Więcej

    Covid-19 a mniejszości narodowe w Europie

    Czytaj również...

    W czasie kwarantanny na brzegach Olzy po obu stronach polsko-czeskiej granicy kwitła korespondencja bannerowa. Zdarzyły się nawet oświadczyny! / FOT . SZYMON BRANDY S/„GŁOS”

    Pandemia nie tylko wywraca gospodarkę i sposób, w jaki pracujemy czy poruszamy się. W wielu regionach otwarte granice były rzeczą oczywistą – przebiegające często w poprzek ulicy jednego miasta bariery międzypaństwowe, niedostrzegalne w normalnych czasach, teraz znów stały się zmorą mieszkańców. Mniejszości narodowe zamieszkujące zazwyczaj regiony transgraniczne zostały przez pandemię dotknięte szczególnie boleśnie.

    Region transgraniczny według definicji unijnych to kraina jednolita geograficznie, kulturowo i demograficznie, podzielona granicą międzypaństwową pomiędzy dwoma lub więcej krajami; granica polityczna nie pokrywa się z naturalnymi granicami geograficznymi, jak rzeki czy góry.
    Przykładem regionu transgranicznego jest Wileńszczyzna – zamieszkiwana po obu stronach granicy przez Polaków, podzielona między Litwę a Białoruś. W związku z tym, że granica litewsko-białoruska jest też zewnętrzną granicą UE, trudno mówić w tym przypadku o intensywnych kontaktach transgranicznych, ale wewnątrz strefy Schengen takich regionów jest więcej.
    I chociaż w całej Europie w dobie pandemii zamarła działalność kulturalna czy oświatowa, w tym transgraniczna, ze względu na zakaz organizowania imprez masowych, regiony zamieszkane przez mniejszości narodowe borykają się także ze specyficznymi wyzwaniami.

    Cieszyn polski i czeski

    – Zamknięcie granicy na ponad dwa miesiące, ściśle kontrolowane przez stronę i czeską, i polską, odbiło się gospodarczo na transgranicznej stolicy regionu, gdzie początkowo dozwolony był tylko transport towarowy. Dopiero później rząd Czech zezwolił na przekraczanie granicy polskim pracownikom dużych czeskich fabryk, ale nie objęło to pracowników mniejszych firm – mówi Adam Krumnikl z „Głosu”, polskiej gazety na Zaolziu.
    Studenci, rozdzielone rodziny, właściciele nieruchomości – ich wszystkich dotknęło zamknięcie granicy. – Przykładem jest prezes Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, która jest obywatelką Czech, a utknęła w Polsce. Przez trzy miesiące kieruje największą polską organizacją w Czechach niejako z wygnania, nie mogąc przekroczyć granicy i przybyć do biura oddalonego zaledwie o dwa kilometry – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” Krumnikl.
    Zamknięcie granicy pozostawiło setki ludzi bez pracy, a graniczne miasto Cieszyn trafiło nawet na nagłówki krajowych wiadomości. Grupa młodzieży po polskiej stronie umieściła na brzegu Olzy, rzeki, wzdłuż której biegnie granica, plakat z napisem „Tęsknię za Tobą, Czechu!”, widoczny po drugiej stronie. Z kolei dzień później po czeskiej stronie pojawił się podobny plakat z napisem „I ja za Tobą, Polaku”.
    Mimo bolesnej historii na granicy wytyczonej w 1920 r. wejście Polski i Czech do strefy Schengen sprawiło, że region zaczął rozkwitać, powstały transgraniczne przedsiębiorstwa, a ludzie pracowali po różnych stronach granicy. Zostało to boleśnie przerwane przez pandemię. O gojeniu się historycznych ran zdaje się świadczyć też fakt, że ciągiem dalszym bannerowej korespondencji przez rzekę były… oświadczyny!

    „Tęsknię za Tobą, Czechu!” zawieszono po polskiej stronie Olzy. Dzień później po czeskiej stronie
    pojawił się plakat z napisem: „I ja za Tobą, Polaku”. / FOT . SZYMON BRANDY S/„GŁOS”

    Węgierskie bolączki

    Najwięcej w Europie Środkowej regionów transgranicznych jest prawdopodobnie zamieszkanych przez mniejszości węgierskie, którym granice poprzesuwał zawarty 4 czerwca 1920 r. traktat w Trianon. Zarówno jego zawarcie sto lat temu, jak i setną rocznicę w tym roku witało żałobne bicie w dzwony w całych Węgrzech.
    Na pograniczu węgiersko-rumuńskim szkoły i uniwersytety były zamknięte w związku z kwarantanną, ale obowiązywał mały ruch graniczny dla mieszkańców pogranicza, a także możliwość tranzytu przez Węgry dla obywateli Rumunii. Z tej możliwości skorzystało ponad milion obywateli Rumunii pracujących w Europie Zachodniej, którzy wrócili do domów. – Paradoksalnie poruszanie się wewnątrz Rumunii okazało się trudniejsze niż wjazd na Węgry – opowiada András Chirmiciu z węgierskiego dziennika „Nyugati Jelen” (Zachodnie Wiadomości), wydawanego w Arad w zachodniej Rumunii od 1990 r. Dziennikarz wyjaśnia, że wynika to z surowszych zasad izolacji w Rumunii, zakazujących poruszania się między miejscowościami bez poważnego powodu, podobnie jak było to we Włoszech.
    W Rumunii komunikaty na temat pandemii i warunków kwarantanny są publikowane głównie w języku rumuńskim. Mniejszość węgierska na informacje w języku ojczystym może liczyć jedynie z własnych mediów lub tych nadawanych z Węgier, przeważnie telewizji.
    Z kolei Słowacja, będąca jednym z pierwszych państw w UE, zaraz po Polsce, które zamknęły granice, zezwoliła na swobodne przekraczanie granicy z Węgrami osobom pracującym w odległości 30 km od niej. Z czasem wprowadzała kolejne wyjątki – dla studentów jadących na egzaminy i dla rodzin rozdzielonych granicą. W regionie było szczególnie dużo takich historii, opisywanych na bieżąco na łamach węgierskiego dziennika „Új Szó” (Nowe Słowo), wydawanego w Bratysławie.
    Przy przejściach granicznych postawiono namioty i kontenery w celu kontrolowania przekraczających granice, ale na początku czerwca zostały one rozmontowane. Od 5 czerwca wprowadzono możliwość pojechania na Węgry na czas do 48 godzin bez potrzeby bycia objętym izolacją.
    Najlepiej sytuacja zdaje się wyglądać na pograniczu węgiersko-serbskim – obydwa kraje ogłosiły sukces w walce z pandemią i wspólna granica została otwarta już 25 maja, a życie zaczęło wracać do przedpandemicznej normy. „Nie ma konieczności przedstawiania negatywnego testu na covid-19 ani izolacji po przekroczeniu granicy” – pisze Árpád Virág w wydawanym w Nowym Sadzie (Wojwodina) węgierskim dzienniku „Magyar Szó” (Węgierskie Słowo).
    I chociaż na razie działalność kulturalna ogranicza się do wydarzeń w przestrzeni wirtualnej, Madziarzy w Serbii są przekonani, że kwestią czasu jest powrót do imprez jak najbardziej fizycznych. „Magyar Szó” wyraża też radość z dobrze skoordynowanych między Budapesztem a Belgradem działań przeciwepidemicznych.

    Włochy dotknięte najmocniej

    Spośród krajów Unii Europejskiej to Włochy zostały najwcześniej – i najmocniej – doświadczone pandemią koronawirusa. Graniczący ze Słowenią i Austrią region Friuli-Wenecji Julijskiej zamieszkuje mniejszość słoweńska.
    Po 11 marca, kiedy miał miejsce skok zakażeń koronawirusem, władze Słowenii podjęły decyzję o zamknięciu granicy z Włochami. Jednak już od pierwszego dnia granicę mogli przekraczać pracownicy transgraniczni, zezwolenie to zostało szybko rozszerzone na osoby posiadające pola uprawne po drugiej stronie granicy oraz na uczniów uczęszczających do szkół po drugiej stronie, zwłaszcza po tym, jak Słowenia 18 maja ponownie otworzyła część placówek edukacyjnych, do których uczęszczają uczniowie z Włoch.
    Z kolei wychowankowie szkół włoskich z pójściem na lekcje zaczekają do września – Italia bowiem utrzymuje wciąż swoje placówki edukacyjne w zamknięciu. – Kłopot pojawił się w kwestii osób odwiedzających swoich bliskich po drugiej stronie granicy – zauważa Albert Voncina z „Primorskiego Dnevnika”, gazety słoweńskiej we Włoszech, wydawanej w Trieście. Początkowo nie było wiadomo, jaka instytucja ma wydawać na to zezwolenie, a ostatecznie i tak mieszkańcy Włoch nie mogą opuszczać swoich regionów, więc wyjazd do krewnych na Słowenię jest niemożliwy.
    W regionie Friuli-Wenecji Julijskiej zarówno władze krajowe, jak i lokalne pozostały nieczułe na problemy mniejszości narodowych, chociaż samorządy dużo uwagi poświęciły konsekwencjom gospodarczym, jakie wynikają z zamknięcia granicy. Na poziomie krajowym pozostało to jednak bez echa. Jak wynikało z badania przeprowadzonego przez „Primorski” w słoweńskiej Snežanie, cztery piąte klientów tamtejszych kawiarni i restauracji przybywało z Włoch.
    Chociaż język mniejszości słoweńskiej jest notorycznie ignorowany przez włoskie władze, to wspólnie kandydujące do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2025 Gorizia i Nova Gorica zorganizowały lekcje języków włoskiego i słoweńskiego online w ramach projektu „GO 2025 Nova Gorica – Gorizia”, a także dwujęzyczne wideokonferencje. Jednak łącząca miasta przestrzeń – plac Transalpejski/Targ Europa – został ponownie przedzielony starą-nową granicą.

    Gazety mniejszości na rodow ych w czasie kwarantanny są ważnym źródłem informacji.
    Na zdjęciu redakcja „Flensborg Avis”, dziennika mniejszości duńskiej w Niemczech. / FOT . TIM RIEDIGER/NORDPOOL

    Inaczej sytuacja językowa prezentuje się w Tyrolu Południowym u podnóża Alp, gdzie obok włoskiego status oficjalny mają też języki niemiecki i ladyński. Tutaj dokumenty wystawione w każdym z języków są równie ważne, zaś dzięki posiadanemu przez region statusowi autonomii (oraz niskim wskaźnikom zakażeń!) ludzie mogli zacząć przemieszczać się między sąsiednimi gminami, a nawet podróżować do sąsiedniego regionu Trydentu-Górnej Adygi wcześniej niż pozostali mieszkańcy Włoch. Wcześniej też otwarto ponownie lokale gastronomiczne. Region jednak czeka na połowę czerwca z niecierpliwością, gdyż wówczas ma się okazać, czy zostanie zniesiony zakaz podróżowania w Niemczech – podstawowym dostawcy turystów dla tego alpejskiego raju.
    Jak zauważa niemieckojęzyczny dziennik „Dolomiten”, pojawił się też spór kompetencyjny między władzami prowincji a Rzymem, który utrzymuje, że decyzje o łagodzeniu warunków kwarantanny, jako dotyczące zdrowia obywateli, leżą w gestii władz centralnych. Nie zgadzają się z tym politycy z Tyrolu Południowego, wskazując, że ograniczenia zostały wprowadzane dekretami z pominięciem głosowania w parlamencie, co można uznać za niekonstytucyjne.

    Innowacyjne pogranicze duńsko-niemieckie

    Jak zauważa niemieckojęzyczny dziennik „Der Nordschleswiger” w Danii, graniczny region Sønderjylland-Schleswig „jest traktowany jak dwa państwa, a nie jeden region”, co rodzi w dobie kryzysu epidemicznego czasem nieprzewidziane skutki. Z niektórymi radzi się w ciekawy sposób. Rolnicy posiadający uprawy po drugiej stronie granicy otrzymali kody do automatycznego otwierania bram na przejściach granicznych!
    Uproszczony tryb przekraczania granicy wprowadzono także dla posiadaczy nieruchomości, osób odwiedzających bliskich czy uczniów szkół – zwłaszcza cieszących się popularnością szkół duńskich w Niemczech. I chociaż region nie miał zbyt wielkich problemów z koronawirusem, a Niemcy były gotowe do zupełnego otwarcia granicy już w połowie maja, rządz Danii wolał dmuchać na zimne i czekał z poluzowaniem do czerwca.


    Materiał powstał w ramach współpracy gazet zrzeszonych w Europejskim Stowarzyszeniu Dzienników Mniejszości Narodowych i Etnicznych MIDAS. „Kurier Wileński” należy do MIDAS od 2006 r.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 24(68) 13-19/06/2020

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Gen. Andrzejczak dla „KW”: „Będziemy bezpieczni, jeśli wygramy z czasem. Mamy 2 lata”

    Generał uczestniczył w dniach 21—22 marca w konferencji w Wilnie nt. obronności. „Najważniejsze — to wykonać plany regionalne i wykonać je szybko. Na wojnie cudów nie ma. Jest ekonomika, twarda siła i silne przywództwo” — dodaje. I odpowiada na...

    Komunikatowy ból głowy

    Wielka sprawa, jaką się stał temat dymisji ministra obrony narodowej RL Arvydasa Anušauskasa, pokazała kondycję litewskiej przestrzeni informacyjnej. Cały dzień trwały spekulacje na temat dymisji Anušauskasa i wyboru potencjalnego jego następcy na stanowisku szefa resortu obrony, a zaczęło się...

    Koszt bezpieczeństwa narracyjnego

    Bezpieczeństwo jest rzeczą trudną do wycenienia. Ile kosztuje bycie bezpiecznym? To pytanie, na które można odpowiedzieć na różne sposoby. Z jednym z nich przychodzi nauka ekonomii – chodzi o obliczanie kosztów alternatywnych. O ile nie jest możliwa jednoznaczna odpowiedź,...

    „Tani” politycy drogo kosztują

    Po kolejnej akcji „uprzejrzystniania” wydatków polityków – tym razem posłów na Sejm Republiki Litewskiej – pojawiła się i kolejna fala oburzenia w kwestii sposobów, w jakie posłowie wydają pieniądze na działalność poselską. To, co napiszę, będzie niepopularne i niepopulistyczne...