Sejm właśnie rozpatruje Ustawę o Bezpieczeństwie Cybernetycznym. Mającą nas rzekomo bronić przed zagrożeniem ze strony (domyślnie — rosyjskich) hakerów. Gorzej, że czyniącą z Litwy państwo bardziej przypominające właśnie Rosję, Chiny czy Koreę Północną. Bo, po przyjęciu takiej ustawy — już nazwanej przez niektórych „Ustawą o Cybergestapo” — trudno będzie o Litwie mówić jako o państwie demokratycznym.
Wspomniana ustawa przewiduje nadanie policji nowych uprawnień. Gromadzenie wszelkich informacji o aktywności internetowej użytkownika (gdzie, z jakich urządzeń i z jakich miejsc wchodził do internetu, co przeglądał, za co płacił, z kim się kontaktował) oraz odłączanie internetu obywatelom — a wszystko to według własnego widzimisię, bez nakazu sądu (służby specjalne takie uprawnienia mają i teraz, ale potrzebny jest nakaz — nie mogą tak działać samowolnie).
Takie pomysły (projekt ten zgłosił szef sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Artūras Paulauskas) nie tylko są zagrożeniem dla demokracji (można przecież odłączyć internet opozycji politycznej!), ale też zwykłym zamordyzmem. Wystarczy krzywo spojrzeć na policjanta podczas kontroli drogowej, a już się ryzykuje, że się zemści, odłączając internet.
Tak straszą politycy tą Rosją, a sami co?