Więcej

    Żywot awanturniczy

    Franciszek Karpiński był naszym poetą, dramatopisarzem i pamiętnikarzem schyłku Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Znamy go przede wszystkim z utworów religijnych, zawartych w tomie „Pieśni nabożne”: „Kiedy ranne wstają zorze”, „Wszystkie nasze dzienne sprawy”, „Nie zna śmierci pan żywota”, „Bracia, patrzcie jeno” czy „Bóg się rodzi – moc truchleje”.

    Był również tłumaczem psalmów, autorem poezji patriotycznej i sielankowej, pasjonatem kultury ludowej. Mimo pełnienia ważnych funkcji społecznych i politycznych wiódł Franciszek Karpiński żywot awanturniczy – w ciągłym ruchu, podróży, nie mógł zatrzymać się dłużej w jednym miejscu. Jeżdżąc z bardem Pawłem Piekarczykiem przy okazji jego koncertów, miałem okazję pewnego wglądu w takie życie. Od turystyki różni się tym, że przemierza się tysiące kilometrów na własną rękę, bez grup i przewodników, ale też bez możliwości zwiedzania wszelkiej maści atrakcji – wszak takim wyjazdom przyświecają zupełnie inne cele, zaś bezlitosny harmonogram trasy nie pozostawia możliwości na turystyczne odskocznie.

    Ale gdzie coś się traci, indziej zyskuje: przemierzanie dużych połaci w krótkim czasie pozwala na obserwowanie na bieżąco, jak i czym żyją ludzie w różnych miejscach, porównywania ich warunków i wpływu na charakter. Studium porównawcze nad realiami pozwala też na bieżąco myśleć, co można polepszyć i we własnym bycie, jak uczynić swoje otoczenie jeszcze lepszym.

    Pod tym względem rzeczywiście powiedzieć to trzeba – podróże kształcą. Funkcjonowanie w trasie, pokonywanej samochodem, daje też rzecz prawie już niespotykaną: wgląd w samego siebie. Bez szumu miasta, wyrwawszy się z sideł roju powiadomień, brzęczących nieustająco zadaniem natychmiastowej reakcji, można się jeszcze poczuć wolnym człowiekiem. Zaś trafiwszy na drodze w miejsca błogosławione brakiem zasięgu telefonicznego, siłą rzeczy nie ma wyboru – jedyny człowiek w zasięgu to ten żywy, a nie w internecie. Jedyna wiedza to ta, którą się już posiada, jedyne historie to te własne, jedyne dowcipy – to też już zapamiętane. Oderwanie od światowej infosfery potrafi być bardziej wyzwalające niż posiadanie tych globalnych zasobów na wyciągnięcie ręki (a równocześnie nie można po nie sięgnąć, będąc rozpraszanemu przez kolejne powiadomienia…).

    Może tego właśnie trzeba czasem każdemu doświadczyć chociaż na chwilę – żywota awanturniczego – by można było znów się cieszyć rozmową z bliźnim i modlitwą?

    Czytaj więcej: Podróże kształcą, nawet przez zieloną granicę


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 48 (139) 02-08/12/2023