Więcej

    Czy czeka nas wojna domowa?

    Republikański kandydat na prezenta USA, a zarazem były 45. prezydent Donald Trump został postrzelony na wiecu wyborczym. Zdaniem wielu to jeszcze bardziej przyczyni się do jego spodziewanego zwycięstwa.

    Od roku świat z niepokojem obserwuje sytuację w Stanach Zjednoczonych. Wybór prezydenta USA to nie jest tylko wewnętrzna sprawą Amerykanów. Od tego, kto będzie zasiadał w Gabinecie Owalnym w Białym Domu, zależą procesy o charakterze globalnym.

    12 lipca odbyło się zaprzysiężenie Gitanasa Nausėdy na drugą kadencję prezydencką. W odróżnieniu od lat poprzednich nie obyło się bez kontrowersji. Premier Igrida Šimonytė zrezygnowała z wygłoszenia mowy gratulacyjnej w Sejmie. Szefowa rządu tłumaczyła to tym, że rola premiera w ceremonii nie jest określona. Nie zabrzmiało to przekonująco, ponieważ wcześniej premierzy podczas zaprzysiężenia zabierali głos. Šimonytė nie wzięła też udziału w przyjęciu w Pałacu Prezydenckim, które również wywołało sporo pytań. Wśród zaproszonych znaleźli się m.in. znany ze swoich antysemickich wypowiedzi Remigijus Žemaitaitis, oskarżany o biznesowe powiązania z Rosją mer Kowna Visvaldas Matijošaitis czy skazany w tzw. sprawie paragonowej mer Janowa Mindaugas Sinkevičius.

    Dlaczego wspominam dwa odległe, na pierwszy rzut oka, wydarzenia. Oba pokazują sytuację w świecie polityki. Tej globalnej i lokalnej. Konkurencja polityczna funkcjonowała od zawsze. Do pewnego czasu opierała się na pewnych zasadach. Między oponentami być może nie było miłości, ale istniał przynajmniej rzeczywisty lub wymuszony szacunek. Teraz debata polityczna polega na próbach całkowitego zniszczenia konkurenta, przy zastosowaniu wszelkich środków. Żadne półtony nie wchodzą w grę. Są „nasi” i „oni”. Naszych trzeba za wszelką cenę bronić, ich – niszczyć.

    Teraz obserwujemy zanik dyskusji politycznej, do jakiej byliśmy przyzwyczajeni przez ostatnie 100 lat, a która była jednym z fundamentów liberalnej demokracji. Jesteśmy świadkami wojny domowej na Zachodzie. Nieważne, jak nazwiemy oba obozy: lewicą i prawicą, populistami i mainstreamem, liberałami i konserwatystami. Ważne jest, że żadna ze stron nie chce słuchać drugiej, a tym bardziej słyszeć o jakimkolwiek kompromisie. Do pewnego czasu Litwie, w odróżnieniu od innych krajów Europy, udawało się ten podział trzymać pod kontrolą i zachować resztki zasad i prawideł. Od teraz to już chyba niemożliwe.

    Czytaj więcej: Czego można się spodziewać w II kadencji Gitanasa Nausėdy?


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 27 (81) 20-26/07/2024