Więcej

    Elżbieta Dzikowska: Z życia czerpię, ile się tylko da

    Czytaj również...

    Elżbieta Dzikowska to znana polska podróżniczka i dziennikarka, historyk sztuki, sinolożka, reżyserka i operatorka filmów dokumentalnych. Autorka wielu książek, w których opisuje swoje podróże do najbardziej niezwykłych miejsc świata.

    Elżbieta Dzikowska
    | Fot. wilipedia

    Wspólnie ze swoim partnerem, Tonym Halikiem, tworzyli popularny przez ćwierć wieku program TVP „Pieprz i wanilia”. To bodaj do dziś najdłużej utrzymujący się na antenie dokumentalny serial Telewizji Polskiej. Jego fenomen polegał na tym, że pojawił się w czasach, gdy nie można było swobodnie podróżować. Reglamentacja paszportów i ograniczenia w swobodnym poruszaniu się po świecie dotykające obywateli PRL jeszcze wzmacniały siłę programu, który był dla polskich widzów swoistym „oknem na świat”.

    Prowadząca go para to odkrywcy. Byli pierwszymi Polakami, którzy w 1976 r. dotarli do ruin zaginionego miasta Vilcabamba (obecnie Peru), ostatniej stolicy Inków. Odbyli wspólne podróże do prawie wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej i Europy, 27 stanów USA, a także do: Chin, Australii, Nowej Zelandii, Tajlandii, Indii, Sri Lanki, Rosji, na Tahiti, Hawaje, Galapagos, na Wyspę Wielkanocną, do Kenii, Tanzanii, Maroka, Libii czy Egiptu… – trudno wymienić wszystkie zakątki, gdzie stanęła ich stopa.

    Tony Halik, partner życiowy podróżniczki (nigdy się nie pobrali, gdyż on pozostawał w formalnym związku z Pierrette Andrée Courtin, która mieszkała w Meksyku; zmarła w 2010 r.), nie żyje już od 23 lat, a ona sama wciąż fascynuje osobowością. Moim wielkim marzeniem było zobaczyć ją i posłuchać na żywo, co udało mi się zrealizować w tym roku – byłam uczestniczką spotkania z nią podczas Pol’and’Rock Festivalu w Płotach (woj. zachodniopomorskie), 30 lipca.

    Czytaj więcej: Klawesyn i podróże: pasje, które mogą współgrać

    Zawsze pomiędzy, zawsze w ruchu

    Elżbieta Dzikowska jest niezwykłą osobą – żywotną, wszechstronną, mającą wiele pasji, podchodzącą do siebie z dużym dystansem oraz poczuciem humoru. Pierwsze moje wrażenie – trudno uwierzyć, że mam przed sobą 84-latkę! Gdy ukazała się na scenie, przez publiczność przeszedł szept niedowierzania… Otóż stanęła przed nami pani przyozdobiona egzotyczną biżuterią, niezwykle energiczna, elegancka, z temperamentem i humorem, zarażająca śmiechem. I moje przypuszczenie, że będzie ciekawie, spełniło się.

    Pani Dzikowska zaczęła: „Urodziłam się w Międzyrzecu Podlaskim, w gminie Supraśl na Podlasiu, nad rzeką Krzną, która niegdyś dzieliła Królestwo od Księstwa Litewskiego – i ja się urodziłam chyba po stronie litewskiej, dlatego jestem taka słodka i mam delikatny charakter. Chociaż wiele osób, jak choćby autor mojej biografii, Roman Warszewski, i wiele innych, tak nie uważają”.

    Już nazwa wsi, z której pochodzę, Międzyrzec, wskazała, że moje życie będzie zawsze gdzieś pomiędzy – kontynuowała. – Między Polską a Peru, między Peru a Meksykiem, między Papuą a Nową Gwineą”. (Zresztą później z Tonym Halikiem zamieszkali też „między” – w Międzylesiu koło Warszawy).

    Ojciec Elżbiety był nauczycielem w wiosce, do której uciekli z rodziną, aby przetrwać wojnę. Był też łącznikiem Armii Krajowej. Został aresztowany przez Niemców i osadzony na zamku w Lublinie. Został zastrzelony podczas próby ucieczki w 1944 r. Ojcu się nie udało, ale to dzięki niemu Elżbieta bardzo wcześnie zaczęła edukację. W wieku pięciu lat znała litery, umiała już pisać, trzecią i czwartą klasę zrobiła w rok, a na studia poszła w wieku 16 lat, chłonna wiedzy i poznawania świata.

    Ale wcześniej, w 1952 r., jeszcze jako 15-letnia dziewczyna działająca w Związku Ewolucjonistów Wolności, wraz z kolegami za działalność konspiracyjną (zmierzającą do obalenia ustroju komunistycznego!) została osadzona w słynącym z ciężkich warunków więzieniu w Lublinie. Pół roku spędziła w lubelskim zamku, gdzie wcześniej Niemcy zamordowali jej ojca…

    O TONYM HALIKU: To był niezwykły związek, bo on był niezwykły. Pracowity, perfekcyjny, a jednocześnie z ogromną fantazją
    | Fot. wikipedia

    Związek z niezwykłym człowiekiem

    O ziemi swego dzieciństwa i młodości dziennikarka mówi z sentymentem i rozrzewnieniem. Bardzo szybko wyruszyła w świat. Pierwszą podróż odbyła pod koniec studiów – na czwartym roku poleciała do Chin. Wiele późniejszych podróży odbyła ze swoim przyszłym partnerem życiowym Tonym Halikiem.

    Jak mówiła, ich pierwsze spotkanie było krótkie. Pierwszy raz zobaczyła go na ekranie małego czarno-białego telewizora „Wisła”, który stał na podłodze jej skromnego mieszkania, a on opowiadał o skoczkach z Acapulco. „Pomyślałam wtedy: »Jaki śmieszny facet«, i wyłączyłam go. Nie przyszło mi do głowy wówczas, że spędzę z nim 25 lat, najpiękniejszych lat mojego życia!”.

    Tony Halik – Polak z argentyńskim paszportem i amerykańską legitymacją korespondenta NBC – był wielkim podróżnikiem i doskonałym gawędziarzem. Znał wszystkich, filmował wszystkich, wszyscy chcieli z nim rozmawiać: królowa Elżbieta, Fidel Castro, Richard Nixon, Evita Perón… Tony Halik to marka sama w sobie, to człowiek, który wykreował swoją legendę.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dzikowska osobiście poznała Halika w Meksyku, gdzie w 1975 r. pomieszkiwał. „Klub sześciu kontynentów”, program w TVP, przy którym pracowała, delegował ją, aby zrobiła wywiad ze znanym wówczas podróżnikiem i dziennikarzem pracującym dla amerykańskiej telewizji. I tak się zaczęła ich wielka miłość i przyjaźń zbudowana na fascynacji i wspólnych zainteresowaniach.

    „To był niezwykły związek, bo on był niezwykły. Pracowity, perfekcyjny, a jednocześnie z ogromną fantazją. Wspaniale się nam razem pracowało, świetnie się uzupełnialiśmy. Tony zajmował się filmowaniem, ja montowałam i pisałam komentarze. (…) Spotkania z widzami były dla nas świętem. Staraliśmy się nawiązać intymny kontakt, sprawić, by każdy czuł się zaproszony na wspólną wyprawę do najdalszego zakątka świata”.

    W Meksyku Elżbieta oczarowała Tony’ego. Nie była tylko redaktorką przeprowadzającą wywiad, ale znającą kawałek świata kobietą. Zobaczył w niej podróżniczkę. Zanim bowiem poznała Tony’ego, sama już dużo podróżowała. Całkiem dobrze poznała Amerykę Południową i Środkową. Pracowała też w redakcji miesięcznika „Kontynenty” i często jeździła po świecie.

    Czytaj więcej: Podróż w czasie na wileńskie plaże. Jak wyglądały 100 lat temu?

    Wspólnie ze swoim partnerem, Tony Halikiem, tworzyli popularny przez ćwierć wieku program TVP „Pieprz i wanilia”
    | Fot. wikipedia

    Bezpieczni wśród tubylców

    Podróżniczka zachowała mnóstwo wspomnień o niesamowitych spotkaniach z ludźmi. Wspominała Etiopię podczas wyprawy na południe tego kraju, które różni się znacząco od północy. Na północy dominuje Etiopski Kościół Ortodoksyjny, na południu – wierzenia ludowe, a plemiona żyją w starych kulturach przodków. Gdy odwiedziła plemię Mursi, które zamieszkuje niedostępny obszar pomiędzy rzekami Mago i Omo, towarzyszyli jej etiopscy policjanci, gdyż Mursi znani są z agresywnej reputacji. Nie było wówczas jednak takiej potrzeby, ona umiała zjednywać sobie przychylność ludów plemiennych. Zrobiła tam dużo zdjęć, szczególnie kobiet, gdyż one są wyjątkowo ciekawe.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    „Mursi są wysocy i szczupli. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety golą głowy na krótko i wycinają na włosach wzory. Kobiety Mursi słyną z glinianych talerzyków umieszczonych w dolnej wardze. Gdy dziewczynka ma 11 lat, wybijane jej są dolne zęby, aby tek krążek się lepiej trzymał. Gdy ma 14 lat, nacina się jej dolną wargę. Na brzuchu mają wytatuowany symbol klanu, z którego pochodzą, na ramieniu zaś identyczny z symbolem wypalanym krowom należącym do męża. Wszystko to dla urody i podniesienia atrakcyjności kobiety. Panowie to głównie pasterze wypasujący krowy, ale nie dlatego, żeby zapewnić domowi mięso, tylko dlatego, aby kupić żonę. Żona kosztuje od czterech do sześciu krów. Mursowie są długowieczni, chociaż odżywiają się dość skromnie, ale powietrze i jedzenie są tam bardzo zdrowe. I ludzie są bardzo pogodni wobec siebie” – opowiadała w lipcu br. z wielką pasją, wspominając tę wyprawę.

    Po związaniu się z Tonym Halikiem podróżowali razem. Czuła się wtedy bezpieczna. Tony wzbudzał zaufanie, ona czarowała uśmiechem i bezpośredniością. Zawsze po przyjeździe do jakiegoś odległego i „dziwnego” w swych tradycjach i kulturze miejsca zapoznawali się z „władzą” osady czy plemienia, darując drobne prezenciki i prosząc o możliwość filmowania czy robienia zdjęć. Właściwie nie zdarzały się odmowy. A przez ludność byli mile przyjmowani i goszczeni. Jak mówi Elżbieta Dzikowska: „Uśmiech otwiera drzwi serca”.

    Dziś trudno w to uwierzyć, ale swoje marzenia realizowali w większości za własne pieniądze. I trudno też uwierzyć w to, że jeden z najpopularniejszych polskich programów telewizyjnych nagrywany był nie w profesjonalnym studio przy Woronicza, ale w piwnicy ich domu w podwarszawskim Międzylesiu.

    Po związaniu się z Tonym Halikiem podróżowali razem. Czuła się wtedy bezpieczna. Tony wzbudzał zaufanie, ona czarowała uśmiechem i bezpośredniością
    | Fot. wikipedia

    Spełnienie marzeń

    Elżbieta Dzikowska zapewnia, że warto było pracować i podróżować. Podróżowali samolotem, gdy trzeba było pokonywać większe przestrzenie, samochodem, który głównie prowadził Tony, czy nawet łódką żaglową, ich „Halikówką”. No i konno albo mułem, kiedy nie było innego sposobu.

    Wielką miłością Elżbiety Dzikowskiej jest Peru. Tam, wspinając się po górach, pierwszy raz zachorowała na soroche (to peruwiańska nazwa choroby wysokościowej). W Peru była 13 razy, a w Cuzco, mieście położonym w południowej części Peru na wysokości 3326 m n.p.m. – 10 razy. Aż pewnego razu podczas spinaczki odczuła brak dotlenienia i znalazła się w szpitalu.

    Jednak nie zniechęciło to podróżniczki i nadal uskuteczniała wspinaczkę, ale już z butlą tlenową. Bo jej celem było wspiąć się jeszcze wyżej, na wysokość ponad 4800 m n.p.m., aby postawić tam pomnik wielkiego Polaka i budowniczego kolei transandyjskiej, Ernesta Malinowskiego (on to z pustynnego wybrzeża Pacyfiku, na którym położona jest Lima, do śniegów w Andach na wysokości 4818 m n.p.m. zbudował kolej – cud inżynierii XIX w.).

    Jak do tego doszło? W maju 1996 r. autokar z uczestnikami wyprawy podążającej śladami polskich odkrywców w Peru jechał szosą wzdłuż rdzewiejącej kolei transandyjskiej, mijając opuszczone, niegdyś eleganckie stacje. Na przełęczy Ticlio nadaremnie szukali śladu twórcy ówczesnego cudu techniki. Wtedy Elżbieta Dzikowska, poruszona niepamięcią, wykrzyknęła: „Tu powinien stanąć pomnik Ernesta Malinowskiego!”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dzięki upartym staraniom Dzikowskiej, Stowarzyszenia Techników Komunikacji, rządu Peru i wielu ludzi w lipcu 1999 r., w 100. rocznicę śmierci polskiego inżyniera, na Ticlio, na wysokości ponad 4800 m n.p.m. w peruwiańskich Andach, stanął pomnik zaprojektowany przez polskiego rzeźbiarza Gustawa Zemłę, wykonany z 70 ton granitu ze Strzegomia. Widnieje na nim napis wykuty w językach polskim i hiszpańskim: „Ernest Malinowski, 1818–1899. Inżynier polski, patriota peruwiański, bohater obrony Callao 1866, budowniczy Centralnej Kolei Transandyjskiej”.

    Pozostanie muzeum

    Elżbieta Dzikowska zabiega też o to, aby przetrwała pamięć o jej partnerze. W 1999 r. przekazała mieszkańcom Torunia dar – ponad 800 eksponatów różnych kultur pozaeuropejskich. I to był impuls do powstania Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika przy ul. Franciszkańskiej. Dlaczego w Toruniu? Bo tu 24 stycznia 1921 r. przyszedł na świat Tony Halik. W tym roku minęła 100. Rocznica jego urodzin i z tej okazji powstała specjalna wystawa „Tu byłem” poświęcona wielkiemu podróżnikowi.

    Zbiory muzealne są ciągle powiększane przez Elżbietę Dzikowską, która nie ustaje w podróżach. Jak sama mówi, ma jeszcze braki, gdyż nie była w Albanii, Danii i na Grenlandii. To kobieta jedyna w swoim rodzaju. Kolorowa i promienna. Mimo wieku ma wciąż niesamowity apetyt na życie i nieustającą chęć poznawania świata. Napisała wiele książek ze swoich egzotycznych podróży, a także tych po Polsce. Wydała wiele publikacji, organizowała mnóstwo wystaw. Otrzymała wiele odznaczeń i wyróżnień. W 2019 r. ukazała się biografia Elżbiety Dzikowskiej pt. „Dzikowska. Pierwsza biografia legendarnej podróżniczki”, autorstwa Romana Warszewskiego.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 49(141)04-10/12/2021

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    W Indiach można wieść spokojne życie. Polka obala stereotypy o tym kraju

    Brenda Mazur: Z pewnością wielu ludzi się zastanawia, jak trafiłaś do Indii. Aleksandra Zalewska: Pierwszy raz przyjechałam do Indii jako pilot wycieczki, a potem wróciłam prywatnie, na dłużej... I rozkochałaś się w tym kraju. Bo to musiała być chyba miłość… Nie, to...

    Emerycie — „wyskocz z kapci” i znajdź sposób na zdrowie!

    Bywa też inaczej, bo niektórzy dziadkowie na pełny etat są wciągnięci w pomoc dzieciom i cieszy ich kontakt z wnukami. Gdy tylko wnuki podrosną, rola dziadków się zmniejsza. Jednym słowem, większość seniorów tym wolnym emeryckim czasem nie jest zachwycona. Czują...

    Wielki odkrywca dźwięków. Wspomnienie o kompozytorze Krzysztofie Pendereckim

    Zmarł 29 marca 2020 r. w Krakowie. Tego dnia w w wielu miejscach Polski zapanowała atmosfera przygnębienia i ogólnej ciszy…  Pandemia covid-19 zamknęła nas w domach i własnych światach. Nie było więc wielkiej ceremonii pogrzebowej, nie żegnały go tłumy, niemożliwy...

    O Irlandii, zielonej wyspie, i jej sławnym patronie św. Patryku

    Z trójlistną koniczynką związany jest też patron zielonej krainy – św. Patryk. Według legendy bp Patryk wytłumaczył na jej przykładzie istotę Trójcy Świętej – roślina z jedną łodygą i trzema listkami. W kolorze zielonym jest też ubranko irlandzkiego skrzata...