Władimir Putin wystąpił w czwartek w roli przywódcy duchowego Rosjan, niemal proroka, który podbojom militarnym i geopolitycznemu awanturnictwu nadaje charakter sakralny.
Nagle się okazało, że Rosja nie miała wyjścia i musiała anektować Krym, bo to jej święta ziemia, rosyjska Jerozolima, mimo że historia mówi zgoła co innego.
Święte są też rosyjskie interesy.
A Zachód się na nie uwziął, wymyślił sankcje i wprowadziłby je niezależnie od działań Rosji na Ukrainie — rzekł natchniony Putin.
Brzmi to równie zaskakująco, jak opowieść o świętym Krymie. Przecież Zachód długo nie palił się do odpowiedzi na imperialną politykę Moskwy na Ukrainie, przebudziło go zestrzelenie samolotu z zachodnimi pasażerami na pokładzie.
Święte są też rosyjskie pieniądze – te, których zaczyna brakować w budżecie z powodu sankcji i spadających cen ropy. Nieważne, podkreślił przywódca, skąd pochodzą, byle pozostały u nas.
Przymykanie oka na pochodzenia kapitału było przywilejem oligarchów.
Jeżeli się nie wychylali jak nieroztropny Michaił Chodorkowski, nie musieli się obawiać kontroli i kar. Teraz podobnie ma być z innymi posiadaczami worków z rublami. Można się domyślać, że na podobnej zasadzie – jeżeli się nie wychylą i będą głosili chwałę działań Kremla. Wszystko dla dobra zagrożonej przez cyniczny i zepsuty Zachód Rosji.
Jerzy Haszczyński
„Rzeczpospolita”