Więcej

    Tego problemu nie zamilczymy

    Co czas jakiś pojawiają się dyżurne tematy, na które każda partia polityczna powinna się wypowiedzieć. Ideologiczny projekt związków partnerskich, auswajsy Armonaitė zwane przewrotnie paszportami możliwości, konwencje przemocowe i migracyjne, a czasami powraca też temat tego, czy lekarze, którzy studiowali na Litwie na koszt państwa, nie powinni tych studiów odpracować, zanim wyjadą pracować za granicę.

    I można by tu dyskutować, czy powinni odpracować, skoro na te bezpłatne studia już właśnie zapracowali wysokimi ocenami swojej nauki, czy to by nie oznaczało, że muszą podwójnie pracować za jedną korzyść, ale to tym razem można pominąć. Skupmy się na tym, co pomijają partie polityczne.

    Gdy parlament pracuje nad aktami prawnymi, analizuje się je pod kątem zgodności z prawem unijnym, wpływu na klimat i innych czynników. W dyskusjach nad budżetem mówi się o takich czy innych priorytetach. Partie mają swoje programy. Jest jednak temat, który zdaje się być niczym nagi król, któremu się wszyscy krępują zwrócić na ów fakt uwagę. Demografia. Nie da się ukryć – wskaźniki demograficzne są u nas fatalne.

    Nie tylko bezpośrednio przyrost naturalny, lecz także mające na niego wpływ zjawiska, jak stosunek rozwodów do zawieranych małżeństw, procent dzieci dorastających w niepełnych rodzinach, procent ludzi żyjących w biedzie, dostęp do opieki medycznej, dostęp do pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, geograficznie równomierny dostęp do rynku pracy. I to wszystko w kontekście faktu, że państwo systematycznie obkurcza dostęp do swoich usług dla obywateli, którzy nie mieszkają w największych miastach. Krótkowzrocznie – bo obkurczanie (tak to trzeba nazywać, a nie „optymalizacją”) usług skutkuje kurczeniem się demograficznym, a to napędza dalsze kurczenie. Aż do punktu, w którym nie zostanie czego kurczyć.

    Jest jednak temat, który zdaje się być niczym nagi król, któremu się wszyscy krępują zwrócić na ów fakt uwagę. Demografia.

    Najczęściej podnoszonym problemem, wynikającym z kurczącej się demografii, jest stabilność systemu emerytalnego i rosnące koszty zapewniania opieki medycznej w starzejącym się społeczeństwie. Ale przecież to także kwestie bezpieczeństwa, spójności kulturalnej narodu, kohezji społecznej i trwałości instytucji w ogóle. Kto (i gdzie?) będzie uczył coraz mniej liczne dzieci w coraz mniej licznych szkołach, jak już nauczyciele ulegną wiekowi? Kto będzie kształcił nowych nauczycieli? Lekarzy? Polityków?


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 44(127) 30/10/2021