Markowa, spora, ponadczterotysięczna wieś na Podkarpaciu w powiecie łańcuckim. W niedzielę 10 września przyjazd do niej zapowiedziało ponad osiem razy więcej osób, niż na co dzień w niej mieszka. Wezmą udział w uroczystościach beatyfikacyjnych ośmioosobowej rodziny Ulmów, rozstrzelanej 24 marca 1944 r. przez niemieckich żandarmów za ukrywanie w domu ośmiorga Żydów z rodzin Szallów i Goldmanów.
„Niech przykład tej bohaterskiej rodziny, która ofiarowała swoje życie, by ratować prześladowanych Żydów, pomaga wam w zrozumieniu, że do świętości i heroicznych czynów dorasta się poprzez wierność w małych, codziennych sprawach” – powiedział o Ulmach papież Franciszek, z którym zaplanowane jest łączenie podczas mszy beatyfikacyjnej. Koncelebrować ma ją blisko tysiąc kapłanów, 80 kardynałów i biskupów.
W Markowej spodziewani są prezydent i premier RP, zaproszenie skierowano również do prezydentów i premierów państw europejskich oraz do episkopatów państw sąsiadujących z Polską. Obecny będzie też m.in. naczelny rabin Polski.
„Kurier Wileński” Markową odwiedził na kilka dni przed beatyfikacją. Swoje kroki skierowaliśmy do Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów, gdzie już na dzień dobry spotkała nas miła niespodzianka. Na nasze pytania zgodziła się odpowiedzieć Katarzyna Korzeniewska-Wołek, w muzeum odpowiedzialna za współpracę międzynarodową i akademicką, a na Litwie doskonale znana jako tłumaczka litewskiej literatury czy założycielka Centrum Studiów Litewskich działającego na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Czytaj więcej: Trwała pamięć o współdziałaniu Polaków i Litwinów w pomocy Żydom
Siła pamięci
Idea utworzenia w Markowej Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów pojawiła się pod koniec 2007 r. Pół roku później Sejmik Województwa Podkarpackiego jednomyślnie przyjął uchwałę dotyczącą powstania placówki. Teren pod budowę przekazała gmina. Budowa trwała dwa lata, do października 2015 r. Muzeum otwarto 17 marca 2016 r. Jest to pierwsza w Polsce placówka muzealna zajmująca się tematyką ratowania ludności żydowskiej na okupowanych ziemiach polskich podczas Zagłady.
– Zawsze podkreślam, że jak się spojrzy na Markową, to nie sposób nie zwrócić uwagi, że są w tej wsi aż dwa muzea – mówi Katarzyna Korzeniewska-Wołek. – To nie jest coś powszechnego na wsiach, nawet tak dużych, z parafią, jak Markowa. Wcześniejszy jest skansen, czyli muzeum prowadzone przez Towarzystwo Przyjaciół Markowej. Nasze muzeum jest młode, nie obrosło jeszcze tajemnicami, ale choć formalnie te dwie placówki są odrębne, ważne jest, by patrzeć na nie razem, bo bardzo dużo mówią o społeczności Markowej. Świadczą, że są w niej duże zasoby zachowywania, utrwalania i przekazywania pamięci. Stąd bierze się też fenomen Ulmów. W wielu miejscach rodziny chrześcijańskie czy pojedyncze osoby starały się pomagać Żydom, ale nie zawsze pamięć tego doświadczenia była utrwalona, a bohaterowie godnie uczczeni. Paradoksalnie ta pamięć zachowywała się lepiej, jeśli historia skończyła się tragicznie, tak jak w przypadku Ulmów.
Ulmowie byli rodziną zakorzenioną w swojej wsi. Mieli w niej rodziców, dziadków, rodzeństwo, krewnych, kuzynów. – Po ich śmierci ci wszyscy ludzie, którzy zostali przy życiu, czuli się zobowiązani więzami pokrewieństwa, by pamięć się zachowała – kontynuuje nasza rozmówczyni. – Zachowała się w formie świeckiej, czyli przechowywaniu zdjęć w albumach, opowiadaniu ich historii, ale też w wymiarze tradycyjnej religijności. Wielu ludzi w Markowej wierzyło, że Ulmowie na pewno są w niebie; myślę, że na Litwie, gdzie kult zmarłych jest trwały i silny, będzie to bardzo dobrze rozumiane. Na grobie Ulmów pojawiała się nie tylko ich najbliższa rodzina, ale też dalsza. Zanim Ulmowie stali się rozpoznawalni w szerszym kontekście, początkiem była pamięć o nich jako bliskich zmarłych z rodziny, z grona krewnych czy sąsiadów, jaką chyba wszyscy z własnego doświadczenia znamy.
Czytaj więcej: Historia męczeństwa Ulmów powinna być znana na całym świecie
Upamiętnić wszystkich
Wciąż żyją krewni Ulmów, zarówno od strony Józefa, jak i z linii Niemczaków, czyli od strony Wiktorii. Jeden z nich, dr Mateusz Szpytma, obecny zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, którego Wiktoria Ulma z domu Niemczak była ciotką, jest pomysłodawcą i inicjatorem powstania Muzeum Polaków Ratujących Żydów.
– Intencją dr. Szpytmy nie było oczywiście doprowadzenie do beatyfikacji krewnych – wyjaśnia Katarzyna Korzeniewska-Wołek. – On uznał, że rodzina Ulmów jest kwintesencją wielu historii tych ludzi, którzy ratowali Żydów. Niedocenionych, niedopowiedzianych, mniej znanych, czasem zapomnianych lub celowo przemilczanych. Muzeum jest poświęcone Ulmom, nosi ich imię, ale chodzi nam o upamiętnienie wszystkich, którzy w czasie II wojny światowej zaangażowali się w ratowanie Żydów. Tym bardziej cenna jest dla naszego muzeum współpraca ze skansenem. Jednym z eksponatów, z którego skansen jest bodaj najbardziej dumny, jest chałupa Szylarów. Z zamaskowaną kryjówką, w której ta rodzina przechowywała rodzinę żydowską. Wszyscy przeżyli. Nie chodzi tylko o przedstawienie, zrównoważenie tragedii Ulmów tym happy endem, lecz także o pokazanie, że to za każdym razem było wyzwanie. Ci, którzy przeżyli, nosili potem w sobie doświadczenie ciągłego strachu, obawy o życie i zdrowie. To się odbijało na ich zdrowiu fizycznym i psychicznym. Staramy się, żeby muzeum było przestrzenią upamiętnienia również tych osób i ich ofiary, nawet jeżeli to nie była ofiara życia jak w przypadku Ulmów.
Budynek Muzeum Polaków Ratujących Żydów został zaprojektowany przez Mirosława Nizio, cenionego twórcę w dziedzinie nowoczesnych muzealnych rozwiązań architektonicznych. To minimalistyczna i surowa bryła, swoim kształtem nawiązująca do prostego wiejskiego domu. W centrum przestrzeni wystawowej znajduje się szklany kubik o wymiarach 5 na 8 metrów, który jest makietą domu Ulmów w skali 1:1. Dom ten nie zachował się do naszych czasów.
Na placu przed budynkiem umieszczono podświetlane tabliczki z nazwiskami Polaków zamordowanych za pomoc Żydom. Środek placu zajmuje płyta z inskrypcją – pomnik poświęcony pamięci żydowskich ofiar Zagłady i ich anonimowych polskich wspomożycieli. Na murze obok budynku muzeum zamontowano z kolei tabliczki z nazwiskami pomagających Żydom mieszkańców Podkarpacia. Około 20 ukrywanych w Markowej Żydów przeżyło. W sąsiedztwie muzeum posadzono drzewka owocowe – jest to zalążek Sadu Pamięci.
Aparat fotograficzny
Wiktoria i Józef Ulmowie mieli sześcioro dzieci (w chwili śmierci Wiktoria była w ciąży z siódmym). Wedle dzisiejszych standardów uchodziliby za rodzinę wielodzietną. Ówcześnie mieścili się w średniej.
– Taka była powszechnie liczebność rodzin, część tych dzieci z reguły umierała wcześnie, co było powszechnym problemem na ubogiej wsi – mówi Katarzyna Korzeniewska-Wołek. – Ulmom nie zdarzyła się ani jedna śmierć dziecka, wszystkie ich dzieci: Stanisława, Barbara, Władysław, Franciszek, Antoni i Maria – żyły. To nie była rodzina bogata, ale nie była też bardzo uboga, jak czasem się mitologizuje. Nie byli zasobni z domu, nie odziedziczyli majątku po rodzicach, nie przejęli dużych gospodarstw. Raczej swoją obrotnością, wysiłkiem, staraniem zabiegali o to, by zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki. Fakt, że w rodzinie Ulmów nie zdarzyła się, mimo trudnych warunków okupacyjnych, śmierć dziecka, świadczy, że w swoich staraniach byli skuteczni. Józef Ulma nie bał się nowości w gospodarstwie: próbował zbudować elektrownię przy domu, szczepił nowe gatunki drzew, zajmował się hodowlą pszczół i jedwabników, a więc działalnością zupełnie nietypową dla podkarpackiej wsi.
Najciekawszą częścią muzealnej ekspozycji są zdjęcia wykonane przez Józefa Ulmę, który był zapalonym fotografem. – Ulmowie się kształcili, nie zadowalali się tylko podstawowymi klasami, które skończyli – kontynuuje Katarzyna Korzeniewska-Wołek. – Józef Ulma rozwijał fascynację fotografią. Aparat w okresie międzywojennym był dobrem trudno dostępnym, więc sam go zbudował. Ten aparat też jest na ekspozycji, można go oglądać, tak jak i wykonane przez niego zdjęcia. Ulma bardzo lubił fotografować swoją rodzinę, żonę, dzieciaki. Stąd mamy takie bogate zasoby, by zilustrować ich życie choćby na potrzeby beatyfikacji.
Tajemnica zabrana do grobu
Schronienie ośmiorgu Żydom Józef i Wiktoria Ulmowie, mimo panującej wokół biedy i zagrożenia życia, dali prawdopodobnie pod koniec 1942 r. Ukrywali Saula Goldmana i jego czterech synów, których w Łańcucie nazywano Szallami, a ponadto dwie córki oraz wnuczkę Chaima Goldmana z Markowej.
– Trzeba uczciwie powiedzieć, że nikt nie wie naprawdę, co takiego się wydarzyło, że 24 marca 1944 roku doszło do tragedii – mówi nasza rozmówczyni. – To, co wiemy, to są tylko próby rekonstrukcji zdarzeń, ale żadne nie mają mocnego potwierdzenia w źródłach. Mówi się, że wydał ich ktoś, kto kiedyś pomagał Goldmanom i w akcie jakichś rozrachunków na nich doniósł. Donos przypisuje się też Włodzimierzowi Lesiowi, granatowemu policjantowi z Łańcuta, ale niczego nigdy mu nie udowodniono. Ci, którzy mogliby to wiedzieć, jeżeli w ogóle ktoś we wsi wiedział, zabrali tę tajemnicę ze sobą do grobu. Ulmowie, jak się wydaje, bardzo polegali na sąsiadach, na ludziach ze wsi. Ks. dr Witold Burda, postulator procesu beatyfikacyjnego, wskazuje, iż z relacji wynika, że Ulmę ostrzegano, że powtarzały się uwagi pod jego adresem: „Józefie, pozbądźcie się tych Żydów, bo z tego będzie nieszczęście dla nas wszystkich”. Na ile były to ostrzeżenia w dobrej wierze, a na ile groźby, trudno powiedzieć. Wiadomo, że Ulma, jak to jest powtarzane we wspomnieniach, odpowiadał: „Nie, ich nie wypędzę, bo to też są ludzie”. To oznacza, że część sąsiadów wiedziała, że ta żydowska rodzina się u Ulmów ukrywa. Mogło się więc zdarzyć tak, że ktoś się wygadał z nieostrożności. Być może to zaufanie w społeczność wiejską Ulmowie mieli na wyrost.
W 1995 r. Wiktoria i Józef Ulmowie zostali uhonorowani pośmiertnie tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W 2010 r. prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył ich Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów rozpoczął się w diecezji przemyskiej w 2003 r. Liturgiczne wspomnienie bł. Rodziny Ulmów obchodzone będzie prawdopodobnie 7 lipca, w dniu zawarcia przez Józefa i Wiktorię sakramentu małżeństwa, co miało miejsce w 1935 r. Ostateczną decyzję w tej sprawie przekaże podczas uroczystości beatyfikacyjnych kard. Marcello Semeraro, prefekt watykańskiej Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Wcześniej odczyta uroczystą formułę uznającą poszczególnych członków Rodziny Ulmów za błogosławionych Kościoła katolickiego. Ich beatyfikacja 10 września będzie pierwszym w historii przypadkiem, kiedy do chwały ołtarzy zostanie wyniesiona cała rodzina.
Czytaj więcej: Beatyfikacja Wiktorii i Józefa Ulmów. Msza św. i wystawa w kościele św. Piotra i Pawła
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 36 (104) 09-15/09/2023