Więcej

    Anna Solidarność

    W 1978 r. współtworzyła Wolne Związki Zawodowe (WZZ), za co naraziła się władzy komunistycznej – zaczęła się stała esbecka inwigilacja, szykany (rewizje i zatrzymania). W sierpniu 1980 r. panią Anię Walentynowicz wyrzucono z pracy w Stoczni Gdańskiej. I to była ta iskra, zapłon obywatelskiej energii w całym kraju.

    Robotnicy w Gdańsku na znak protestu przeciw zwolnieniu przez dyrekcję Stoczni pani Ani podjęli brzemienny w skutki strajk. Sierpień’80 dał nam Solidarność – nie tylko jako ruch związkowy, lecz także jako wybuch obywatelskiego dążenia do wolności. Do likwidacji cenzury. Do sprawiedliwości społecznej. Bez tej pięknej postaci nie byłoby przemian w naszym kraju, zapewne dziś bylibyśmy w innej rzeczywistości, prawdopodobnie kontynuującej tzw. ład socjalistyczny. Bez Anny Walentynowicz nie byłoby Lecha Wałęsy jako przywódcy strajku, a później prezydenta III RP, który – jak się okazało – w pierwszej połowie lat 70. był tajnym współpracownikiem komunistycznych służb bezpieczeństwa. Panią Anię spotykałem przy różnych okazjach – na rocznicach, spotkaniach. Nieraz udawało się z nią porozmawiać i wejść w ciekawą dyskusję. Gdy otrzymała odszkodowanie za represje, które doznała od reżimu komunistycznego (akurat miała mieć operację stawu biodrowego i pieniądze „spadły z nieba”), Lech Wałęsa stwierdził z przekąsem, że takie odszkodowanie jej się nie należy.

    Trzeba pamiętać, że w okresie stanu wojennego była aresztowana i po wyroku parę miesięcy spędziła w więzieniu, doznała również uszczerbku na zdrowiu po próbie otrucia jej przez pracowników służby bezpieczeństwa. Zresztą wiele razy Wałęsa mówił bardzo nieładnie o pani Ani Walentynowicz. Miał wielkie kompleksy wobec niej, gdyż zawdzięczał tej osobie całą swoją popularność i przyszłą karierę, jaką zyskał po pamiętnych strajkach sierpniowych. Jakże cieszyliśmy się, gdy prezydent Lech Kaczyński w 2006 r. odznaczył panią Anię Orderem Orła Białego! Kto jak kto, ale pani Ania na najwyższe polskie odznaczenie zasłużyła wielokrotnie! A potem był ten ostatni lot do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. Pani Ania Walentynowicz wraz z prezydentem Lechem Kaczyńskim i przedstawicielami polskich elit politycznych i społecznych odbyli ową tragiczną podróż, by uczcić naszych poległych oficerów w Katyniu. To była i jest wielka trauma dla nas wszystkich. Przede wszystkim ogromna strata. Nie do naprawienia. Zachowajmy o nich pamięć na przyszłe pokolenia.


    Piotr Hlebowicz


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 14(40) 04-10/04/ 2020