„Lepiej raz zobaczyć niż kilka razy przeczytać” — kierując się tymi słowami grupa młodzieży z Wilna, Rygi i Dyneburga w ubiegły weekend wyruszyła do Szetejń, małej ojczyzny Czesława Miłosza opisanej w powieści „Dolina Issy”. Próbując odpowiedzieć: „Dlaczego rzekę Niewiażę polski noblista nazwał Issą?”, młodzież kajakami płynęła tą „czarną, o leniwym prądzie” rzeką, chodziła śladami jego dzieciństwa…
Czesława Miłosza „odkryliśmy” jeszcze będąc uczniami. W szkole poznaliśmy jego życiorys, interpretowaliśmy jego wiersze, deklamowaliśmy „W mojej ojczyźnie, do której nie wrócę…”. Ktoś z nas czytywał lub próbował „zarazić się” powieścią „Dolina Issy”, jednak po latach w pamięci poeta ten został jedynie jako polski noblista. Dla młodzieży polskiej z Litwy i Łotwy w tym jubileuszowym roku Czesława Miłosza tego jest zdecydowanie za mało…
A więc z inicjatywy członka Klubu Studentów Polskich na Litwie Roberta Sadowskiego oraz oczywiście wsparcia finansowego Fundacji Semper Polonia w ramach projektu „Międzynarodowy spływ kajakowy „Śladami Czesława Miłosza. W Dolinie Niewiaży” grupa młodzieży ze Związku Młodych Polaków na Łotwie (Ryga), Klubu Polskich Stypendystów w Dyneburgu oraz wileńskiego Klubu Studentów Polskich spakowała namioty i wyruszyła do Szetejń, małej ojczyzny Miłosza położonej w rejonie kiejdańskim.
Chociaż w ciągu ostatnich dni padał deszcz, niebo było błękitne. Słońce z kolei zanim się do końca obudziło i zdążyło ogrzać nasze śpiące twarze. Swoje odkrycia dotyczące Miłosza rozpoczęliśmy od zwiedzania kościoła Przemienienia Pańskiego w Świętobrości, w którym ślub wzięli rodzice poety, czyli Aleksander Miłosz i Weronika Miłoszowa z Kunatów.
Od Kazoków do Szetejń wyruszyliśmy kajakami. Płynąc Niewiażą próbowaliśmy wspólnie odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego rzeka została nazwana Issą?”. Nikt z nas nie znał odpowiedzi. Ci, co kiedyś czytali tę powieść, nie pamiętali. Żartowaliśmy nawet, że Miłosz nazwał rzekę imieniem ukochanej dziewczyny o podobnym imieniu Inessa. Główny specjalista Centrum Kultury Czesława Miłosza w Szetejniach Roma Žukauskienė później nasze założenia zniweczyła, a odpowiedzi i tak nie udzieliła.
Niewiaża czy Issa, jak komu lepiej się podoba, nie jest ciekawa dla miłośników adrenaliny. Chociaż jest o wiele węższa od naszej Wilii, jest spokojna i leniwa.
— Można płynąć pod prąd! — płynąc z jednego brzegu do drugiego, w tył i naprzód — dziwił się Władysław Lisowski, który z Justyną Dulko wystartował pierwszy.
— A jak nie wiosłujesz, wiatr niesie cię do tyłu — oddalając się od brzegu wołali Jarek Wabalis i Katarzyna Belska.
„Jest czarna, głęboka, o leniwym prądzie” — w 1955 roku w „Dolinie Issy” pisał Miłosz. Taka i pozostała. Miejscami straszy swoją roślinnością, która unosi się z dna rzeki na powierzchnię wody, gdzie szczelnie ją otula. Grzęzły więc kajaki, a wiosłującym zostawało jedynie się cofać. Chociaż Issa jest zmienna, nietrudno jest w niej się zakochać… W jednym miejscu straszy ciemnością, w drugim zadziwia wodnymi liliami i ptactwem. Nikt się nie śpieszył, powoli wiosłowaliśmy zachwycając się każdym wodnym kwiatem, rozmową z rybakiem, czy ciesząc się słońcem. Przepłynęliśmy małpi most, po którym chodził sam Miłosz, kiedy po 52 latach wrócił do kraju dzieciństwa. Chłopcy nie mogli nie skorzystać z możliwości zanurzenia się w tej czarnej, głębokiej wodzie.
Już na brzegu rzeki, nieopodal Centrum Kultury, czekała na nas Roma Žukauskienė. Pracowniczka centrum, która miała możliwość uściskać dłoń samego Czesława Miłosza podczas jego ostatniego pobytu „w domu”, o jego życiu i o losach następców rodziny Miłosza wie o wiele więcej niż wielu przewodników.
„Nobelio premijos laureato rašytojo profesoriaus Czesławo Miłoszo gimtinė” — taki napis na wpół litewsko-polski zaprasza wszystkich do ojczyzny Miłosza. Po drodze do Centrum Kultury spotykają nas pierwsze metalowe strony powieści „Dolina Issy”. Przy drodze na wszystkich cierpliwie czeka rzeźba jednego z bohaterów powieści — czarna świnia. Po drugiej stronie — diabeł. I wreszcie Centrum Kultury zbudowane na ruinach spichlerzu starego dworku dziadków Miłosza. Oczywiście park — dęby sadzone setki lat temu i te najmłodsze, sadzone przez Adamkusa, Uspaskicha, Brazauskasa, Landsbergisa, oczywiście jest też dąb Czesława Miłosza posadzony w 1999 roku.
Nocowaliśmy w namiotach, które rozbiliśmy w dolinie Niewiaży, w dolinie tej samej Issy. Z góry na nas patrzyły stare dęby sadzone jes
zcze przez dziadka Miłosza. Z lat dzieciństwa poety, chociaż czas dotknął, jednak się zachował ten park, łąka, na której jak pisał: „Rosły kwiaty i trawy kiedyś znajome dziecku” i te same ciche wody rzeki.
Tego wieczoru przy ognisku młodzież dzieliła się wspomnieniami i wrażeniami. Koledzy z Łotwy opowiadali o działalności ich organizacji, dyskutowali o życiu Polaków w państwach bałkańskich, liczono, ile kosztują studia w sąsiednich krajach. Chociaż umieszczone na dziedzińcu metalowe strony powieści „Dolina Issy” mówiły o czarnej świni i diabłach straszących nocami, tej nocy było spokojnie.
Nie mogliśmy długo spać, ponieważ już o 9 rano mieliśmy spotkanie z Romą Žukauskienė, która nie tylko pokazała zdjęcia z życia Miłosza, ale też drogą wydeptaną przez 3-5-letniego Czesława poprowadziła nas do Opitołok, kościoła św. Piotra i Pawła, w którym poeta został ochrzczony.
Droga prowadząca od miejsca, gdzie kiedyś był dworek dziadków Miłosza, do kościoła miała około 3 kilometrów. Przed latami jeździły nią wozy zaprzężone w konie, później podobno nawet kursowały autobusy, dzisiaj droga ta jest w wielu miejscach zarośnięta. Rosnące na poboczu jabłonie są świadkami gospodarstw, małych i dużych domków, w których kiedyś wrzało życie rodzinne, dzisiaj w trawie nie widać nawet ruin.
Był to niewczesny, jednak jeszcze ranek, rosa umywała nam stopy. Ptaki swoim śpiewem pieściły uszy. Wdychaliśmy świeże powietrze, tak jak kiedyś to robił Miłosz…
Wkrótce ujrzeliśmy pagórek z pomnikiem „Niepodległej Litwie”, a po drugiej stronie Szwedzkie Wały, którymi do dziś chodzi się do kościoła. Kościół św. Piotra i Pawła w Opitołokach jak i groby z polskimi napisami na cmentarzu położonym przy nim świadczą o mieszkańcach polskiego pochodzenia. Obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, do której modlili się Litwini, oraz tej z Częstochowa, przy której klękali Polacy… Podobno dzisiaj w tych miejscowościach język polski można usłyszeć jedynie z ust turystów, których w tym Roku Miłosza nie brakuje.
Przy kościele na wysokiej skarpie w cieniu dębów stoi pomnik z napisem „Mąż dla naylepszey żony Eufrozyny z hrabiów Kossakowskich Szymonowey Skiruciowey”. Jest to miejsce wiecznego spoczynku pradziadków Miłosza. Z góry widoczny jest też pomnik powstańców z roku 1863.
Najpierw w ciszy, później aktywnie dzieląc się wrażeniami z Romą Žukauskienė nie zauważyliśmy, jak pokonaliśmy 3 kilometry drogi powrotnej. Nasza przewodniczka, która w ciągu tych dni towarzyszyła nam w „chodzeniu śladami dzieciństwa” Miłosza, opowiadaniami o małym chłopcu, który lubił w ciszy obserwować wody Niewiaży i który po latach napisał: „Ty byłaś mój początek i znów jestem z tobą (…), gdziekolwiek wędrowałem, po jakich kontynentach, zawsze twarzą byłem zwrócony do Rzeki”, zachęcała do przeczytania „Doliny Issy”.
I znów byliśmy w Szetejniach. W ciągu tych dni poznając okolice, gdzie Czesław Miłosz spędził jedynie pierwsze 9 lat życia, wiele się dowiedzieliśmy o polskim nobliście. Byliśmy pod takim wrażeniem, że do pełnego szczęścia brakowało nam jedynie książki i możliwości jeszcze chwilę w cieniu starych dębów czytając „Dolinę Issy” na dolinę tą spojrzeć oczyma Miłosza. Jednak komu w drogę, temu czas.
Żegnając się i dziękując za wspólną lekcję Miłosza organizator spływu Robert Sadowski każdemu uczestnikowi wręczył prezenty w postaci właśnie tej powieści.
„Wybrałem nazwę Issa, bo prawdopodobnie jest bardzo stara,(…) a nosi ją kilka rzek w Europie. Poza tym inna rzeka litewska, Dubissa, z nią się kojarzy. W tym moim unikaniu nazwy prawdziwej dopatruję się chęci zapewnienia sobie swobody w snuciu baśni” — czytam w przypisie do książki, zrobionym po latach. A więc odpowiedź jest wiadoma, wracamy do Wilna.