Więcej

    Strach padł na Hollywood

    Na łamach magazynu „Foreign Affairs” ukazał się tekst Kala Raustiali poświęcony polityce zagranicznej w filmach hollywoodzkich. Autor zauważa, że dziś amerykańscy scenarzyści z „fabryki snów” mają coraz większe kłopoty, by spośród krajów rywalizujących z USA wybrać do produkcji czarne charaktery. Kiedyś nie było z tym problemów.

    Pierwszym filmem tego typu był „Dyktator” Charliego Chaplina z 1940 r., będący satyrą na Adolfa Hitlera. Reżysera zachęcał do pracy nad dziełem osobiście prezydent USA Franklin D. Roosevelt. Od czasu przystąpienia Amerykanów do II wojny światowej etatowymi wrogami w hollywoodzkiej kinematografii stali się Niemcy i Japończycy. Po rozpoczęciu zimnej wojny ich miejsce zajęli Sowieci, a wiele filmów mogło liczyć na wsparcie CIA i Departamentu Stanu, który zezwalał ekipom na dostęp do baz wojskowych, użyczanie sprzętu wojskowego czy konsultacje z ekspertami Pentagonu.

    Z tamtych czasów pochodzi pierwszy film animowany o charakterze politycznym, czyli ekranizacja „Folwarku zwierzęcego” Orwella z 1954 r. W pamięci widzów zapisał się zwłaszcza obraz „Polowanie na »Czerwony Październik«” z 1990 r. z niezapomnianą rolą Seana Connery’ego, grającego litewskiego dowódcę sowieckiej łodzi podwodnej kpt. Marka Ramiusa. Od lat 60. zaczęły się z kolei pojawiać filmy o wojnie w Wietnamie, przy czym ich wymowa była różna: jedne popierały zaangażowanie Amerykanów w Indochinach, inne (jak „Czas apokalipsy” Francisa Forda Coppoli czy „Pluton” Olivera Stone’a) były tego krytyką. Po 2001 r. i ataku na World Trade Center w roli czarnych charakterów zaczęli być obsadzani muzułmańscy fanatycy (najczęściej niereprezentujący jednak żadnego rządu, a raczej radykalny odłam islamu). Dziś z kolei producenci w Hollywood boją się wskazywać konkretnych wrogów Ameryki, mimo że Biały Dom wśród głównych przeciwników USA wymienia m.in. Chiny, Koreę Północną czy Rosję.

    Wytwórnie filmowe obawiają się jednak narazić władzom w Pekinie, ponieważ w ten sposób zamkną sobie drogę na olbrzymi i niezwykle dochodowy rynek chiński. Cenzurują więc wszelkie niekorzystne dla Chińczyków sceny. Obawiają się też narazić Kim Dzong Unowi, ponieważ północnokoreańscy hakerzy potrafią dokonać groźnych cyberataków (ich celem stała się np. firma Sony Pictures przed premierą filmu „The Interview” z 2014 r., w Polsce znanego jako „Wywiad ze Słońcem Narodu”, a na Litwie jako „Interviu su diktatoriumi”). Podobny strach panuje przed Moskwą. „Fabryka snów” została więc politycznie sparaliżowana.


    Grzegorz Górny


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 33(94) 15-21/08/2020