Po raz drugi pojawiła się w Sejmie kwestia eutanazji, czyli uśmiercania śmiertelnie chorych. Temat ten jednak, wbrew pozorom, dotyczy nie tylko osób chorych i ich rodzin, ale nas wszystkich — kwestią jest bowiem ustrój państwa i jego priorytety.
Jeśli zakładamy, że obowiązkiem państwa jest dbanie o dobro swych obywateli, to jako „dobro” rozumiemy też ochronę ich życia. Przed pożarami, chorobami, mordercami, bombardowaniami i tak dalej — w każdych okolicznościach i bez żadnych wyjątków. Wprowadzenie wyjątku, czyli możliwości uśmiercenia obywatela ze względu na jego stan zdrowia, zezwala państwu na nieprzestrzeganie zasady dbania o dobro swych obywateli w każdych okolicznościach — bo już w okoliczności nieuleczalnej choroby mogą sobie umrzeć. A jeden wyjątek pociąga za sobą następne, bo aparat państwowy najchętniej by za nic nie odpowiadał.
W Belgii już można uśmiercać (lub zadawać eutanazję, jak kto woli) także chore dzieci, ostatnio uśmiercono tam także zdrową fizycznie osobę po nieudanej operacji zmiany płci, czego motywem było cierpienie psychiczne.
Można o eutanazji dyskutować — ale trzeba też wiedzieć, o czym się mówi i jakie to ma konsekwencje dla całego społeczeństwa.
Autorzy projektu jej legalizacji zdają się chcieć ominąć tę dyskusję.