Żyjemy w świecie stereotypów, które, nawet niechcący, bywają wtłaczane do głów już w szkolnej ławie. Przykładem może być z pozoru niewinne przekonanie, że chłopcy są zdolniejsi w naukach ścisłych, a dziewczyny – w humanistycznych. Jak oceniasz takie podejście?
Niejednokrotnie miałam do czynienia z tym przekonaniem. Nie lubię stereotypów i zawsze próbuję z nimi walczyć. Powinieneś robić to, co lubisz i co potrafisz, a nie to, czym musisz się zająć zgodnie z etykietką, którą ktoś ci przylepił. Gdy wybrałam jako kierunek studiów nauki ścisłe, wiele osób namawiało mnie do zmiany decyzji, twierdząc, że to świat mężczyzn. Było to 8–9 lat temu. Teraz sytuacja się zmienia, choć powoli. Szacuje się, że odsetek kobiet w naukach ścisłych, przede wszystkim biologicznych, to już ok. 50 proc. Jednak najwyższe pozycje w świecie akademickim nadal zajmują mężczyźni, podczas gdy kobiety zadowalają się przeważnie stopniami bakałarza czy magistra, a potem robią przerwę bądź w ogóle nie wracają do nauki. Czyli coś tu nadal nie gra.
Kiedy więc sama zdecydowałaś o wyborze kierunku? Dlaczego, jako osoba twórcza i uzdolniona literacko, nie wybrałaś np. filologii?
Życie jest dziś bardziej dynamiczne niż kiedyś i warto to wykorzystywać, wypróbowując siebie w różnych sferach. Fascynuje mnie idea człowieka renesansu – osoby wszechstronnie wykształconej, której nieobca jest wiedza z różnych dziedzin. Chciałam więc wybrać studia, które mnie wzbogacą, zainteresują i pochłoną. Doszłam do wniosku, że fizyka będzie właśnie inwestycją, której nie będę żałowała i która pozwoli zetknąć się z ludźmi, z którymi na co dzień nie miałabym do czynienia. Chyba miałam rację, bo gdzie jeszcze mogłabym osobiście poznać noblistów, takich jak Gérard Mourou, Wolfgang Ketterle czy Ben Feringa? Dodam, że fizyka nie jest wcale daleko od twórczości literackiej, ta w pracy naukowej jest po prostu niezbędna. Jest mi bliski światopogląd Maxa Plancka, ojca fizyki kwantowej. Mawiał on, że różnego rodzaju eksperymenty naukowe są szarą, codzienną prozą. A jednak interpretacja wyników, podczas której rodzi się wiedza, przypomina poezję i potrzebuje wyobraźni. Czyli fizyka i twórczość w rzeczy samej są nierozłączne – i to mnie przekonało.
Za płotem trawa jest bardziej zielona – ludzie obdarzeni talentem często wybierają studia za granicą, widzą tam więcej możliwości zbudowania kariery. Dlaczego zostałaś na Litwie?
Rozważałam różne warianty. Okazało się, że tutaj, na Litwie, jest bardzo mocna szkoła teoretyków fizyki. Rozwinięte są dziedziny dotyczące laserów i półprzewodników – czyli te sektory, które mnie najbardziej interesowały. Inna sprawa to więzy rodzinne, jestem bardzo przywiązana do swoich korzeni. Nie wyobrażam sobie szczęśliwego życia w oddaleniu od rodziny, bez możliwości szeptania sobie z siostrą, przytulenia się do mamy czy pytania babci o poradę. Kolejna przyczyna pozostania na Litwie jest związana z działalnością społeczną i kulturalną, którą aktywnie się zajmowałam. Owszem, można taką działalność uprawiać też gdzie indziej, ale tutaj już miałam jakiś dorobek i grono osób, z którymi było tak miło razem coś organizować.
Wracając do stereotypów – jesteś nie tylko kobietą w zdominowanym przez mężczyzn świecie fizyki, jedyną kobietą w swojej ekipie badawczej, ale też Polką na litewskiej uczelni. Czy doznałaś jakichś trudności z powodu swojej płci czy narodowości?
W życiu różnie bywa. Na szczęście trafiłam do miejsca, w którym są osoby otwarte i nietuzinkowe. Były takie sytuacje, gdy moja narodowość stawała się obiektem żartów. Na przykład gdy zostałam starostą, studenci mówili z przekąsem: „No, jak prawdziwy Piłsudski zebrałaś nas tutaj, podporządkowałaś i będziesz rządzić”. Bywały żarty z powodu płci, w stylu: „Dobre oceny otrzymujesz chyba za ładne oczy”. Nie ma co ukrywać – w swoim gronie często żartujemy, ale to nigdy nie bywa złośliwe. Muszę jednak przyznać, że moja narodowość przynosi mi raczej korzyści. Na przykład półtora roku temu z inicjatywy Instytutu Polskiego w Wilnie odbyła się konferencja „Kobiety w nauce” z udziałem prof. Agnieszki Zalewskiej, w przeszłości m.in. przewodniczącej rady Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN. Oczywiście wszyscy w naszym centrum liczyli na spotkanie z tak wybitnym fizykiem. Poproszono mnie o organizację spotkania i udało się! Dla nas to było wyjątkowe wydarzenie, sala wypełniona po brzegi. Moje centrum było mi potem wdzięczne, a ja byłam ogromnie wdzięczna Instytutowi Polskiemu za pomoc. Można osiągnąć wiele, jeżeli nie skupia się na różnicach. Tego samego zdania jest prof. Gintaras Valušis, dyrektor FTMC, który poświęca dużo uwagi nawiązywaniu relacji i współpracy z naukowcami z Polski.
Studia licencjackie zrobiłaś z fizyki stosowanej, magisterskie – z technologii półprzewodnikowych, doktorat zaś poświęcasz optyce kwantowej. Cóż to za egzotyczny potwór?
Tematem mojego doktoratu są pojedyncze źródła fotonów w heksagonalnym azotku boru. Takie nowe źródła pojedynczych fotonów można zastosować w komunikacji kwantowej i kryptografii, informatyce kwantowej i metrologii kwantowej. Moje modelowania i obliczenia dokonane na superkomputerze pozwolą mi – niczym Sherlockowi Holmesowi – ujawnić tajemnicę defektów odpowiedzialnych za emisję, przewidzieć zakres temperatury działania, dadzą możliwość kontroli obserwowanych parametrów. Taka oto egzotyczna może być fizyka. W rzeczy samej czujniki kwantowe są bardzo czułe i jednym z ich potencjalnych zastosowań będzie MRI – obrazowanie metodą rezonansu magnetycznego – co jest szczególnie ważne w medycynie. Nie chcę straszyć Czytelników nadmiarem niezrozumiałych terminów, więc powiem tyle, że przeprowadzane tutaj, w centrum, obliczenia pozwolą stworzyć bazę teoretyczną, która stanie się narzędziem w poszerzaniu horyzontów nie tylko w medycynie, lecz także w sektorach obronnych i w technologiach informacyjnych. Kiedyś odegra to wielką rolę w rozwoju państwa i społeczeństwa.
Twoja praca na pierwszy rzut oka może wyglądać na bardzo oddaloną od życia codziennego. W rozmowach z osobami niezwiązanymi z fizyką masz chyba problemy z wyjaśnieniem, czym się właściwie zajmujesz…
To prawda. Nie ma bowiem czegoś namacalnego, co mogłabym wyjąć z kieszeni i pokazać. Ale warto sobie uświadomić, że wszystkie technologie, z których dziś korzystamy, istnieją dlatego, że jacyś naukowcy kiedyś dokonali pewnych obliczeń i odkryć, które dla zwykłego człowieka nie są ani zrozumiałe, ani ciekawe, a które z biegiem czasu zaowocowały tym, bez czego nie wyobrażamy sobie teraz życia. Pracując w centrum, czuję się częścią czegoś dużego i ważnego. Nasza grupa badawcza, chociaż składa się z zaledwie sześciu osób, kooperuje z naukowcami z Europy, Australii, ze Stanów Zjednoczonych. Wstąpiliśmy do dużego międzynarodowego projektu Quantum Flagship, łączącego naukowców z całego świata, którzy zajmują się fizyką kwantową. Moja babcia bardzo prosto wyjaśnia wszystkim moją pracę – mówi, że „Marzenka gwiazdki liczy”. To całkiem sympatyczne tłumaczenie.
Chyba nieźle potrafisz liczyć te gwiazdki. Niedawno, w corocznej edycji nagród dla pracowników Wydziału Fizyki Uniwersytetu Wileńskiego, otrzymałaś tytuł Talent Roku. Na czym polega to wyróżnienie i jak się czujesz, będąc jego laureatką?
Te wyróżnienia są przyznawane na podstawie decyzji rady Wydziału Fizyki oraz plebiscytu wśród studentów. W moim przypadku znaczącą rolę odegrało chyba to, że gdy zaczęłam wykładać dla studentów fizykę ciał stałych, nie korzystałam z gotowego kursu, ale stworzyłam własny program. Nie było łatwo, bo jednocześnie musiałam nadążyć z pisaniem artykułów naukowych. Jedna z moich prac ukazała się w prestiżowym amerykańskim miesięczniku „ACS Photonics” i to zostało docenione. Dla mnie jednak to wyróżnienie oznacza też przyznanie kredytu zaufania, a także motywację do tego, by wkładać jeszcze więcej pracy w to, co robię.
Mimo to znajdujesz czas na poezję. Pod koniec ubiegłego roku ukazała się nowa piosenka Eweliny Saszenko „Zakochani”, twojego autorstwa. Jak doszło do tej współpracy?
To śmieszne, ale w moim życiu wiele dzieje się przez Facebooka, ten serwis dla mnie jest swoistym dziennikiem. Jesienią opublikowałam nagranie swego występu podczas uniwersyteckiego konkursu talentów. Zauważyła je Ewelina, która według mnie jest prawdziwą megagwiazdą. Zapytała, czy spróbowałabym napisać tekst do piosenki. Coś takiego było moim marzeniem, więc chętnie zabrałam się do pisania.
Czy natchnieniem do tej romantycznej piosenki były uczucia do męża? Czy udaje ci się w tym napiętym harmonogramie znaleźć czas dla niego?
Nie samą nauką człowiek żyje! I nie ma co ukrywać, Jurgis jest dla mnie natchnieniem w wielu dziedzinach. Jestem mu wdzięczna, że przyjmuje mnie taką, jaką jestem. A jaką właściwie jestem, on wie doskonale, bo znamy się od dawna – spotkałam go na studiach. Oboje byliśmy aktywni społecznie i przepadaliśmy za fizyką. Uzupełnialiśmy się zarówno emocjonalnie, jak i naukowo i artystycznie – Jurgis ilustrował moje tomiki poetyckie. Teraz razem uczymy się języka japońskiego. A więc tak, znajduję czas dla swojego męża. Nie zawsze tego czasu bywa dużo, ale zawsze jest wartościowy.
Marzena Mackojć-Sinkevičienė – wileńska poetka, autorka tekstów piosenek, członek grupy literackiej Nowa Awangarda Wileńska, a także fizyk, wykładowczyni, młodsza pracowniczka naukowa Centrum Nauk Fizycznych i Technologii (FTMC), współorganizatorka konferencji naukowych, prezes wileńskiej sekcji stowarzyszenia młodych fizyków European Physical Society Young Minds.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 15 (76); 13-19/04/2019