Lata 90. XX w. były w litewskich mediach okresem dość sporego rozwoju i kreatywności. Z jednej strony wyrastały prawdziwe tuzy dziennikarstwa śledczego – zresztą szybko wymordowani przez mafię. Z drugiej zaś pojawiło się też pojęcie filadelfijizmu. Jego pierwowzorem był „Filadelfijus” – komiczna postać wiecznie rozdziawionego, goniącego za tanią sensacją i nierozumiejącego rzeczywistości dziennikarza. Dziś się na takich mówi: clickbaiter, mediaworker; istnieją także inne pogardliwe określenia, w pełni zasłużone.
Oto pewne na wpół rosyjskojęzyczne (na treści rosyjskojęzyczne otrzymało dotację od litewskiego Funduszu Wsparcia Prasy, Radia i Telewizji, kierowanego przez Gintarasa Songailę) medium reklamuje swój portal krzykliwym nagłówkiem: „Litwini się wściekli: Polacy oferują koszulki »Wilno i Lwów polskie będą znów«”. Oto, można by pomyśleć, dwa narody w całości stają do tytanicznej walki o koszulki. Okazuje się, że „Polacy” z nagłówka to jakiś nieokreślony użytkownik platformy sprzedażowej, pozwalającej na wgranie dowolnego obrazka i sprzedawanie z nim koszulek. Z kolei „Litwini” to po prostu autorzy anonimowych komentarzy, których cytuje niepodpisany autor portalu, jako źródło swoich informacji podający… sam siebie. Czyli równie dobrze mógł wszystko zmyślić. Pominę kwestię wszelkiego rodzaju internetowego przerysowywania map, które są nieodpowiedzialne w czasach pokoju, zaś szkodliwe w czasach wojny, która toczy się na naszym przedmurzu i wlać się może także do naszych miast.
Natomiast warto się pochylić nad zachowaniem takich filadelfijuszy, tworzących tego rodzaju nagłówki. Po pierwsze, są one nie tylko nieetyczne; a w sposób bezpośredni sprzeczne z zasadami etyki dziennikarskiej i dziennikarstwa. Po drugie, ich szkodliwość społeczna, wynikająca w tym przypadku z rozniecania waśni na tle narodowościowym, jest ewidentna. Po trzecie, gdzie się kończy biznes, a zaczyna szkodnictwo?
Tego rodzaju nagłówki niewątpliwie dobrze się klikają i dają fajne statystyki w programach analitycznych. Ale jakim kosztem społecznym? Dziennikarze, którzy ginęli z rąk mafii, byli gotowi płacić osobistą cenę za dobro, jakim było uwolnienie społeczeństwa od patologii. A czy niepodpisani autorzy takich nagłówków chociażby mają wyobrażenie, jaki koszt społeczny powodują swoją działalnością? Za ile kliknięć warto wywołać konflikt między sąsiadami, a za ile – wojnę?
Czytaj więcej: Aspołeczne dziennikarstwo
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 38 (110) 23-29/09/2023