Jesteśmy na trasie Pielgrzymki Ejszyszki – Ostra Brama w okolicach Rakańc. Mają tu akurat postój na mały posiłek i odpoczynek.
Ogólną intencją tej pielgrzymki jest jedność rodziny w myśl papieża Franciszka, który tak oto w Roku Rodziny się modli: „Święta Rodzino z Nazaretu, obudź w naszym społeczeństwie świadomość świętości i nienaruszalności rodziny. Niech każda rodzina będzie przyjaznym domem dobroci dla dzieci, osób starszych, chorych i samotnych”.
To ogólna intencja, ale każdy z pątników miał jeszcze własną, bardzo osobistą i skrytą w sercu intencję.
Tegoroczna pielgrzymka jest trochę nietypowa, bo znacznie więcej młodzieży bierze w niej udział, gdyż niektóre starsze osoby już zrezygnowały z tego rodzaju modlitwy. Może to trochę smutne, ale czas i wiek swoje robi. Cieszy natomiast, że rośnie nowa, godna zmiana młodych dziewczyn i chłopców. Wielu z pątników to młodzież do 20 lat.
Tu, w Rakańcach, czekał już na nich posiłek: zimny chłodnik z mięsem drobiowym i żółtym serem, wszelkiego rodzaju sałatki warzywne, soki naturalne własnej roboty, napoje.
Pielgrzymi byli jeszcze w drodze, a tu już całe „koło gospodyń”, w tym siostra Eucharystka Nijola Mazur i ks. Tadas Švedavičius oraz inni szykowali posiłki w altance pod drzewami. Szefem „kuchni” jest tu już od lat pani Julia Kozłowska.
Przyszli spoceni i zziajani, ale z uśmiechem i pieśnią na ustach na kolejny „postój”.
„Maryjo, Matko Miłosierdzia,/Co w Ostrej Bramie tron swój masz,/Do Ciebie biegniem w każdej biedzie,/
A ty nam zawsze pomoc dasz”.
Tak chyba w telegraficznym skrócie można ująć te wszystkie modlitwy i śpiewy pielgrzymującej młodzieży.
— Pielgrzymka powoli staje się już międzynarodową. Mamy księdza z Niemiec, pielgrzymów z Polski, jest też grupka Litwinów. Ktoś kiedyś powiedział, że muzyka łączy kontynenty i narodowości, a ja z każdym rokiem przekonuję się, jak bardzo łączy wszystkich wspólna modlitwa, śpiew, obcowanie w drodze — mówi organizator pielgrzymki ks. Wiktor Kudriaszow z Ignaliny.
Moc wrażeń, dużo nowych twarzy, młodych ludzi, którzy po raz pierwszy uczestniczyli w tego rodzaju pielgrzymce. A większość z nich mówiła: „To coś wspaniałego, niepowtarzalnego, tych przeżyć nie da się słowami tak na szybko wyrazić. To w pewnym sensie trzeba jeszcze jakoś na spokojnie »przetrawić« duchowo.”
— Trzeba z tym wrócić do domu i w ciszy raz jeszcze wszystko przemyśleć, przeanalizować, a potem spróbować lepiej żyć, być może coś zmienić w swojej codzienności — mówiło wielu młodych.
Na polanie, rozłożeni na trawie, wszyscy się zajadali przygotowanym (według specjalngo przepisu księdza Tadasa) chłodnikiem, sałatkami siostry Nijoli.
Ale mamy jeszcze trochę czasu na pogawędki, więc zaczepiamy jedną, drugą osobę. Uwagę naszą przykuła pewna podwileńska rodzina z trójką małych dzieci. Są nimi Teresa i Władysław Bortkiewiczowie z córeczką Emilią (5 lat), synkiem Augustynem (3 lata) i rocznym Samuelkiem.
— Z mężem Władysławem poznaliśmy się w kościele, potem wybraliśmy się na pielgrzymkę. Powoli coraz lepiej poznaliśmy jeden drugiego, aż wreszcie pobraliśmy się. Najpierw wszędzie razem z mężem, potem razem z dziećmi — zwierza się Teresa.
— Z dziećmi od pieluszek chodziliśmy do kościoła. One niczego jeszcze nie rozumiały, ale łaska Boża już na nich spływała, bo czym skorupka za młodu nasiąknie… Przecież rodzina, to ten maleńki, ale jakże silny domowy Kościół — dodaje Władysław.
Oboje z mężem wyznają tę starą naszych dziadów zasadę, że jak się czegoś pogniewają, nie można z tym gniewem iść spać i jeszcze przed zachodem słońca należy się pogodzić, wszystko jeden drugiemu wybaczyć.
Trudy, upał i znoje w przypadku pątników są całkiem do zniesienia i warte tego wielkiego przeżycia. Jedność, wspólnota, intencje są duchowo silniejsze od niewygód ciała. Ania, pracowniczka jednego z wileńskich przedszkoli pielgrzymuje już ósmy raz. Tym razem jest to właściwie jej pielgrzymka dziękczynna, bo już wyprosiła u Matki Bożej to, czego bardzo pragnęła. Młoda siostra Franciszka z zakonu Sióstr Jezusa Miłosiernego ma jeszcze dużo próśb, pragnie umocnić się duchowo i mówi, że czuje się jak odnowiona w tej wspólnocie pielgrzymkowej.
— Pielgrzymuję po raz pierwszy, namówili mnie do tego przyjaciele. Jestem bardzo zadowolona, bo zobaczyłam tu inny świat. Nigdy nie myślałam, że młodzież może być taka fajna, że obcy sobie ludzie mogą być braćmi, jedni drugim pomagać — zwierza się 12-letnia Łucja Lewkowicz.
Takich i podobnych wypowiedzi było bardzo dużo. Wspólna modlitwa, dyskusje, próby wspólnego rozwiązywania własnych, czasem może bardzo bolesnych problemów, ta niekiedy aż do bólu szczerość bardzo ludziom pomaga, niekiedy ich nawet odmienia. A ileż znaczą te przydrożne spotkania z mieszkańcami okolicznych wsi, którzy wychodzą, by spotkać pielgrzymów, podać im kubek wody lub mleka, a często nawet nakarmić, a potem chwilę wspólnie się z nimi pomodlić się i znakiem Krzyża odprowadzić w dalszą drogę.
— Jestem do głębi poruszony tą pielgrzymką. U nas w Niemczech nie ma tradycji pielgrzymowania. A tu widzę tyle rozmodlonych twarzy, młodych twarzy. To dla mnie wielkie przeżycie — mówi po raz pierwszy uczestniczący w tego rodzaju pielgrzymce ks. Jan Stein z Niemiec.
Wczoraj, 10 lipca, niemal w samo południe pątnicy uderzyli czołem przed Panią Ostrobramską w ciszy serca dziękując swojej Matce za łaski, prosząc o nowe, może przepraszając za coś. Uwieńczeniem pielgrzymki była uroczysta dziękczynna Msza św. w kaplicy. I już chwila rozstania,wyruszali się do swoich domów. Pomimo zmęczenia niechętnie się rozstawali. Wielu z nich mówiło: „Do spotkania w następnym roku”.