Przeszło tyle lat, jak zmuszeni byli opuścić swą ziemię, Wileńszczyznę. Jak znaleźli się tu, w Polsce.
Niektórzy z nich języka ojczystego prawie nie znali. Tak oto w książce „Zawsze wierni „Piątce” autorstwa znanej dziennikarki wileńskiej Krystyny Adamowicz wspomina to pierwsze spotkanie z Macierzą jeden z absolwentów Wileńskiej Szkoły Średniej im. Joachima Lelewela Stefan Śnieżko, polski polityk, prokurator, senator II kadencji, zastępca prokuratora generalnego, który badał sprawę zbrodni katyńskiej.
„Nasz transport repatriacyjny z Wilna do Polski nie wiadomo z jakich przyczyn szedł okrężną drogą przez Ukrainę, w kierunku Lwowa. Jechali z nami nie tylko Polacy, którzy dobrze mówili po polsku, ale też ci, których los zarzucił na Syberię, czy do Kazachstanu i języka ojczystego już prawie nie znali. Gdzieś po miesięcznej podróży pociąg zatrzymał się przy słupach granicznych. Nasz współtowarzysz podróży razem z synkiem przytulają twarz do małego okienka wagonu. „Smotri synok, eto Polsza — Polska” — mówi ojciec i łzy mu przesłaniają obraz ziemi obiecanej. Totalny szloch rozległ się w wagonie”.
Nieprzypadkowo przytoczyliśmy tę wypowiedź. Była ona swoistym mottem każdego kaziukowego spotkania, sparafrazowanym przez konferansjerkę Annę Adamowicz na „Zawsze wierni Polsce”. Bo przecież ta tęsknota była, jest i żyje w sercach tych, którzy od wielu lat są tu, na Ziemi Warmii i Mazur, dokąd corocznie od lat 26 przyjeżdża wileńska ekipa kaziukowa.
Tegoroczna — w składzie której był polski zespół pieśni i tańca „Zgoda”, zespół „Rudomianka”, twórcy ludowi, plastyczka Danuta Lipska wraz ze swą autorską wystawą, przedstawiciele mass mediów — objęła Kętrzyn, Olsztyn, Bisztynek, Bartoszyce, no i oczywiście Lidzbark Warmiński, gdzie odbyła się gala kaziukowa i gdzie przed XXXI laty Kaziuk Wileński się narodził.
Po pierwszych pięciu latach do tych tak wzruszających spotkań dołączyła się ekipa wileńska przywożąca coraz inne zespoły z Wileńszczyzny.
„Dzisiejszy dzień jest nie tylko dniem święta artystycznego, jest też powrotem do lat młodości tych, którzy nadal na Wileńszczyźnie mieszkają, jak i tych, którzy po II wojnie światowej zostali stamtąd wysiedleni przez Sowietów i trafili tutaj — na Warmię i Mazury. Przesiedleńcy, którzy pamiętają dawne czasy, powoli odchodzą. Dlatego festiwale takie jak ten są bardzo ważne” — powiedział burmistrz Lidzbarka Warmińskiego Jacek Wiśniowski, który nie zapomniał podziękować swemu poprzednikowi Arturowi Wajsowi, który tyle lat witał ekipy wileńskie na tych corocznych spotkaniach.
Na galowy koncert w Lidzbarku Warmińskim przybyło wielu dostojnych gości: posłowie na Sejm RP Miron Sycz oraz Piotr Cieśliński, wicemarszałek województwa warmińsko-mazurskiego Anna Wasilewska,, starosta Lidzbarka Jan Harhaj, wójt gminy Kiwity Wiesław Tkaczuk.
Wygospodarował też czas na spotkanie z wilniukami wicemarszałek województwa warmińsko-mazurskiego Jacek Protas, człowiek, dla którego Wilno ma zawsze magiczną moc.
Na sali byli też Alicja Gdańska i Władysław Strutyński, lidzbarszczanie, którzy przed 27 laty przybyli do Wilna, do polskiej redakcji „Kuriera Wileńskiego” z inicjatywą organizowania takiego święta. Po roku pierwsza ekipa skompletowana przez zastępcę redaktora Krystynę Adamowicz (od tego czasu niestrudzona organizatorka tego święta po naszej stronie) jechała do nieznanego wówczas, a dziś tak prawie rodzimego Lidzbarka.
Kaziuki-Wilniuki, tradycyjnie od samego początku rozpoczynają się od Mszy świętej w miejscowym kościele pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Ks. kan. mgr Roman Chudzik celebrując Mszę św. w Dniu Kobiet powiedział: „Będziemy się modlić za wszystkie kobiety, matki, za wilniuków, by Bóg błogosławił ich we wszystkich poczynaniach. Tych, co nadal na Wileńszczyźnie pozostali, oraz tych, którzy przybyli tu przed laty na stałe, oraz tych, którzy przybywają co roku przywożąc tradycje, pieśni, melodie tych stron”.
Sam ksiądz doskonale zna Wilno, trzynaście już razy prowadził pielgrzymkę do tej „co w Ostrej świeci Bramie”. Doskonale zapamiętał pierwszą, w składzie której było tylko dziewięć osób. Jak mówi, najbardziej odważnych, bo nikt nie wiedział, jak dojdą do Wilna, jak tam zostaną przyjęci. Były to przecież inne lata. Doskonale pamięta śmiech sowieckich pograniczników na widok krzyża.
— Palcami pokazywali, śmieli się, ale nas przepuścili. Tak doszliśmy do pierwszego domu na Litwie. Wtedy jeszcze sowieckiej. Doskonale zapamiętałem, jak gospodyni tego domu widząc nas spoconych, zmęczonych, dała napić się wody i wyniosła bochen razowca oraz słój miodu: „Co mam, tym przywitam” — powiedziała. Ten smak dobroci, życzliwości zapamiętaliśmy wszyscy — ze wzruszeniem wspomina ks. Chudzik, który potem jeszcze dwunastokrotnie odwiedzał Matkę Ostrobramską z coraz liczniejszą grupą pielgrzymów.
Prawie każdy z widzów, przybywających na te spotkania kaziukowe, ma swoje wspomnienia. I dla wielu przybyłych na te koncerty odbywające się w wyżej wymienionych miastach najcenniejsza była i pozostała możliwość rozmów z gośćmi z Wilna, wspominania czasów młodości spędzonej na Wileńszczyźnie, możliwość rozmowy.
Nic więc dziwnego, że ciepłem i zainteresowaniem obdarzają ekipy wileńskie. A sale, w których występuje ekipa kaziukowa, wypełnione są zawsze po brzegi.
Tak było w Kętrzynie, Olsztynie, Bartoszycach, Lidzbarku Warmińskim i Bisztynku, do którego Wileńskie Kaziuki zawitały po raz pierwszy. Dominik Kuziniewicz i Anna Adamowicz, czyli Wincuk Bałbatunszczyk i ciotka Franukowa tuż na wstępie, jak to umieją czynić na poczekaniu, „ochrzcili” to miasteczko Bursztynkiem. Mieszkańcy ze śmiechem i oklaskami przyjęli nową nazwę, bo bursztyn jest przecież „słońcem z dna morza wydobytym”. A burmistrz Bisztynka Marek Dominiak ze wzruszeniem dziękował za „podtrzymanie tradycji, promowanie i budowanie polskiej kultury na Wileńszczyźnie”
Opisać Kaziuka nie sposób. Bo Kaziuk — to występy artystyczne, to też otwarcie wystawy autorskiej. Tym razem gospodynią pokazu mającego miejsce w Hotelu Krasickiego w Lidzbarku Warmińskim była znana wileńska plastyczka Danuta Lipska mająca na swym koncie udział w ponad 60 wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jak wypisz wymaluj jej ekspozycja pasowała do tytułu gali kaziukowej w Lidzbarku „Wilnem malowane”. Przemawiając podczas otwarcia ekspozycji Danuta Lipska m. in. powiedziała: „Maluję sercem. Maluję nie tylko to co widzę, ale przede wszystkim to, co czuję. Przywiozłam do waszego miasta trochę naszych kolorów, by były przypomnieniem stron rodzinnych”. Otwarcia wystawy dokonała dyrektor Lidzbarskiego Domu Kultury Jolanta Adamczyk razem z burmistrzem miasta Jackiem Wiśniowskim.
Przenieśmy się do sal, gdzie odbywały się występy zespołów i gdzie widz miał nie tylko doznania artystyczne. W Olsztynie, w którym święto w imieniu prezydenta miasta Piotra Grzymowicza otworzyła dyrektor ds. kultury Urzędu Miasta Olsztyn Gabriela Konarzewska były nie tylko serdeczne słowa powitania. Były momenty bardzo wzruszające. Specjalnie dla majora w stanie spoczynku Czesława Sawicza — wykonany został przez „Zgodę” mazur wileński. Bo to właśnie pan Czesław jest jedynym żyjącym uczestnikiem wydarzeń pod Krawczunami. Jako młody chłopak zaciągnął się do 5. Brygady Śmierci mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, potem został przydzielony do 4. Brygady „Narocz” pod dowództwem ppor. Longina Wojciechowskiego, ps. „Ronin”. Po rozbrojeniu był internowany i wywieziony do Kaługi. Podzielił los tysięcy więźniów gułagu. Po wielu latach zamieszkał właśnie w Olsztynie.
No i czwarty kolejno występ w Lidzbarku Warmińskim – mieście, gdzie się Kaziuk narodził, mieście, które tak sukcesywnie tę tradycję nie tylko kontynuuje ale jakże pomyślnie rozwija. Nie przypadkowo więc, Galę otworzył występ najmłodszych członków zespołu „Perła Warmii” będącego dziś prawdziwą perłą całego regionu. A „połowiaczką”, która ten zespół założyła przed sześciu laty jest dyrektor DK Jolanta Adamczyk. Oglądając występy ludowych wileńskich zespołów artystycznych wzięła sobie za punkt honoru stworzyć swój zespół propagujący melodie, tradycje stron warmińskich. A że wszystko, za co się bierze, jej udaje, więc nowo narodzone „dziecię” (tak to ciotka Franukowa – Anna Adamowicz i Wincuk – Dominik Kuziniewicz go ze sceny określają) szybko nie tylko dorosło do „rodziców”, ale już ich prześciga. Ale znów ile trudu trzeba było w to włożyć, by młodzież kulturą ludową zachęcić, ile trzeba ćwiczyć, by osiągnąć taki poziom jaki posiada, o tym wie tylko ona sama. Ma doskonałych pomocników.
Tym razem w Lidzbarku, Kętrzynie, Bisztynku, Bartoszycach zespół zaprezentował obrazek zapustowy pt. „Zapustnicy ido ku nom”, za który na Ogólnopolskim Festiwalu Wsi Polskiej w Kielcach zajął III miejsce. Świetny obrazek, świetnie wykonany. Wspaniała choreografia Bartosza Andrulewicza, doskonała kapela po kierunkiem Łukasza Szymańskiego
Dobrze przyjęte zostały przez widza również nasze wileńskie zespoły — polski zespół folklorystyczny „Rudomianka” (kier. Wioleta Cereszka), który to wyciskał łzy z oczu publiczności swymi nastrojowymi i patriotycznymi piosenkami, to wywoływał salwy śmiechu recytacjami dowcipnych wierszy i opowieści.
Zespół „Zgoda” (założyciel Henryk Kasperowicz) przedstawił zarówno utwory i tańce podszyte nostalgią za dawnymi zwyczajami, jak i dynamiczne kresowe i cygańskie tańce oraz pieśni i tańce patriotyczne.
Klimatu święta nie potrafi oddać żaden tekst, żadna fotografia. Albowiem jest to nietypowe, a tak oczekiwane przez obie strony spotkanie, kiedy można powspominać, pomarzyć, kiedy to można wrócić wspomnieniami do lat młodości… I za to wszystko należy podziękować głównej gospodyni — dyrektor Domu Kultury w Lidzbarku Warmińskim Jolancie Adamczyk, która nie dosypia nocy, dwoi się i troi, by każdy tu był oczekiwany, dopieszczony i za to nisko jej się kłania tegoroczna ekipa wileńska.