Więcej

    Oblicza opresji

    Bojownicy o sprawiedliwość społeczną prowadzą walkę, której nie da się porównać z niczym, co było kiedykolwiek udziałem ludzkości. Życie w jaskiniach, ogarniające całe kontynenty epidemie, wojny, tsunami i trzęsienia ziemi są niczym, z czym muszą się mierzyć te dzielne indywidua w najważniejszej walce spośród wszystkich walk, jakie toczyły się w historii naszego gatunku. Walce o równość.

    Równość rozumiana jest w tym przypadku jako zadośćuczynienie za historyczne krzywdy, które popełnić miał ktoś inny gdzieś indziej wobec kogoś, kto ich nie doznał, ale się poczuwa do przynależności do poszkodowanej grupy. Przykładowo, Czytelniczko lub Czytelniku, można zakładać, iż statystycznie ujmując, jesteś białym Europejczykiem (wszystkich Czytelników kochamy jednakowo niezależnie od miejsca w świecie). W związku z tym musisz czuć winę wobec czarnego Amerykanina i chcieć mu odpłacić się za wyrządzone krzywdy, bo 200 lat temu w USA istniało niewolnictwo. Uważasz, że niesłusznie, gdyż nie masz nic wspólnego ani z afrykańskimi handlarzami niewolników (a nie wszyscy byli biali!), ani z Holendrami, którzy ich transportowali, ani żaden z twoich przodków nie był w Ameryce i nie miał nigdy niewolników? Każdy wprawny bojownik o społeczną sprawiedliwość ci powie, że logika jest rasistowskim zabobonem i należy z niej zrezygnować jak najszybciej, gdyż uraża ona emocje osób w internecie.

    Nie tak rozumiesz równość? To znów – posługujesz się rasistowską definicją, bo chodzi nie o to, żeby nie było uciemiężenia, tylko żeby ciemiężeni też mogli kogoś pociemiężyć. Nie każdy jednak jest odpowiednio wykwalifikowany do mówienia o swoim cierpieniu. Oto milionerka Meghan Markle poszła do studia miliarderki Oprah Winfrey (prywatnie swojej sąsiadki), żeby opowiadać o byciu uciskaną przez rodzinę swojego męża, księcia Henryka. Podobno wcześniej taki wywiad nie był możliwy, gdyż Meghan i Harry byli do 2020 r. aktywnymi członkami rodziny królewskiej. Mieszkać w pałacu, mieć arystokratyczny tytuł, być gwiazdą telewizji i otrzymać milionowe honorarium za wywiad, w którym się publicznie przeczołguje rodzinę swojego męża akurat w czasie, gdy jego dziadek jest w ciężkim stanie w szpitalu – to jest miara bycia ofiarą ucisku, jakiego żaden z nas, a nawet nikt na całej Litwie, na pewno nie doznał. Do prawdziwego w tej sytuacji stwierdzenia, że pieniądze nie dają szczęścia, można dodać – że klasy również.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 11(30) 13-19/03/2021