Do domów dziecka oraz do rodzin zastępczych trafiają dzieci po różnych życiowych przejściach. Sieroty, półsieroty, a także dzieci, których rodzice nie są w stanie opiekować się nimi. Na szczęście są też ludzie, którym los dzieci porzuconych nie jest obojętny.
— Ja sama nigdy nie wybierałam dzieci. Życie tak się układało, że to one do mnie przychodziły. Dziewczynkę i chłopca już wychowałam, a Lukas jest moim trzecim wychowankiem. Pierwsze dziecko, którym zaopiekowałam się, zesłał mi sam Bóg! Znalazłam je porzucone na ulicy w worku. Miało wtedy dopiero kilka dni, a ja byłam jeszcze niezamężna. Nie wiedziałam, co robić… Ale nie mogłam zrozumieć, jak można nosić pod sercem, urodzić, słyszeć bicie serduszka własnego dziecka, czuć jego ciepło, a potem wziąć taką maleńką, bezbronną istotę i ot tak po prostu wyrzucić?! — mówiła Janina Lazutkienė.
Młodziutka wówczas Janina wzięła porzucone dziecko i wychowała je z pomocą swoich rodziców i babci. Dała mu wszystko, co miała i co mogła dać. Dzisiaj to już dorosła, wykształcona osoba, która ma własną rodzinę i dzieci.
Na swojej drodze Janina spotkała jeszcze jedno dziecko. Była to śliczna czteroletnia dziewczynka, sierota. Janina przyjaźniła się z jej mamą. Gdy odwiedziła dziewczynkę po rzekomej śmierci jej mamy (po wielu latach okazało się, że matka żyje), mała Lenka uczepiła się za jej kolana i nie puszczała. W jej oczach kobieta zobaczyła ból i żal do całego świata. Zabrała małą do domu, miała już wtedy rodzinę i pierwsze własne dziecko, synka. Lenka zamieszkała z rodziną pani Janiny, która twierdzi, że jest bardzo ważne, aby dziecko czuło miłość własnej matki, ponieważ nikt nie jest w stanie jej zamienić.
— Zawsze mówię, że matka jest jedna. Trzeba ją kochać taką, jaką ona jest. Matka jest najważniejszą osobą nie tylko w życiu małego dziecka, ale także osoby dorosłej. To właśnie ona powinna być dla dziecka pierwszym rozmówcą i kolegą podczas zabaw dziecięcych, to ona swoją pociechę musi darzyć pieszczotami i chronić przed wszelkimi przykrościami. Niestety, nie każda matka spełnia należycie swoją rolę, ale do każdego wypadku trzeba podchodzić indywidualnie i ze zrozumieniem… — mówiła Janina.
Mając piętnaście lat Lenka odeszła do swojej biologicznej matki. Janina sama ją zawiozła, ale bardzo ciężko przeżyła to rozstanie. Na początku nie mogła uwierzyć, że dziewczynka już nie mieszka z nią. Obecnie są w bardzo dobrych stosunkach. Lenka często odwiedza swoją przybraną mamę, pomimo że mieszka we Włoszech, gdzie założyła już własną rodzinę.
Nadal nazywa ją swoją mamusią i przy każdej okazji dziękuje jej za miłość, troskę i oddanie.
— Życie mnie nie rozpieszczało, po urodzeniu bliźniaków zmarł mój kochany mąż. Nie chciało mi się żyć, ziemia usunęła się spod stóp. Myślałam, że to już koniec. Pewnego wieczoru siedzieliśmy z dziećmi przy kominku i oglądaliśmy w telewizji program z Nomedą, gdzie właśnie zobaczyliśmy Lukasa. Mój syn powiedział, że chciałby mieć takiego braciszka. Gdy spojrzałam w oczka bezbronnego, porzuconego dziecka, które jeszcze nie zdążyło na dobre zagościć się na tym świecie — już wiedziałam, co ono przeżyło. Jego twarzy nie mogłam długo zapomnieć… I postanowiłam, że muszę mu jakoś pomóc! — opowiadała Lazutkienė.
Po roku ponownie siedząc w gronie rodzinnym zobaczyła już dwuletniego Lukasa i dotrzymała słowa — już siedem lat chłopak mieszka w ich rodzinie. To jest bardzo trudne dziecko. Potrzebuje dużo uwagi, troski i cierpliwości. Z nim trzeba inaczej zachowywać się, ponieważ jest bardzo wrażliwy. Niestety jest chory, ma padaczkę.
— Każde dziecko wymaga indywidualnego podejścia. Czasami są bardzo trudne chwile. Zdarzało się nawet, że chciałam zrezygnować z opieki. Nie ukrywam, że jest mi bardzo trudno. Jestem wdową, mam dwóch własnych nastolatków i Lukasa, ale dzisiaj, gdy wiem, że jest chory, nie zostawię go, jestem lekarką i jestem wierna przysiędze Hipokratesa — mówiła Janina.
Lukas uczęszcza na zajęcia z karate, gra na bębnie. Co roku z nową rodziną wyjeżdża na wakacje, przeżywa tak jak każde dziecko swoje dzieciństwo.
— Nawet nie wiem, co można powiedzieć o kobiecie, która pozostawia swoje dziecko bez opieki macierzyńskiej. W taki sposób niszczy jego dzieciństwo. To jest przerażające, żeby matka nie chciała spojrzeć na własne dziecko, widzieć jak ono dorasta, być przy nim w radości i nieszczęściu — podczas rozmowy zwierzała się Janina.
Chłopiec nazywa panią Janinę mamusią i często podkreśla, że bardzo ją kocha. Przy każdej okazji kładzie jej na kolana swoją główkę, by mamusia go pogłaskała i powiedziała jakieś czułe słowo.
— To moja mamusia, nie chcę znać drugiej! chciałbym tylko spotkać się ze swoim braciszkiem… Jest mi tutaj naprawdę bardzo dobrze, to moja rodzina, którą kocham i która mnie kocha. Mam nawet swego psa. W przyszłości chcę zostać księdzem i służyć Bogu i ludziom — mówił dziesięcioletni Lukas.
Pani Janina ma nadzieję, że z Bożą pomocą pomoże dziecku stanąć na nogi i że zdrowie jej nie opuści. Lukasowi zawsze powtarza, że trzeba wybaczać. Nigdy nie stanie mu na drodze, jeżeli będzie chciał spotkać się z biologiczną matką. Nieważne, kiedy to będzie, jutro, czy może za 10 lat. Kobieta twierdzi, że nikt nie ma prawa zabronić dziecku poznać swoją matkę.
Każdy życiowy błąd, uczynek na zawsze może złamać człowiekowi życie. Najtrudniej jest żyć, gdy sam sobie nie możesz wybaczyć i masz nieczyste sumienie. Niektóre kobiety po porzuceniu swoich dzieci nie mogą żyć spokojnie, mają wyrzuty sumienia.
Jedną z takich matek jest Leokadia, która mimo tego, że minęło już wiele lat, nie może sobie wybaczyć.
— Już minęło 20 lat, jak oddałam swego 3-letniego syna do domu dziecka. Często po nocach słyszę, jak on mnie woła. Nie mam dla siebie żadnego usprawiedliwienia. Miałam wtedy 16 lat, ojciec dziecka, gdy dowiedział się o mojej ciąży, zostawił mnie. Mój ojciec wyzywał mnie, bałam się go. Synka wychowywałam do 3 lat sama, następnie ojciec postawił warunek — musiałam albo pozbyć się dziecka, albo wyjść z domu. Nie miałam wyjścia, oddałam go. Dzisiaj tak nigdy bym nie zrobiła. Pan Bóg mnie ukarał — już nigdy nie zostanę matką — opowiada Leokadia.
Z każdym rokiem coraz więcej dzieci zostaje porzuconych. Statystyka w naszym kraju jest bardzo smutna. Do domu dziecka co roku trafia około 1 300 osób. Obecnie na Litwie w sierocińcach mieszka około 4 000 dzieci.
— Rocznie obywatele Litwy adoptują około 100 dzieci, najczęściej w wieku do 3 lat. Na adopcję decydują się także mieszkańcy innych państw, którzy w ciągu roku adoptowali około 130 dzieci z Litwy. Obecnie obcokrajowcy adoptują mniej dzieci, ponieważ warunki adopcji są bardziej skomplikowane — mówi Danutė Umbrasienė, starsza specjalistka państwowej służby praw, opieki i adopcji przy Ministerstwie Pracy i Opieki Socjalnej.
Do domów opieki trafiają dzieci pozbawione opieki rodzicielskiej z bardzo różnych przyczyn.
Są to noworodki, które matki zostawiają od razu po urodzeniu w szpitalu po podpisaniu oświadczenia, że zrzekają się wszelkich praw do dziecka, dzieci z „Okienka życia”, lub po prostu znalezione w różnych, czasem nawet bardzo tragicznych okolicznościach. W 2011 roku 908 porzuconymi dziećmi zaopiekowały się rodziny zastępcze.
— Najczęściej są to dzieci alkoholików i narkomanów. Aż 99 proc. dzieci w wileńskich domach dziecka jest właśnie z takich rodzin. Bardzo rzadko trafiają do nas sieroty. Zazwyczaj nimi opiekuje się ktoś bliski z rodziny. Ludzie obawiają się adoptować lub zostać rodzicami zastępczymi ze względu na geny — powiedziała dla „Kuriera” Greta Zvolinskienė, kierowniczka ds. opieki i adopcji w dziale ochrony praw dziecka samorządu miasta Wilna.
Psychologowie twierdzą, że adopcja oraz opieka mają służyć dobru dziecka, powinny dać mu rodzinę, której z różnych przyczyn nie ma i do której tęskni. Powinni to być ludzie, którzy naprawdę będą chcieli i potrafią sobie poradzić z wychowaniem adoptowanego lub dziecka wziętego pod opiekę. Muszą być przygotowani na to, że może ich spotkać wiele trudności, ponieważ dzieci dziedziczą geny swoich rodziców.
— Ci, którzy decydują się na adopcję lub zaopiekowanie się dzieckiem, muszą wiedzieć, że wychowanie dzieci porzuconych jest o wiele trudniejsze niż wychowanie biologicznych dzieci. Często wymagają one większego wysiłku i umiejętności korygowania zaburzeń związanych z opóźnieniem rozwoju, chorobą sierocą i urazami nabytymi we własnej często patologicznej rodzinie, bądź w domu dziecka — mówi psycholog Rūta Martkūnienė.
Psycholog zaznaczyła, że mało ludzi decyduje się na adopcję dziecka lub bycie rodziną zastępczą. I niebezpodstawnie, ponieważ jest to bardzo trudna i odpowiedzialna decyzja. Dzieci są trudne, potrzebują dużo uwagi, miłości, a nie każdy może im to dać…