Silny nowy islamistyczny reżim w Damaszku (Hajat Tahrir asz-Szam, HTS) związany z Ankarą i obecność tureckich baz wojskowych w Syrii to scenariusz, który państwo żydowskie stara się storpedować.
Upadek reżimu Baszszara al-Asada oznaczał, że dominującą siłą w Syrii, zamiast Iranu, stała się Turcja. Dla Izraela to zmiana, ale niekoniecznie na lepsze. Oczywiście zniszczono korytarz dostaw dla Hezbollahu w Libanie, ale Turcja sąsiaduje bezpośrednio z Syrią, inaczej niż Iran. Oba państwa są wrogami państwa żydowskiego, ale o ile Iran ostatnio został osłabiony, głównie dzięki militarnym sukcesom Izraela w Strefie Gazy i w Libanie, w walce z Hamasem i z Hezbollahem, o tyle Turcja w ostatnich latach wyraźnie wzmacnia swoje wpływy na Bliskim Wschodzie.
Dla rządu izraelskiego Ankara staje się większym zagrożeniem niż Teheran także dlatego, że jest sunnicka, a poza tym należy do NATO i nie jest wrogiem USA, jak Iran, lecz formalnym sojusznikiem. Tym należy tłumaczyć ostatnie posunięcia Izraela, wrogie wobec nowego reżimu w Damaszku.
Wyścig po Syrię
Jeszcze zanim Baszszar al-Asad uciekł do Rosji (8 grudnia), zaczął się wyścig regionalnych graczy o uzyskanie jak najlepszej pozycji w Syrii. Głównym zwycięzcą okazała się Turcja, wspierająca już wcześniej HTS, ale jej rywal, Izrael, nie zamierzał przyglądać się temu bezczynnie. Stąd wkroczenie sił izraelskich na południowe obrzeża Syrii. I wsparcie dla Kurdów (PKK) w północno-wschodniej części kraju, śmiertelnych wrogów Ankary.
Po zajęciu góry Hermon i obszaru Syrii większego niż Gaza minister obrony Jisra’el Kac ogłosił, że izraelskie siły zbrojne przygotowują się na długi pobyt. Początkowo urzędnicy ds. bezpieczeństwa cytowani w izraelskich mediach mówili o ustanowieniu w Syrii 15-kilometrowej strefy zdemilitaryzowanej i 60-kilometrowej „strefy wpływów”, w której można by monitorować potencjalne zagrożenia. W tym samym czasie Turcy zaczęli uzgadniać z nowym reżimem w Damaszku bliską współpracę wojskową. Jak sytuacja wygląda trzy miesiące później?
W niedzielę 23 lutego Beniamin Netanjahu oświadczył, że Izrael nie będzie tolerował obecności Hayat Tahrir al-Sham ani żadnych sił powiązanych z nowymi władzami w południowej Syrii. – Nie pozwolimy siłom HTS ani nowej armii syryjskiej wejść na terytorium na południe od Damaszku. Żądamy pełnej demilitaryzacji południowej Syrii, w prowincjach (muhafazach) Al-Kunajtira, Dara i As-Suwajda – powiedział Netanjahu podczas ceremonii wręczenia dyplomów wojskowych. Określił obecność wojskową Izraela jako środek obronny, deklarując, że siły pozostaną w Syrii tak długo, jak będzie to konieczne.
Izrael okupuje syryjskie wzgórza Golan od 1967 roku i zaanektował je w 1981 r., co nie zostało uznane przez społeczność międzynarodową.
Kilka dni po ultimatum „Bibiego” izraelskie lotnictwo zaczęło zmasowaną kampanię nalotów na cele w Syrii. Izraelskie samoloty uderzyły m.in. w byłą bazę 1. Syryjskiej Armii Arabskiej (SAA) w Al-Kiswa w muhafazie Damaszku. Al-Kiswa znajduje się zaledwie 16 km na południe od placu Umajjadów w centrum Damaszku (miasta). IDF uderzyły też w byłą bazę 12. Brygady SAA, 5. Dywizji w Izrze, w prowincji Dara. 3 marca lotnictwo zbombardowało magazyn broni w północno-zachodniej Syrii, w mieście Kardaha, ok. 20 km na południe od portu Latakia, jednego z największych miast Syrii, i ok. 60 km na północ od Tartusu, w którym znajduje się m.in. baza rosyjskiej marynarki wojennej.
Zresztą budując przeciwwagę dla Turcji, Izraelczycy próbują przekonać USA, że Rosja powinna utrzymać swoje dwie ostatnie bazy wojskowe w Syrii: morską w Tartusie i powietrzną w Chmejmim. Nic dziwnego, bo przejąć je chce Turcja, która po wyrzuceniu z Syrii Iranu zamierza też pozbyć się ostatecznie Rosji.
Korytarz Dawida?
Minister spraw zagranicznych Turcji Hakan Fidan powiedział, że działania Izraela w Syrii są częścią jego ekspansjonistycznej agendy. Były szef potężnego wywiadu argumentował, że polityka bezpieczeństwa Izraela opiera się na agresji militarnej i wsparciu zewnętrznym.
– Od wielu lat wiemy, że Izrael opracował projekt mający na celu wywołanie słabości i niestabilności w sąsiednich krajach, takich jak Jordania, Liban i Syria – stwierdził Fidan. Dał też Izraelowi wyraźne ostrzeżenie, mówiąc, że integralność terytorialna Syrii jest dla Turcji czerwoną linią: – Każda próba jej podziału – czy to poprzez kontrolę PKK, czy interwencję Izraela – spowoduje jedynie dalszą niestabilność.
Cele Ankary i Jerozolimy w Syrii są zupełnie odmienne. Turkom zależy na silnym, scentralizowanym sojuszniku, Izraelczykom – na słabym, sfederalizowanym państwie. Izraelczycy działają właśnie w tym kierunku – stąd niszczenie składów broni, by nowa armia była jak najsłabsza.
Kluczowe jest utrzymanie faktycznej autonomii kurdyjskiej. Ale żeby ją skutecznie wspierać, Izrael może dążyć do kontaktu na lądzie z Rożawą. Chodzi o tzw. Zachodni Kurdystan, czyli Autonomiczną Administrację Północnej i Wschodniej Syrii, powszechnie nazywaną Rożawą. I to jest drugi cel sięgnięcia po kartę Druzów (pierwszym jest ustanowienie faktycznej autonomii na południu Syrii, bez wojskowej obecności Damaszku) – wystarczy spojrzeć na mapę.
Przeciwnicy Izraela twierdzą, że państwo żydowskie wyczuło szansę na powrót do koncepcji tzw. korytarza Dawida (nawiązanie do Biblii jest oczywiste), czyli lądowego dotarcia do Ziemi Obiecanej, w tym wypadku Eufratu. Koncepcja korytarza Dawida opiera się na połączeniu obszarów kontrolowanych przez kurdyjskie frakcje na północnym wschodzie Syrii nad rzeką Eufrat z okupowanymi przez Izrael wzgórzami Golan. Między nimi są południowe prowincje Syrii, których demilitaryzacji chce Izrael (Al-Kunajtira, Dara i As-Suwajda) oraz kilkaset kilometrów pustynnego pasa przy granicy z Jordanią, z amerykańską bazą w Al-Tanf pośrodku.
Rozgrywki etniczne
Druzowie, mniejszość etniczno-religijna zarówno w Syrii, jak i Izraelu (i Libanie), są wykorzystywani przez izraelski rząd, który powiedział, że chce stworzyć „koalicję mniejszości” w Syrii. Część milicji druzyjskich z południa Syrii, kiedyś sprzymierzonych z al-Asadem, teraz stawia na Izrael. Jednak część Druzów syryjskich jest temu przeciwna i deklaruje współpracę z nową władzą w Damaszku.
Izraelowi to nie przeszkadza. Gdy w mieście Dżaramana, na południe od Damaszku, doszło do starć HTS z Druzami, Netanjahu i Kac wydali armii polecenie, aby „przygotować się do obrony społeczności druzyjskiej”.
Czy Izrael zdecyduje się na otwarte starcie z Damaszkiem? To byłby szybki nokaut militarny. Izraelczycy muszą jednak działać ostrożnie. Zbyt duże bowiem osłabienie rządu Mohameda al-Szary może znów otworzyć drogę do Syrii wpływom irańskim i pozwolić podnieść głowę Państwu Islamskiemu (ISIS).
Czytaj więcej: Był Kaukaz, jest Syria, będzie Libia? Tak Erdoğan ogrywa Putina
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 10 (28) 08-14/03/2025