej narzędziem w rękach tego ostatniego.

    Tak. Z tym generalnie nikt nawet nie polemizuje. Żeligowski był swoistym projektem w szerszym planie zbudowania państwa federacyjnego, w którym Litwa miała odgrywać rolę młodszego brata. Poza tym w tym samym czasie doszło do innego zdarzenia, które w pewnym sensie sprowokowało tę akcję. Mówię o układzie sowiecko-litewskim z lipca 1920 r. Żeligowski w swojej odezwie do mieszkańców tzw. Litwy Środkowej akcentował przede wszystkim fakt, że nikt nie pytał rdzennych mieszkańców tych ziem, do kogo chcą należeć. Mówił, że działacze litewscy po prostu porozumieli się z Rosją bolszewicką, tym samym przesądzając los ziemi wileńskiej. Dlatego analizując akcję Żeligowskiego, nie możemy ignorować tych faktów. Po prostu strona polska działała, uwzględniając okoliczności, i te okoliczności chciała wykorzystać na swoją korzyść.

    *Część historyków twierdzi, że poprzez akcję gen. Lucjana Żeligowskiego Józef Piłsudski chciał odrodzić w jakiejś formie Wielkie Księstwo Litewskie. Jak bowiem sama nazwa wskazuje, jeśli jest Litwa Środkowa, to znaczy ma być jeszcze Litwa Zachodnia i Wschodnia…

    Sądzę, że koncepcja była mniej skomplikowana. Moim zdaniem Litwa Środkowa miała się stać przedmiotem negocjacji z Litwinami, dlatego nie była od razu inkorporowana w skład Polski. Strona polska myślała, że w ten sposób zmusi Litwę do negocjacji. Wiemy, że Piłsudski nie był żadnym nacjonalistą. Po prostu chciał stworzyć mocny sojusz państw znajdujących się między Rosją i Niemcami. Sojusz, który mógłby się im oprzeć. Nie widziałem żadnych dokumentów, które wskazywałyby na to, że Piłsudski miał konkretny plan dotyczący przyszłości Litwy. Sądzę, że czegoś takiego nie mogło być, ponieważ Piłsudski myślał raczej geopolitycznie.

    Alvydas Nikžentaitis jest historykiem specjalizującym się w tematyce Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz historii XX w. Od 2012 r. jest prezesem Forum Dialogu i Współpracy im. Jerzego Giedroycia. W 2019 r. został mianowany dyrektorem Instytutu Historii Litwy Fot. Marian Paluszkiewicz

    *Czy taka akcja, kiedy polscy żołnierze zbrojnie zajmują Wilno, faktycznie mogłaby spowodować, że Litwa rozpoczęłaby rozmowy z Polską?

    Raczej nie. W tamtym okresie w Wilnie Litwini stanowili absolutną mniejszość, ale w litewskiej świadomości narodowej miasto jawiło się jako pewne centrum kulturowe i duchowe. Wspólnota litewska w Wilnie nie była liczna, ale prężnie działała. Miała spore osiągnięcia, które wpłynęły na litewską świadomość. Dlatego Wilno – to jest myśl Tomasa Venclovy – stało się dla Litwinów czymś, czym dla Żydów była Jerozolima. Sądzę, że konflikt polsko-litewski o Wilno był zaprogramowany podczas kształtowania się współczesnych narodów. Musimy też zrozumieć stronę polską, bo dla niej Wilno nie było zwykłym miastem. Związki kulturowe i mentalne ówczesnych Polaków z Wilnem były czymś oczywistym. Tak więc na pytanie: „Która ze stron miała rację?”, nigdy nie znajdziemy odpowiedzi. Tak mi się wydaje. Obie strony w pewien sposób miały i nie miały racji. W tamtym czasie funkcjonowały dwa rodzaje rozwiązań sporów terytorialnych. Z jednej strony to był czynnik etniczny, czyli prawo narodu na samookreślenia. Z drugiej – to były argumenty historyczne. Na początku XX w. obie zasady były równowartościowe. Chociaż osobiście jestem sceptyczny, jeśli chodzi o statystykę etniczną z początku XX w. Jeśli będziemy uwzględniać tylko ją, to do początku lat 30. Kowno także pozostawało miastem polskojęzycznym. Dobrze to odzwierciedlają dzienniki Michała Römera, który pisał, że chociaż większość mieszkańców Wileńszczyzny opowiedziała się za Polską, to spora część tych osób nie miała do końca sprecyzowanej przynależności narodowej. Nie wiedzieli, czy byli Litwinami, Polakami, czy Białorusinami. Sądzę, że na tamtym etapie procesy tworzenia współczesnych narodów jeszcze się nie zakończyły. Dlatego jeszcze raz się powtórzę: wówczas obie strony miały i nie miały racji. Poza tym obie strony nie chciały iść na kompromis.

    CZYTAJ WIĘCEJ: Marszałek coraz bliższy Litwie?

    *A czy kompromis był wtedy możliwy?

    Teoretycznie tak, ale praktycznie nie. Jeśli weźmiemy te wszystkie plany Paula Hymansa, to na papierze wyglądały całkiem racjonalnie, ale nie uwzględniały rodzącego się nacjonalizmu. Nacjonalizm nie tolerował inaczej myślących i wszelkich tworów kompromisowych. Sądzę, że gdyby plan Hymansa został zrealizowany, to w dłuższej perspektywie nie zadowoliłby żadnej ze stron. Nie możemy wykluczyć, że po pewnym czasie Polska znów zaczęłaby się upominać o Wileńszczyznę, jak to zrobiły nazistowskie Niemcy w przypadku Kłajpedy.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 39(189); 05-11/10/2019

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Światowy Dzień Książki: lektura papierowa nadal jest wielką wartością

    Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich, który przypada na 23 kwietnia, jest obchodzony od 1995 r. Celem święta jest promocja czytelnictwa, edytorstwa oraz ochrona praw autorskich. — Czytelnictwo nie umarło i nie umrze. Książka papierowa nadal jest wartością. Podobnie,...

    Wielomiliardowa pomoc USA dla Ukrainy. „Na przełom na froncie jednak trzeba zaczekać”

    Amerykańska Izba Reprezentantów w minioną sobotę uchwaliła pakiet pomocy dla walczącej Ukrainy. „Kieruję się starą wojskową maksymą, że wolę wysyłać naboje na konflikt za granicą, niż naszych chłopców, naszych żołnierzy na front” — oświadczył po głosowaniu spiker Mike Johnson....

    Krok do przodu

    Kadencja obecnego Sejmu Republiki Litewskiej powoli zmierza ku końcowi. Za kilka miesięcy będziemy mieli wybory i (raczej) staniemy się świadkami uformowania nowej koalicji rządzącej. Za wcześnie – tym bardziej że przed sejmowymi czekają nas wybory prezydenta i do Parlamentu...

    O wyzwaniach dla edukacji cz.1

    Antoni Radczenko: Panie Profesorze, w ubiegłym roku został Pan odznaczony Honorową Odznaką Komisji Edukacji Narodowej przez Ministerstwo Oświaty, Nauki i Sportu RL. Nagroda nawiązuje do powstałego w 1773 r. pierwszego na świecie świeckiego i nowoczesnego ministerstwa oświaty. To oznacza,...